Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Hektor
1992-2005

PT, PO-I, PO-II

autor:Bramreja
18 września 2006

Kiedy w roku 1993 Bezan przyniósł do domu tego małego szczeniaka nie wiedziałam jeszcze, że właśnie w naszym domu pojawił się mój najlepszy przyjaciel. Oczywiście byłam nim zauroczona ale czy mogłam wtedy wiedzieć, że to małe, śliniące się szczenię z kłapciatymi uszkami, odegra w moim życiu tak wielką rolę? Jak to szczeniak - pogryzł nam w domu tapety, obicie na drzwiach, oparcia od foteli. Wyjadał cukier z cukiernicy, podkradał mięso ze stołu i niesłuchał nikogo. Tak więc w domu zapadła decyzja - pies idzie do szkoły !!! Ha! dobre sobie ! Jaki tam pies - do szkoły jak się okazało poszedł pies i ja, a biedny Bezan woził nas do Katowic na Muchowiec. Szkolenie na PT (pies towarzysz) sprawiało nam tyle samo kłopotów co radości - Hektorek okazał się wybitnie upartym psiakiem - na każde polecenie reagował w jedyny sobie znany sposób czyli dyskusją - Hektor waruj ! Hau, hau, hau! - Hektor siad! Hau, hau, hau! Wszystko było ciekawsze niż wykonywnanie jakiś tam głupich poleceń. Więc spędzaliśmy czas w parku i próbowaliśmy się dogadać. Udało się znaleźć kompromis - Hektor nawet i zaczął słuchać poleceń ale za to spacery musiały być bardzo dłgie. Najwięcej wstydu przynosił mi kiedy sikał - co to za pies, który sika jak suczka??? Rany, wszyscy się śmiali! Więc i na to trzeba było coś poradzić! Zaczęłam przeszkadzać mu przy sikaniu - jak tylko zbierał się do tej fascynującej czynności to ja go za tylną nogę i do góry - dopiero się wszyscy śmiali.

Wszystkie sąsiadki w osiadla znały i rozpieszczały Hektorka - witał je zaglądając im do siatek z zakupami. Słuchał wszystkich osiedlowych plotek i towarzyszył przy im kawie. Z czasem wydoroślał i ukończyliśmy szkolenia na PO-I i PO-II (pies obrończy). Postraszyliśmy wspólnie jednego ekshibicjonistę, który straszył dzieci wracające ze szkoły i pogoniliśmy jedego podglądacza, który wchodził wieczorami na drzewo przy naszym bloku i zaglądał ludziom do mieszkań. Szkolenie nieposzło na marne choć Hektor nie chciał gryźć "pozoranta". Przecież ten przemiły chłopak wcale nie uciekał tylko bawił się, a gryzienie mogłoby go zaboleć.

I tak oto Hektorek wyrósł na pokojowego pieska z troszkę zwariowanym usposobieniem. No bo jak inaczej nazwać psa, który nosił pod górke oponę od "dużego fiata" i czekał aż mu ją ponownie puszczę na dół ??? Hektorek towarzyszył nam w czasie wycieczek - Piaskowa Skała, Ogrodzieniec, Smoleń, niezliczone wyjazdy na wieś, wyprawy do lasu. Pokochał jazdę samochodem z nosem wystawionym przez tylne okno - sierść zalegała w całym samochodzie, a szyby były usmarowane śladami po kochanym nosku.

W 1999 roku nastała dla niego zupełnie nowa era - pogoriańska. Hektor zawsze był miłośnikiem wody a tu proszę - całę jezioro !!! Więc w zasadzie po co chodzić po pbrzegu czy pomoście skoro można wleźć do wody, a najlepiej się w niej położyć. I ten nierozłączny "patyczek". Kiedy jeden kompan od zabawy uciekał Hektorek zaraz znalazł kogoś nowego, kto rzucał patyczek do wody by Hektorek mógł go przynieść. Jak już nikt nie chciał rzucać patyczka to znajdywała się piłeczka !!!! Zabawa zaczynała się od nowa. A najbardziej kochane to były dzieci - te zawsze miały siły i chęci do rzucania i zabawy.

Na Pogorii Hektor odkrył coś przyjemniejszego od jazdy samochodem - jazda motorówką !!! Oh!!! To była rozkosz !!! Najlepiej to było wsiąść do motorówki i jeździć po jeziorze! Żaglówki też były fajne ale niemiały szans dorównać motorówce. Jeszcze można było popływać na kajaku lub kanadyjce i poprzeszkadzać na "bączku" kiedy ja czy Bezan ściągaliśmy łódki z bojek. Początkowo pływało się ze mną i Bezanem ale po jakimś czasie Hektorek nawet policjantom wskakiwał do pontonu - już nieważne z kim byle tylko pływać !!! Tutaj też Hektorek nauczył się skakać z pomostu, z murku przy hangarze i nieustannie toczył wojnę z ośrodkowymi kotami.

