|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Przed wielkanocne poszukiwanie wiosny w Dover oraz angielska tajemnica Wielkiego Piątku
Mam wolny piątek – powiedział mi Bezan. Jakoś tak się szczęśliwie złożyło, że i ja miałam wolne w Wielki Piątek. Wielkanoc to święta wiosenne a gdy jeszcze do tego pogoda zachęca do wyjścia z domu to jak tu nie wykorzystać wolnego dnia??? Zanim w czwartek poszłam do pracy na wieczorną zmianę wskoczyłam do Internetu i sprawdziłam gdzie by się tu wybrać – innymi słowy gdzie w UK, w odległości około 2-3 godzin jazdy autobusem od Londynu, zapowiadają ładną pogodę. Jak się okazało jedyny kierunek to południe. Tak właśnie wylosowałam Dover. Nigdy wcześniej nie byłam w Dover i nie wiedziałam czego się spodziewać. Po krótkim poszukiwaniu wiadomości na temat miasta w necie i dokładnym sprawdzeniu prognozy pogody wyszło mi, że do południa może być ładnie w Dover ale potem pogoda będzie się pogarszać. Co zwiedzić? Postanowiłam, że najlepiej będzie wysiąść w centrum miasta, skąd łatwo można dostać się do zamku a może potem pójdziemy na wybrzeże podziwiać piękne klify Dover opiewane w wielu szantach. Jak się potem okazało, zamek jest przepiękny i nie sposób zwiedzić go w kilka chwil, więc w rezultacie do klifów nie udało nam się dotrzeć tym razem. Wycieczkę zorganizowaliśmy w kilka godzin – bilet internetowy kupiłam i wydrukowałam około godziny 14tej w czwartek a o 8.30 następnego dnia mieliśmy być już w drodze. Zdążyłam jeszcze upiec i przyrządzić rybę po grecku i pobiegłam do pracy. Bezan wrócił w czwartek po pracy do domu i przygotował nam prowiant, zapakował rybkę, zrobił kanapeczki i herbatkę w naszym ukochanym termosie. Ja wróciłam z pracy koło północy, szybki prysznic i spać. Rano, troszkę nieprzytomna, wstałam o 6.00 i razem z Bezanem zapakowaliśmy prowiant do plecaków. Jeszcze wrzuciłam puszkę stellki i w drogę. Autobus na Victoria Coach Station już czekał. Zajęliśmy miejsca i wyruszyliśmy w drogę, aby zobaczyć pierwszy port w hrabstwie Kent miejsce, do którego przypływają z kontynentu promy wiozące turystów i imigrantów a do którego uciekali żołnierze Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego po porażce w bitwie pod Dunkierką. Wątek II Wojny Światowej i roli, jaką w tej wojnie odegrał zamek w Dover opisze wkrótce Bezan. Ja natomiast opowiem wam o samym zamku, jego historii i ciekawych miejscach do zwiedzenia. Dover to miasto założone przez Rzymian. Jest położone w najkrótszej odległości od kontynentu i w związku z tym stało się ważnym strategicznie miejscem dla atakujących wojsk Rzymskich. To strategiczne znaczenie stało się przyczyną wzniesienia tu latarni morskiej, aby statki wiozące żołnierzy floty północnej mogły trafić do ujścia rzeki i dokonać kolejnych podbojów. Aby zobaczyć rzymską Pharos musieliśmy najpierw pokonać strome zbocze wzgórza, na którym została ona wybudowana w pierwszej połowie II wieku naszej ery. Podchodząc pod zamek Bezan stwierdził że chodzenie po górach zostawia mnie ;) ale doceniliśmy myśl rzymskich dowódców ponieważ na stromym zboczu wzgórza trudno było prowadzić atak na zamek czy wartownie. Kiedy już wdrapaliśmy się na wzgórze naszym oczom przedstawił się malowniczy krajobraz – błękitne niebo, piękne, ciepłe przedpołudniowe słońce oraz wody kanału La Manche … miejsce nas urzekło swoim pięknem i byliśmy wdzięczni losowi za wspaniałą pogodę – wyjeżdżając z domu w Londynie żegnały nas pierwsze krople deszczu. Zakupiliśmy bilety – 10 funtów i to już wszystko. CO? Na Wawelu trzeba było zapłacić za każdy kawałek budynku jaki się chciało obejrzeć od wewnątrz a tu??? Dycha na wejście i tyle ?!!! Na bilecie kasjer zaznaczył nam krzyżykiem gdzie jest wejście do tuneli z okresu II Wojny Światowej i godzinę 13.10 o której czekała na nas przewodnik, który zabrał nas na wycieczkę w czasie. Ale o tym będzie opowiadał nasz miłośnik historii. Zwiedzanie do godziny 18tej i … hulaj dusza piekła nie ma ! Jedyne ograniczenie to fakt, iż był to Wielki Piątek i w kościele saskim rano odbywała się msza ( czyli Service). Tu warto zastanowić się chwilkę nad angielską tajemnicą wielkiego piątku. Określenie Holy Friday czy Great Friday na pewno nas nie zdziwi. Nawet nazwa Black Friday może nam się wydawać oczywista. Przecież to najprawdopodobniej w piątek ukrzyżowano Jezusa. Ale na pewno zadziwi nas najbardziej rozpowszechniona w UK nazwa Good Friday (czyli Dobry Piątek) ??? Co niby jest dobrego w tym dniu upamiętniającym śmierć mesjasza? Jednak jest to nazwa używana w kalendarzach i oficjalnym nazewnictwie świąt państwowych. Dlaczego tak właśnie nazywa się dzień, w którym wydarzyło się coś tak negatywnego jak ukrzyżowanie? Zapytałam kilku znajomych anglików ale chyba nie trafiłam na właściwe osoby bo oni nie potrafili mi odpowiedzieć na to pytanie a wręcz powiedzieli mi, że sami się nad tym zastanawiali. Będę jeszcze śledzić ten wątek, ale nie wiem czy wyjaśnię zagadkę. A może ktoś Was zna wyjaśnienie? Napiszcie do mnie jeżeli wiecie dlaczego Good Friday ? @a.mazur . Ponieważ nie mogliśmy zajrzeć do wnętrza kościoła to obejrzeliśmy sobie dokładnie latarnię i poszliśmy podziwiać fortyfikacje i widoki z nich na kanał La Manche. Horyzont jednak był jeszcze lekko zamglony i nie dostrzegliśmy brzegów Francji. Postanowiliśmy poczekać na lepszy moment – może po południu? Spacerowaliśmy po fortyfikacjach, które przez 900 lat służyły żołnierzom podczas różnych walk ciągle broniąc agresorom dostępu do wnętrza wyspy. Wybudowana w 1168 roku przez Normanów warownia broniła w roku 1216 wyspy przed najazdem francuzów. Odwiedzany przez krzyżowców kościół NMP w Castro (Church pf St. Mary-in-Castro) zbudowany w VII wieku nosi ślady ich wizyt – koło ambony widać wydrapane przez nich rysunki. Przez 80 lat XX wieku nieprzerwanie stała na straży niepodległości Wielkiej Brytanii. W 1940 roku stała się schronieniem dla 330 tysięcy żołnierzy ewakuowanych z Dunkierki. Ile istnień ludzkich pochłonęły mury tego zamku wiedzą chyba tylko one same. Jak wielkie znaczenie dla Wielkiej Brytanii miało to miejsce wiemy my żyjąc w obecnym Zjednoczonym Królestwie. To wspaniałe móc zobaczyć warownie obsadzoną przez żołnierzy różnych pokoleń przez 900 lat. Rozbudowywana i unowocześniana warownia do dziś jest obiektem, mogącym po odpowiednim uzbrojeniu spełniać nadal swoją rolę. Mam nadzieję, że już nigdy nie będzie tu żołnierzy a tylko uśmiechnięci turyści różnych krajów wspólnie zwiedzający ten zamek. Zaraz po 12tej zjadamy mały posiłek – kanapeczki i herbatka – aby potem wybrać się w drogę do tuneli. Tu jednak postanawiamy uczcić znalezienie wiosny i rozpoczęcie sezonu wycieczkowego. Psssssssyt i złocisty napój wypełnia nasze kubeczki. Łyczek stellki na wałach obronnych i w drogę do tuleli. Tu jeszcze mały przemarsz przez dziedziniec pałacu Henryka II – niestety, przed sezonem pałac zamknięty z powodu prowadzonych wewnątrz prac – a może to i dobrze? Będzie powód by przyjechać tu raz jeszcze ;) Zwiedzamy też wystawę poświęconą The Princess of Wales’s Royal Regiment w Queen’s Regimental Museum. Tu zapoznajemy się z historią najstarszego regimentu angielskiego. Poznajemy szlak bitewny tej formacji zapoczątkowany w roku 1572 w czasach panowania dynastii Tudorów. Ruszamy do podziemnego labiryntu. Wychodzimy z tuneli i kierujemy