Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

 

Polski Wrzesień 1939, pod dachem Bovington Tank Museum.

Londyn 29.01.2014.

 

Od naszej pierwszej wyprawy do największego w Europie muzeum broni pancernej minęło sporo czasu. Choć tego nie planowaliśmy, los spowodował, że odległe Bovington odwiedziliśmy ponownie w roku ubiegłym. Wtedy właśnie zrodził się pomysł by odnaleźć, sfotografować i pokrótce opisać pojazdy pancerne, które mogłyby się spotkać ze sobą w czasie Wojny Obronnej 1939r w Polsce. Mało, jest bowiem na świecie miejsc, gdzie zgromadzono tak obszerną i różnoraką kolekcję czołgów, wozów bojowych i pomocniczych uczestniczących w różnych konfliktach zbrojnych na przestrzeni minionego wieku. W kolekcji tej ogromną część zajmują egzemplarze powstałe podczas działań II Wojny Światowej. W czasie, której czołgi i szeroko rozumiana broń pancerna, odegrały ogromną role zmieniając na zawsze sposób prowadzenia wojny na lądzie. Jakkolwiek późniejsze typy i modele pancernego uzbrojenia, będącego na wyposażeniu walczących stron można w naszym kraju w większości odnaleźć w muzeach. To wozy bojowe z okresu początku działań wojennych, stanowią w Polsce ogromną rzadkość. Dopiero całkiem niedawno przystąpiono do różnorakich działań, od dyplomatycznych po rekonstrukcyjne, by uzupełnić kolekcję broni pancernej polskiego Września 39. Po wnikliwym przeanalizowaniu kolekcji Tank Museum Bovington, okazało się, że można tam zobaczyć „lwią część” obiektów, o których wspominałem powyżej.

Choć w czasie działań Kampanii Wrześniowej uczestniczyły czynnie trzy kraje, III Rzesza, Polska i Rosja Sowiecka, to sporo egzemplarzy wykorzystywanego w tych działaniach uzbrojenia pochodziło z Francji i Wielkiej Brytanii. Rozpocznijmy, zatem od Sowieckiej Rosji.

We wrześniu 1939 roku Armia Czerwona posiadała na wyposażeniu prawdziwe monstrum pancerne. Mowa tu o czołgu ciężkim T-35A. Tego 55 tonowego kolosa wyposażonego w pięć obrotowych wież, obsługiwanych przez 10-11 osób załogi. Nie zobaczymy w ekspozycji Tank Muzeum Bovington. Nie jestem pewny, czy gdziekolwiek na świecie zachował się, choć jeden egzemplarz z 61 wyprodukowanych w Związku Radzieckim. Potężny czołg, okazał się pełen wad technicznych. Dowódca nie potrafił w warunkach bojowych koordynować ognia z wszystkich pięciu wież. Co czyniło pojazd mało efektywnym na polu bitwy. Słabe opancerzenie i wysokie koszty produkcji spowodowały, że zaniechano budowy kolejnych T-35A. Wspominam jednak o tym czołgu, gdyż był on wzorowany na zupełnie innym modelu, który można oglądać w muzeum Bovington. Mowa tu o brytyjskim czołgu ciężkim A1 E1.

Armia Brytyjska zamówiła egzemplarz próbny czołgu ciężkiego, nazwany do potrzeb testów A1 E1. Próby ujawniły cały wachlarz wad i niedociągnięć badanego pojazdu. Wyprodukowany jedyny egzemplarz w czasie II Wojny Światowej pełnił rolę ruchomego punktu oporu zabezpieczając plaże Wielkiej Brytanii, przed inwazją. Po wojnie trafił do muzeum. Rosjanie praktycznie skopiowali ten czołg i dopiero po wyprodukowaniu 61 maszyn doszli do takich samych wniosków, co Anglicy! Niepraktyczny i nieużyteczny pojazd został jedynie ciekawostką muzealną.

W przeciwieństwie do A1 E1 vel T35A, kolejny prezentowany czołg był konstrukcją bardzo udaną i szeroko wykorzystywaną we Wrześniu 1939, ale i w dalszych działaniach wojennych. Mowa tu o opartym na licencji Brytyjskiej czołgu lekkim T-26.