Jacek Sedlak nazwał go "psem z nasze wsi" i było to najlepsze określenie dla tego urwisa.

Z czasem jednak Hektorkowi zaczęła dokuczać starość - niedało się już bezkarnie siedzieć w wodzie od kwietnia do października. Stare kości i stawy odmawiały posłuszeństwa i trzeba było raczej wylegiwać się na ciepłym piasku a nie moczyć zadek w zimnej wodzie. A i zęby zaczynały boleć od noszenia patyczka. W 2002 roku, po przeprowadzce na Łosień, Hektorek stał się "panem podwórka", a po moim wyjeździe w 2003 roku zamieszkał w moim sercu. Dopiero wtedy zrozumiałam jak bardzo był dla mnie ważny. Przez te wszystkie lata - kiedy byłam smutna On przychodził i zimnym nochalem prztulał sie do mnie, kiedy byłam szczęśliwa skakaliśmy razem a On stawał na tylne łapy i był większy odemnie, kiedy czułam się samotna On to zmieniał a kiedy chciałam przemyśleć jakiś problem to wychodziliśmy na spacer i wszystkie problemy się rozwiązywały w mojej głowie. Siedziałam przy komputerze a On leżał na moim łóżku w pokoju i przyglądał się co robie. Żegnał mnie gdy wychodziłam z domu i witał kiedy wracałam. Poprostu zawsze był kiedy go potrzebowałam. Wiedział, kiedy go potrzebowałam.

W 2002 roku Hektor stracił swojego przyjaciela - króliczka. Króliczek był z nami od 1994 roku. Hektor traktował nas jak swoje "stadko" a Króliczek był jego częścią. Więc jak my wychodziliśmy z domu to On pilnował króliczka. Zbieraliśmy razem mlecz dla króliczka a Hektor uwielbiał wyjadać ziarno - zwłaszcza słonecznik, orzeszki fistaszki i prasowane witaminy z jedzenia dla króliczka. Zawsze zaglądał do akwarium i nie raz próbował wziąść klóliczka w zęby, i wyciągnąć na dywan. Pierwszy raz widziałam jak dwa zwierzaki potrafią zżyć się ze sobą. Hektor wiedział, że króliczek jest chory i wiedział kiedy ten odchodził. Zachowania Hektora niemożna opisać.

Kiedy w lipcu 2003 roku wyjeżdzałam do UK myślałam, że rozstajemy się na 3 miesiące. Zobaczyłam go dopiero po półtora roku - w styczniu 2005 roku. Te półtora roku zmieniły go bardzo - pogorszył mu się wzrok, słuch i węch. Z oczu znikł ten chytry błysk. Ruchy stały się wolniejsze a zęby bolały bardzo. Pomimo to baraszkowaliśmy na śniegu jak kiedyś. Potem w czerwcu 2005 roku już nawet niechciałam go zaczepiać bo widziałam, że jest z nim źle. I to był ostatni raz kiedy go widziałam.

We wrześniu ubiegłego roku Bezan pojechał na urlop. 17 września odbyła się konferencja w Urzędzie Miejskim a następnego dnia poprosiliśmy weterynarza aby zakończył cierpienia naszego przyjaciela. Bardzo żałowałam, że niemogłam być przy nim. No cóż, czasem tak w życiu bywa. Mam tylko nadzieję, że dla Hektorka te 13 lat było tak samo wspaniałych jak dla mnie. Wprawdzie były to lata, w których życie doświadczyło nas bardzo okrótnie ale bez Hektora byłoby gorzej. Pomógł przetrwać najtrudniejsze chwile. Razem pokonywaliśmy przeszkody na torze szkoleniowym i na drodze życia, radowaliśmy się i smuciliśmy, bawiliśmy się razem i uczyliśmy a najważniejsze było to, że poznaliśmy się doskonale i ufaliśmy sobie.

Teraz nauczyłam się żyć bez przyjaciela jakim był Hektor ale ciągle jeszcze wydaje mi się, że zagwiźdze a on wybiegnie z krzaków, przykucne i gdy tylko to zauważy przybiegnie. Ruchy, gesty, postawa ciała, mimika twarzy - tylko jeżeli odpowiednio dużo czasu spędzi się z psem, można dowiedzieć się jak wiele mówimy - niewypowiadając słowa.

Jestem bardzo wdzięczna losowi, że Hektor trafił do naszej rodziny i za wszytko to, czego się od niego nauczyłam.