Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

D – Day Museum w Portsmouth.

Londyn 15.08.2009.

 

 

 

Dzień 6 czerwca 1944 roku przeszedł do historii jako początek operacji D – Day. Dziś mało, kto wie, że ta niezwykle skomplikowana operacja nosiła kryptonim OVERLORD.

Udało nam się odwiedzić D – Day Museum w Portsmouth! Ta wycieczka kończy niejako tegoroczny plan wyjazdów śladami zagadek II Wojny Światowej. Dla przypomnienia wspomnę, że wiosną zwiedziliśmy sekretne tunele Dover i zapoznaliśmy się ze szczegółami operacji Dynamo. Czyli pomyślnej ewakuacji Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego z Dunkierki. Następnie była wizyta w Bletchey Park. Zwiedzanie super-tajnego ośrodka kryptologicznego w którym złamano niemieckie szyfry Enigma. Wycieczka do Bletchey Park przybliżyła nam i naszym czytelnikom operację Ultra.

Kiedyś bardzo dawno temu w Polsce, gdy z niezwykłym zainteresowaniem oglądałem Sensacje XX Wieku Bogusława Wołoszańskiego, nie mogłem nawet marzyć, że miejsca te zobaczę osobiście. Odkąd zamieszkałem w Anglii realizuję dawne marzenia i zachęcam do tego innych.

Przecież operacja OVERLORD była największą akcją desantowo-morską w dziejach świata. Brało w niej udział 5500 samolotów bombowych, 5000 myśliwców, do tego doliczyć trzeba samoloty transportowe i szybowce. W dniu samego lądowania na plażach Francji, alianci zrzucili na pozycje niemieckie 9400t bomb. Naprzeciwko siebie stanęli doskonali dowódcy szef operacji, amerykański generał Dight Eisenhower, dowódca sił lądowych sprzymierzonych Bernard Montgomery i stary przeciwnik z Afryki feldmarszałek Rommel.

Nie jest moim celem opisywanie zagadnień związanych z Overlord. Zresztą nie jestem w stanie objąć całości skomplikowanych powiązań polityczno-militarnych tamtego okresu w tak krótkim tekście. Niemniej jednak jestem winien naszym czytelnikom kilka faktów dla wprowadzenia. Kiedy w wyniku doktryny wojny błyskawicznej, upadła Francja w europie pozostała samotnie jedna siła zdolna przeciwstawić się III Rzeszy. Siłą tą był Związek Radziecki. Wiedzieli o tym dobrze przywódcy USA i Anglii. Wysiłki wojennego trudu Armii Czerwonej, były wspierane sprzętem, bronią i pieniędzmi świata zachodniego. Krew żołnierzy radzieckich lała się obficie, ale jakimś niewytłumaczalnym wysiłkiem, odparli oni atak faszystów. A ponadto ku całkowitemu zaskoczeniu świata, rozpoczęli kontrofensywę. Józef Stalin zażądał od sprzymierzonych przywódców USA i Anglii Franklina Delano Roosvelta i Winstona Churchilla, niezwłocznego otwarcia drugiego frontu, przez atak desantowy na wybrzeże Francji. Zmusiłoby to hitlerowskie Niemcy, do walki na dwóch frontach i mocno poprawiło sytuację Armii Czerwonej. Przygotowania do urzeczywistnienia tego planu trwały długo. Rzekłbym nawet za długo. Na marginesie mówiąc niemoc militarna drugiego frontu, była przyczyną ogromnych ustępstw przywódców zachodu w stosunku do Stalina. Śmiem twierdzić, że te opóźnienia miały decydujący wpływ na zaprzepaszczenie roszczeń politycznych i terytorialnych Polski.