W latach 1933-40 wyprodukowano 12 000 różnych wersji czołgu T-26. Prezentowany na fotografiach egzemplarz jest bardzo ciekawy! Jak widać jest on w malowaniu i oznaczeniu niemieckim! Dokładnie 362 czołgi lekkie T-26 otrzymali republikanie w czasie wojny domowej w Hiszpanii. Wiele trafiło, jako sztuki zdobyczne do Legionu Condor. Tak było właśnie w przypadku T-26 z muzeum w Bovington. Dodać należy, że maszyny te były wykorzystywane w Hiszpanii, jeszcze w latach 50-tych ubiegłego wieku!

W czasie napadu na Polskę, Armia Sowiecka wystawiła 1675 czołgów T-26. W wyniku walk 302 wozy zostały uszkodzone / awarie techniczne, brak paliwa, błota/ natomiast jedynie 15 wozów stracono bezpowrotnie.

III Rzesza Niemiecka, technikę wykorzystania broni pancernej do bezwarunkowego przełamywania oporu przeciwnika doprowadziła do perfekcji. Blitzkrieg, czyli metoda wojny błyskawicznej, postawiła potęgę broni pancernej III Rzeszy na piedestale nowej sztuki wojennej. Czy aby słusznie?

W oparciu o eksponaty Tank Museum Bovington, dokonamy przeglądu niemieckiej broni pancernej z początków II Wojny Światowej.

PzKfw –I niemiecki czołg lekki. Produkowany seryjnie w latach 1934-1939. W Posiadaniu armii niemieckiej około 2000 sztuk.

W wyniku ograniczeń, jakie nałożył na Niemcy Traktat Wersalski, projektowanie i budowa lekkiego pojazdu pancernego PzKfw-I odbywało się w tajemnicy. Oficjalnie projekt dotyczył ciągnika rolniczego o trakcji gąsiennicowej! W rezultacie tych prac, powstał lekki pojazd z przeznaczeniem rozpoznania taktycznego, odporny na działanie broni ręcznej i małokalibrowej.

Widziany na fotografii, to czołg dowódcy kompanii. Normalnie uzbrojone były w dwa karabiny maszynowe. Choć części nigdy nie wyposażono w uzbrojenie używając, jako pojazd szkoleniowy dla kierowców czołgów. W czasie agresji na Polskę, Niemcy użyli 1445 pojazdów tego typu. Były one rozmieszczone w po 136 w poszczególnych Dywizjach Pancernych. Wyjątek stanowiła I Dywizja Pancerna wyposażona jedynie w 68 maszyn typu PzKpfw-I. Pojazd charakteryzował się słabym uzbrojeniem i bardzo cienkim pancerzem. Z łatwością mógł być niszczony przez broń p-panc będącą na wyposażeniu Wojska Polskiego. Do wad uzbrojenia dochodziła jeszcze mała manewrowość i ogromna awaryjność. Ogółem we Wrześniu 1939, utracono 89 maszyn.

Aż do roku 1941 podstawowym czołgiem, stanowiącym trzon pancernych zagonów Wermachtu, był prezentowany na fotografiach poniżej PzKfw-II.

Czołg chroniły płyty pancerne o grubości od 35, do 14,5 mm. Już w tym czasie zupełnie nieodporne na ogień przeciwpancerny armaty Bosfor, karabinu UR, czy czołgów 7TP. Nawet tankietka TKS uzbrojona w 20mm działko, mogła nawiązać zwycięski bój z czołgiem PzKfw-II. Na stanie sił agresyjnych było 1223 PzKfw-II. Zastosowana taktyka Blitzkriegu, plus kooperacja z lotnictwem okazała się niepodważalnym sukcesem. Straty w wyniku awarii i zniszczeń wojennych sięgały zaledwie 10% stanu wyjściowego. Niemniej z uwagi na małe możliwości modernizacji czołgi PzKfw-II zostały wycofane z pola walki. Przeznaczono je do roli pojazdów rozpoznawczych i działań przeciw partyzanckich.

Następcą PzKpfw-II miał być czołg średni PzKpfw-III. Również i tą maszynę można zobaczyć w Tank Muzeum Bovington.