się nad klif aby sprawdzić jak tam z naszą Francją na horyzoncie. Pogoda troszkę zaczyna się pogarszać. Więcej chmur, brak słońca i podmuchy zimnego wiatru, ale widoczność świetna. Po chwili dostrzegamy brzeg Francji – furtka do domu. Schodzimy niżej i zwiedzamy Admirality Look-out. To tu żołnierze ostatniej wojny prowadzili obserwacje kanału i nieba wypatrując inwazji wojsk niemieckich. Oczywiście najważniejsza jest herbata ;) więc nie zabrakło jej w zrekonstruowanym wyposażeniu wnętrza budynku. Stąd jeszcze spacerek i wracamy do kościoła. Mając nadzieję, że już będziemy mogli wejść nie przeszkadzając nikomu. Tak też się stało. We wnętrzu kościoła panował lekki chłód a kaloryfer niestety nie był wystarczający, aby ogrzać całe pomieszczenie. Kamienne ściany od wewnątrz tylko częściowo otynkowane trudno dogrzać. Kościół przygotowane do obchodów wielkanocnych – krzyże przedstawiające ukrzyżowanego Jezusa zostały zakryte. W naszej tradycji jest budowanie grobu pańskiego. Tu zamiast grobu jest duży krzyż, ale nie ma ciała, jedynie z koroną cierniową i wbitymi w drewno gwoździami – symbole męki pańskiej. Ciekawostką kościoła są rysunki wyryte w murze zaraz obok ambony. Są to pamiątki po wizycie krzyżowców. Prowadzone w tym rejonie badania archeologiczne odnalazły pozostałości XI-wiecznego cmentarza. Nie wiadomo jednak, jaka była prawdziwa przyczyna budowy kościoła w tym właśnie, dość odludnym miejscu. Być może miało to jakieś znaczenie militarne. Tym bardziej, że zamek i wały wybudowano dopiero około roku 1180 przez króla Henryka II. W XVIII wieku kościół popadł w ruinę. Podczas wojen napoleońskich służył jako schronienie dla żołnierzy ale był przez to zaniedbany i zdewastowany. Po obejrzeniu kościoła powoli kierujemy Siudo wyjścia. Czas zaczyna nam się kurczyć. Przed wyjazdem chcieliśmy jeszcze zjeść coś na plaży. Wiedzieliśmy już, że nie dane nam będzie spacerować po klifach, ale chcieliśmy usiąść chociaż chwilkę na plaży.
Zanim jednak opuściliśmy mury zamku w Dover zauważyliśmy jeszcze wejście do tuneli średniowiecznych. Zaprojektowane przez Huberta de Burgh około roku 1216 miały służyć do obrony zamku przed wrogimi najazdami. Wydrążone w pobliżu bramy głównej, silnie uzbrojone były skuteczną zaporą dla atakujących armii. W XVI wieku zapuszczone tunele popadły w ruinę. Odbudowane zostały, podobnie jak kościół, w drugiej połowie XVIII wieku. Poddano je też modernizacji i umocniono w ich obronę. W takiej formie zachowały się do dziś.
I tak powolutku zbliżamy się do końca naszej wycieczki. Pogoda znacznie się pogorszyła i ciężkie, ołowiane chmury nadciągnęły nad kanał. Na kamienistej plaży nieliczni spacerowicze troszkę marzną w zimnych podmuchach wiatru. My rozsiadamy się i rozdzielamy jedzonko. Pyszna rybka po grecku i ciepła herbata po kilkugodzinnym zwiedzaniu zamku dobrze wpływa na Nasz humor i pomimo tej niezbyt sprzyjającej plażowaniu aury, zawinięcie w kurtki przeciwdeszczowe oddajemy się kliku minutowej drzemce. Przyglądamy się też przypływającym z Francji promom kompani P&O. Dover to wspaniały port promowy i ogromnie ciekawe miasto. Przechodząc przez uliczki zachwycamy się różnorodnością budowli. Naszą uwagę zwracają również inne atrakcje miasta – Romains Paint Room oraz Discovery Dover – muzeum miasta. Tak więc nie tylko klify ale jeszcze to i owo trzeba będzie tu zwiedzić. Ostatnie rzut okiem na wzgórze zamkowe, które przez 900 lat było ostoją dla walczących żołnierzy i ten piękny, wiosenny widoczek z kwitnącym drzewem zabieramy ze sobą do autobusu National Express numer trasy 007 do Londynu.
Z żeglarskim pozdrowieniem, Agnieszka Bramreja Mazur
Londyn, 16.04.2009
|