Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

,,Brzydkie Kaczątko”

autor: Mateusz "Duduś" Gach

 

Wiem, że Pogoria zrobiła ze mnie faceta. Z dziecka powoli wprowadzała w dorosłe życie i nadal wprowadza bo w końcu jestem jeszcze licealistą. Zamiłowanie do pływania i jeziora nie przyszło tak naprawdę samo... Przyczynili się do tego wczesniej nie znani mi ludzie, lecz z biegiem czasu stali się najlepszymi przyjaciółmi. Mając zaledwie kilkanaście wiosen życia za soba poznałem kilkoro wspaniałych ludzi, którzy byli dla mnie wzorem dobra i małego okazu diabelka z twarzą dziecka w jednym, ale tak naprawde zawdzięczam im to, że w tej chwili pisze ten artykuł.

Brzydkie Kaczątko J.Ch. Andersena było dla mnie natchnieniem do napisania paru słow o mojej malutkiej łódeczce. Tak jak w tej sławnej baśni, którą znają wszystkie dzieci na całym świecie, tak było z moim małym jachcikiem. Najlepiej historie tej łodki zna Tomasz ,,Bezan” Mazur, a to dlatego, że konczył na niej swój kurs żeglarza jachtowego. Musze przyznac, że jeśli chodz o mój licznik czasu, było to troszke dawno. Dokładnie ta łódeczka to Zefir - nieco z Omegi, troszeczke podobna do Oriona bez kabiny, ale tak czy inaczej jest piekna.

Delfin (bo tak zostala ochrzczona z powodu małych aluminiowych delfinków na dziobie) popadł w ruine stojac pod hangarem KSW Hutnik przez pare ładnych lat, z ogromną ilością wody deszczowej w kokpicie. Odkupiona za niewielkie pieniądze pływała do końca sezonu 2002 roku, a nastepnie zostala przewieziona do garazu i wtedy rozpoczęła się przygoda z jej uzdrowieniem.

Wtedy też bez słowa rozpocząłem kurs żeglarza jachtowego. Będąc najmłodszym kursantem dostalem wachte zgryźliwych gosci dobrze po 40-stce - to była dla mnie szkoła zycia, której nigdy nie zapomne: Andrzej K. , Krzysztof S. , Wojciech który przyrządzał przepyszna kawkę z whisky no i ja. Zdałem bez protekcji heheh choć węzłów nie umiałem ni w ząb. Tutaj ukłon w stronę kolegi Partyzanta bo wolał uczyć dziewczyny niż malego smarkacza, ale postąpił bym dzisiaj tak samo - młody musi dawać sobie radę - ale to tylko zarciki.

Nadszedł sezon 2003 pod koniec czerwca dzięki pomocy wielu ludzi nam, nie znającym się prawie w ogóle na żeglarstwie, udało się zwodować Delfina. Pożyczona przyczepa od Marka Komosińskiego - tak tego z Koko - i jego taty okazała się niezbedna. Gdy dojechaliśmy na Pogorie i Zefirek zatrzymał się na slipie wszyscy pytali czy to ten mały wrak co stal tu pare lat temu, a czy my jesteśmy tymi panami, którzy tak śmiesznie pływali na jeziorze, z jedna noga w wodzie i pagajami w rekach. Nikt nie chciał Wierzyć nam na słowo. Ja sam, gdy skończyłem mycie Delfina, nie mogłem na niego spojrzeć w słońcu, ponieważ biała farba położona na kokpit oślepiała.

Dziś mija trzy lata odkąd zaczęliśmy poważne prace przy tej lodzi. Obecnie staram się zrobić wszystko co w mojej moc,y żeby cieszyć się jej istnieniem, ale niestety - tu pluje sobie w twarz - za dużo pokus na naszym świecie dla człowieka…..