Swego czasu był to najbardziej dynamicznie rozwijany model uzbrojenia pancernego w III Rzeszy. Powstały wersje z długą i krótką lufą działa o kalibrze 37, 50, a nawet 75mm. Niemniej jednak w chwili wybuchu wojny pojazdy te stanowiły jedynie 3% ogólnego stanu maszyn bojowych. Tylko 98 sztuk PzKpfw-III było gotowych do użycia we Wrześniu 1939r. Z założenia miały stanowić uzupełnienie Dywizji Pancernych wyposażonych w poprzednie słabiej uzbrojone modele. Niemniej z uwagi na ich małą liczbę założenia te nie zostały zrealizowane. Pierwsze egzemplarze były słabo opancerzone. Nieodporne na karabiny UR, i inna broń przeciwpancerną Wojska Polskiego. Ponownie taktyka i koordynacja działań okazały się kluczem do sukcesu. Czołgi PzKpfw-III masowo weszły na wyposażenie Dywizji Pancernych dopiero przed agresja na Związek Radziecki. Produkcji zaprzestano w roku 1943. Zastępując przestarzały już w tym czasie model, czołgami nowej generacji.

Koniem roboczym Armii Niemieckiej określano inny pojazd pancerny, który również obecny jest w Muzeum Bovington. To wszechstronny czołg średni PzKpfw-IV. Aż do jesieni 1942 najcięższy czołg III Rzeszy.

Zaprojektowany w latach 1934-35 osiemnastotonowy czołg średni PzKpfw-IV wyposażono w działo krótkolufowe 75mm. Ochronę załogi stanowił pancerz 20mm kadłub i 15 mm wieża. Pojazd okazał się bardzo udany, a ponadto dawał ogromne możliwości przeprojektowywania i dozbrajania. W przyszłości będzie nosił pogrubiony pancerz i zmienioną komorę amunicyjną. We wrześniu był to najpotężniejszy czołg używany w wojskach faszystowskich Niemiec. Pomimo, że na stanie armii było 211 sztuk, to w czasie ataku na Polskę użyto jedynie kilkunastu egzemplarzy PzKpfw-IV. Liczba ich zwiększyła się dopiero przed agresją na ZSRR. Czołgi te były wykorzystywanie i produkowane do zakończenia II Wojny Światowej.

Co ważne, nawet czołg PzKpfw-IV mógł być z powodzeniem niszczony przez środki obrony przeciwpancernej będące na wyposażeniu Armii Polskiej. Rodzi się, zatem pytanie. Dlaczego środki te wykorzystywano bez znaczących i spektakularnych sukcesów? Odpowiedź na to zagadnienie postaram się udzielić w dalszej części artykułu.

Dokonując przeglądu broni pancernej III Rzeszy, której eksponaty znajdują się w Bovington, nie wolno zapomnieć o innym nowoczesnym i ważnym rozwiązaniu technicznym końcówki lat 30-tych ubiegłego wieku. Mowa tu oczywiście o pojeździe SdKfz-251 pół gąsiennicowym transporterze opancerzonym, służącym do szybkiego przemieszczania szturmowych oddziałów piechoty.

Pojazd doskonale spełniał swoje zadanie. Był również podatny na modyfikacje. Standardowo SdKfz-251 uzbrojone były karabiny maszynowe. Ale na bazie tej konstrukcji powstały wyrzutnie pocisków rakietowych, a nawet wozy wyposażone w armatę p-panc. Pojazdy te, choć weszły do służby dopiero wiosną roku 1939, były obecne w czasie przełamywania oporu Polaków. Nie wszyscy może widzą, że pojazd SdKfz-251 był tak udaną konstrukcja, że po wojnie produkowano go jeszcze długo w zakładach SKODA. Jako transporter OT-810 do lat 80-tych stanowił wyposażenie Armii Czechosłowacji.

Zdawać by się mogło, że w Tank Museum Bovington nie znajdziemy żadnych pojazdów pancernych będących w czasie Kampanii Wrześniowej na wyposażeniu Wojska Polskiego. To prawda, że na próżno szukać tu charakterystycznych tankietek TKS, czy ówcześnie bardzo nowoczesnego czołgu 7TP. Jednakże dokonując dogłębnej analizy stanu uzbrojenia jednostek pancernych Wojska Polskiego w roku 1939 raku. Dochodzi się do wniosku, że pod dachem w Bovington zobaczyć można sporo egzemplarzy pojazdów pancernych używanych przez WP w czasie Wojny Obronnej. Jako pierwszy niech posłuży za przykład francuski czołg lekki FT-17. Trzeba pamiętać, ze kompletny egzemplarz tej maszyny, sprowadzono do Muzeum wojska Polskiego, całkiem niedawno!

Prezentowany na fotografiach czołg, to we wrześniu roku 1939 maszyna zupełnie już przestarzała. Pojazd zaprojektowano i produkowano na potrzeby I Wojny Światowej. Trafił od Polski wraz z Błękitną Armią gen Hallera w roku 1919. Niemniej w roku 1939, jeszcze 102 wozy bojowe tego typu były na polskim wyposażeniu. Rozlokowane w trzech kompaniach czołgów, oraz jako drezyny przy pociągach pancernych. Stanowiły raczej symboliczny opór dla agresora.

Kolejna francuska maszyna wchodząca w skład sił polskich w czasie Wojny Obronnej, to Renault Char legere, nieoficjalnie nazywany R-35 - widoczny na zdjęciu w tle.

Była to bardzo nowatorska konstrukcja, w której zastosowano gruby pancerz wykonany z elementów odlewanych. Również wieża 45mm, o bardzo nowoczesnym kształcie i kątowo nachylonych powierzchni narażonych na ostrzał, prezentuje się bardzo dobrze. Nie sprawdziła się natomiast francuska koncepcja użycia pojazdu w walce. Zgodnie z założeniami francuskich strategów, dowódca czołgu miał jednocześnie być ładowniczym i celowniczym. W warunkach frontowych okazywało się to niemożliwe do wykonania, co w znacznym stopniu wpłynęło na skuteczność wykorzystania czołgu Renault R-35. Ponadto maszyny te w ramach pożyczki udzielonej Polsce na zakup nowoczesnych środków walki, trafiły do oddziałów Wojska Polskiego, dopiero 20 lipca 1939r. Brakło, więc czasu na opracowanie założeń taktycznych i wyszkolenie załóg. Większość z posiadanych maszyn, została ewakuowana do Rumunii. Jedynie nieliczne wzięły udział w bezpośrednich walkach Kampanii Wrześniowej.

Dochodzimy wreszcie do maszyny bojowej, która niejako pchnęła nas do wyprawy i poszukiwań w Tank Muzeum Bovington. 10 października 2009 roku w programie pt. „Było nie minęło”-kronika znawców historii, wyemitowany odcinek poświęcony poszukiwaniu części i próbie rekonstrukcji brytyjskiego czołgu lekkiego Vickers-E. To właśnie w celu odnalezienia i sfotografowania tej maszyny udaliśmy się do Bovington. Nie sądząc, że nasza wizyta zmieni się w kompleksowe poszukiwania świadectwa Polskiego Września 39.

Vickers –E uważany był za najbardziej rozpowszechniony wóz bojowy na świecie, zaraz po FT-17. Co ciekawe Armia Brytyjska nigdy nie zakupiła tego modelu, odrzucając jego przydatność dla wojska już w fazie testów. Firma Vickers postanowiła uczynić ze swojego produktu towar eksportowy. Na sprzedaż wystawiono gotowe czołgi, jak również licencje do ich produkcji. Konstrukcja tej maszyny wpłynęła znacząco na rozwój broni pancernej Niemiec, Rosji i Polski. Wyprodukowane 12000 maszyn T-26 to zmodyfikowana wersja Vickersa-E!

Armia Brytyjska zlekceważyła ten bardzo nowatorski i uniwersalny pojazd! Pomimo doświadczeń z poprzedniej wojny brytyjska polityka obronna skupiała się na działaniach marynarki wojennej. Słynna Royal Navy, miała stanowić skuteczny mur obronny przeciwko zakusom wszystkich wrogów Imperium Brytyjskiego. Dziwne jest w tym to, że to właśnie Anglia, jako pierwsza zastosowała czołgi na polu walki, osiągając ogromny sukces przy przełamaniu impasu wojny okopowej w czasie trwania I Wojny Światowej. Ponadto zespół młodych, wybitnie uzdolnionych oficerów brytyjskich opracował taktykę uderzenia zmasowanych oddziałów wojsk pancernych na wybrany kierunek linii obronnych przeciwnika. Jest to nic innego, jak tylko z sukcesem wykorzystywany przez III Rzeszę Blitzkrieg!!! Opracowania te, jak również konstrukcje Vickersa-E, pominięto w oficjalnych planach prowadzenia wojny przez sztab Brytyjski. Anglia popełniła niewybaczalny błąd strategiczny, podobnie jak zrobiła to Polska. Brytyjczycy zapatrzyli się w Royal Navy. Sanacyjna Polska, z lubością rozwijała i chełpiła mit romantycznej oraz malowniczej kawalerii. Niestety wraz z rozwojem nowoczesnych środków walki, czas marynarki skończył się wraz z I Wojną Światowa. Świetność kawalerii skończyła się w erze napoleońskiej. I tu chyba leży podstawa błędnych założeń strategicznych i taktycznych Polskiej Wojny Obronnej 1939r.

Na zakończenie naszej wędrówki wśród eksponatów Tank Museum Bovington, warto chyba przytoczyć inny bardzo ciekawy i osobliwy pojazd pancerny Renault Char B-1. Ten czołg to wielki nieobecny Kampanii Wrześniowej. Kiedy Anglia i Francja wypowiedziała wojnę III Rzeszy Niemieckiej, w krwawiącego żołnierza polskiego wstąpiła płonna nadzieja i nowy duch. Nie byliśmy już sami, a podpisane sojusze wydawały się być realizowane. Radosna atmosfera w Warszawie, dopiero po jakimś czasie ustąpiła rezygnacji i zwątpieniu. Gdy jasnym okazało się, że sojusze to jedynie papierowe świstki, niemające żadnego realnego znaczenia dla walczącej Polski.

Jakkolwiek od Brytyjczyków oczekiwano morskiej blokady faszystowskich Niemiec i zdecydowanej reakcji RAF-u, to Francuzi mieli i środki i siłę by II Wojnę Światową zdusić w zarodku. Francuski czołg ciężki Renault Char B-1 niewątpliwie do nich właśnie należał. Potężnie uzbrojony w haubice 75mm, umieszczoną w kadłubie chronionym przez 60 milimetrowy pancerz, był najcięższym czołgiem tamtego okresu. Pomimo wad konstrukcyjnych /działo w kadłubie miało ograniczone pole ostrzału/. Oraz taktycznych /dowódca celowniczy i ładowniczy w jednej osobie/. Czołg Char B-1, zastosowany w zwartych związkach bojowych mógł przechylić szalę zwycięstwa na korzyść państw demokratycznych. Niestety francuzi nie wywiązali się z założeń sojuszu. O sile i skuteczności pancernych zagonów Wermachtu, przekonali się w niedalekiej przyszłości.

Na tym kończy się nasze zwiedzanie muzeum w Bovington, pod kątem wyszukiwania tych pojazdów, które mogły spotkać się na krwawych polach walki Września 1939r. Jak widać w powyższym tekście i na fotografiach, odnaleźliśmy i opisali sporą część uzbrojenia wojsk pancernych wszystkich stron konfliktu. Ta niesamowita wycieczka daje obraz i porównanie stanu zaangażowania poszczególnych państw w rozwój nowoczesnej techniki wojskowej. Nie znam innego takiego miejsca, gdzie pod jednym dachem zgromadzono tyle tak interesujących, nas Polaków eksponatów muzealnych. Dziś zimne, odnowione i zakonserwowane, przez pracowników Tank Muzeum Bovington, stanowią podstawę do badań, rozważań i porównań. Kiedyś stanowiły śmiercionośną broń, której efekty użycia zmieniły na długo oblicze Europy.

W muzeum Bovington, miłośnik historii nie będzie się nudził. Przytoczony powyżej materiał, to jedynie ułamek ogronmej kolekcji. Całość wymagałaby długoletnich badań i poważnych rozmiarów albumu. Mam jednak nadzieję, że zachęciłem Was do wizyty w tym miejscu. Ukazując jeden ze sposobów tematycznego poznawania eksponatów Tank Museum Bovington.

 

Tomasz. Bezan. Mazur.