Już od 1942 roku rozpoczęła się operacja transportowa BOLERO. Chodziło w niej o przewiezienie przez Atlantyk wystarczającej ilości wojska i sprzętu potrzebnego dla przeprowadzenia desantu. To nie było zadanie łatwe! Trzeba pamiętać, że wciąż trwała wojna o Atlantyk. Wilcze stada U-botów z zaciekłością atakowały konwoje podążające przez ocean. Nie lada problem stanął również przed służbami kwatermistrzowskimi. W okolicach Portsmouth rozmieszczono przeszło 3miliony żołnierzy i sprzętu. Dla zakwaterowania takiej ilości ludzi budowano prowizoryczne baraki z blachy falistej, do których wstawiano piętrowe łóżka. Poważnym problemem było wyżywienie. Jeżeli do tego dołączyć tysiące dział, ciężarówek, czołgów i innego sprzętu wojennego, to mamy przed oczami ogrom przedsięwzięcia. Kropką nad przysłowiowym „i”, było wybudowanie dwóch pływających portów, które po przeholowanie w rejon lądowania, miały równą przepustowość jak port Dover! Najciekawsze jest, że wywiad niemiecki do samego końca nie dowiedział się o szczegółach operacji Overlord. Było to możliwe jedynie przez mistrzowskie prowadzenie akcji dezinformacyjnej. Był to majstersztyk działania służb wywiadowczych i kontrwywiadowczych sprzymierzonych.

Utworzona został specjalna grupa o kryptonimie X X, zwana popularnie dwudziestką, składająca się z agentów i podwójnych agentów. Jej zadaniem było wysyłanie do Berlina fałszywych wiadomości. W wyobraźni dowodzących akcją powstały nigdy nieistniejące oddziały, oznaczone wymyślonymi numerami, posiadające dowódców i totemy jednostek istniejące jedynie na papierze kierujących operacją. Te nieistniejące siły prowadziły rozległą korespondencję radiową, wykonywały zaplanowane ćwiczenia, przemieszczały się. Wszystko to w celu utwierdzenia Niemców, że desant jest zaplanowany w rejonie Pas-de-Calais. Trzeba podkreślić, że był to ogromny sukces. Hitler do samego końca był przekonany, że to właśnie w rejonie Calais nastąpi atak wojsk alianckich. Przemawiała za tym logika najwęższego miejsca Kanału La Manche i doniesienia własnej agentury. Te niefortunnie, były jednak podsuwane Niemcom, jak słynny koń Trojański.

Nie wolno zapomnieć o Polskim wkładzie w to przedsięwzięcie. W samej akcji uczestniczyły oczywiście Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie. W tym I Brygada Spadochronowa. Chciałbym jednak wspomnieć o innym naszym wkładzie w to militarne arcydzieło II Wojny. Mowa tu o osiągnięciach polskiego agenta, a raczej potrójnego agenta kapitana dyplomowanego Romana Czerniawskiego, działającego pod pseudonimami Hubert, Brutus, Armand ( polecam książkę Jerzego Tuszewskiego pt. Trzy Oblicza Agenta. )

 

Często, gdy studiuję polską prasę, widzę w niej skandaliczne doniesienia, że jakoby zachodni świat z premedytacją pomija nasze zasługi w dziele zwycięstwa II Wojny Światowej. Z moich własnych doświadczeń i obserwacji w różnych miejscach związanych z historią II Wojny, muszę stanowczo stwierdzić, że takie stanowiska to bzdury nastawione na wywoływanie taniej sensacji. Chwytliwe dla osób nieznających tematu i niechcących wgłębić się w to zagadnienie. We wszystkich miejscach, które odwiedziliśmy w tym roku, Polska, nasz trud wojenny i odwaga naszych żołnierzy pozostawiła niezatarte, dobre wrażenie. Oczywiście najbardziej przyjazne miejsce to Bletchey Park, gdzie na słowo Polak, angielski przewodnik przejawiał drżenie wzruszenia w głosie. Jednak we wszystkich innych nasze flagi, oraz inne pamiątki są podkreśleniem tragedii i bohaterstwa. Myślę, że uzbierało się już tych informacji na tyle, że można będzie z tego napisać ciekawy materiał polemiczny w długie zimowe wieczory.

Po tym trochę przydługim wstępie, zobaczmy, co ma nam do zaoferowania samo D-Day Museum w Portsmouth. Cena zwiedzania wynosi 6Ł. To nie zbyt wygórowana cena, choć samo muzeum nieco zaskakuje. Zwiedzanie zaczyna się od filmu. Materiały archiwalne przybliżają nam przebieg wojny, od ewakuacji z Dunkierki, do desantu na plażach Normandii. Film jest bardzo ciekawy, dostępny w kilku wersjach językowych /niestety nie ma polskiej/. Po projekcji, zaopatrzeni w plan muzeum, wyruszamy na zwiedzanie ekspozycji. Uwaga! Zaraz po wyjściu z Sali projekcyjnej wychodzimy do rotundy, w której znajduje się 50-cio metrowej długości tkanina wykonana metodą aplikacji, przedstawiająca historię wojny i samą operację desantu powietrzno-morskiego. W kilku przewodnikach tkaninę te mylnie nazywano „gobelinem”, co nie jest prawdą. Eksponat warty dokładnego oglądnięcia. W tym punkcie można jednak wpaść w pułapkę! Z rotundy wchodzimy do pomieszczeń kawiarni i wydaje nam się, że to już koniec zwiedzania!!! Nic bardziej mylnego! Jednak dalsze ekspozycje umieszczone są za salą kawiarnianą i trzeba posuwać się zgodnie z wyznaczonymi strzałkami szlakami, by czegoś nie pominąć.

Wąskim korytarzem wchodzimy do niemieckiego bunkra Wału Atlantyckiego, który odtworzono w muzeum z detalami. Wszystkie figury są wykonane w naturalnych rozmiarach. Zadbano o szczegóły umundurowania i wyposażenia. Kolejna ekspozycja jest poświęcona osiągnięciom technicznym, które zastosowano w czasie trwania operacji Overlord. To bardzo ciekawy dział! Należy zwrócić uwagę na modele czołgów Sherman, wyposażone w łańcuchowy oczyszczacz pól minowych. Bardzo ciekawe rozwiązanie prezentuje również czołg Churchill z zamontowaną na sobie, rozwijaną w czasie ruchu jezdnią. Modele pływających portów, samojezdnych mostów i szybowców transportowych, dopełniają kolekcję. Zdecydowanie warta uwagi!

Kolejne wystawy, to sceny z samego lądowania! Zaczęło się wszystko od desantu powietrznego. Mamy, więc przygotowanie, sprzęt, żołnierzy w samolocie i oczywiście odtworzoną wiernie scenę lądowania komandosów. Wystawy zawierają sporo dokumentów i fotografii związanych z D-Day. Zebrano również ciekawe jednostki broni i wyposażenia pochodzące z obu walczących stron.

 

Na koniec wchodzimy do dość obszernej Sali, w której zgromadzono morski sprzęt desantowy. Ciekawa jest opancerzona amfibia, przeznaczona do zdobywania przyczółków i wsparcia piechoty. Oczywiście nie zabrakło samochodów Jeep, oraz wozów rozpoznania taktycznego. W hali tej zaprezentowano również naturalnych rozmiarów barkę desantową. Dokładnie taką jak na filmie Szeregowiec Rayan.

 

Niestety ta sala jest równocześnie końcem zwiedzania muzeum. Tak jak napisałem wcześniej, samo muzeum D-Daj jest warte obejrzenia, ale jak na ogrom operacji OVERLORD, to za mało miejsca poświęcono wyposażeniu technicznemu. Brakuje również wspomnień indywidualnych uczestników, jest to o tyle zaskakujące, że w innych obiektach muzealnych Anglii stanowi to jakoby standard ekspozycji.

Nie jestem zawiedziony! Spodziewałem się jednak czegoś większego i bardziej zaskakującego. Opuszczamy mury D-Day Museum w Portsmouth i udajemy się szybkim marszem do kolejnego miejsca, które chcieliśmy zobaczyć. Mieliśmy w kieszeni wciąż jeszcze ważny bilet do Muzeum Morskiego, które choć odwiedziliśmy dwukrotnie, wciąż miało jeszcze nie zwiedzone miejsca.

Pogoda powoli się zmieniała. Pot płynął obficie pod koszulką, a słońca ostro przypierało. Było jednak pewne, że niebawem wszystko się odmieni. Do celu dochodziliśmy już wraz z pierwszymi kroplami deszczu. O tym jednak w kolejnym materiale z uroczego miasta Portsmouth.

 

Tomasz „Bezan” Mazur.

 

 

Galeria :

Co warto zobaczyć: