Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Pogoria.org w podwodnej służbie…….

 

Czyli zwiedzamy Royal Navy Submarine Museum w Portsmouth.

 

Londyn 22.07.2010.

 

 

Gdy w zeszłym roku zwiedzaliśmy D-Day Museum w Portsmouth, miałem wrażenie, że zobaczyliśmy już wszystkie historyczno-marynistyczne atrakcje miasta. Jak bardzo się myliłem, i jak zaskoczyło nas Portsmouth, będziecie mogli przeczytać w tym właśnie materiale. Wszystko za sprawą małego, niepozornego baneru reklamującego Royal Navy Submarine Museum, który zobaczyliśmy na dworcu przeprawy promowej.

Zaintrygowało nas to. Muzeum okrętów podwodnych działa na wyobraźnie. W tamtym jesiennym dniu, który praktycznie kończył sezon naszych wycieczek, zdecydowaliśmy, że jeszcze raz, w przyszłym roku, odwiedzimy Portsmouth. Oczywiście zimą zrobiliśmy rozeznanie w dostępnych materiałach internetowych. Najbardziej pomocna okazała się strona www.rnsubmus.co.uk Zamieszczono na niej dokładną specyfikacje zabytków i eksponatów udostępnionych do zwiedzania. Okazało się, że w Royal Navy Submarine Museum, można zwiedzić prawdziwy angielski okręt podwodny z II Wojny Światowej. Ponadto zgromadzono, tam również inne mniejsze jednostki i całą masę tematycznych eksponatów.

Wojna podwodna, którą toczono w czasie trwania II Wojny Światowej, była niezwykle krwawa i niezwykle ważna dla każdej ze stron konfliktu. Hitlerowcy wprowadzając doktrynę wojenną atakowania „wilczymi stadami”, chcieli odciąć Wielką Brytanię od dostaw morskich. Zorganizowane ataki U-botów i wszystkie próby przeciwdziałania tym akcją, stanowią niezwykle ciekawą kartę historii morskich działań wojennych. Poświęcono temu zagadnieniu niejeden film i niejedną książkę. A tu proszę, trafia się okazja do zwiedzenia jednej z najnowocześniejszych w owym okresie, alianckiej łodzi podwodnej.

Trzeba przyznać, że muzeum to nie jest szerzej znane. A już na pewno w polskojęzycznych przewodnikach, nie znajdziecie wiele na jego temat. Powodem takiego stanu rzeczy jest jego lokalizacja. Royal Navy Submarine Museum, mieści się bowiem po drugiej stronie portu. Daleko od dworca kolejowego, autokarowego, nawet trudno dostępne piechotą. Jeszcze w zeszłym roku, jedyną drogą by się do niego dostać, był prom miejski. Podróż nim jest jednak dość droga /jednorazowy przejazd dla osoby pieszej wynosi 3,5Ł/, a ponadto z miejsca cumowania promu czekała chętnych na zwiedzanie, spora przechadzka. Byliśmy jednak zdecydowani na takie trudności i z takim nastawieniem ruszaliśmy na szlak kolejnej wycieczki historyczno-marynistycznej.

I love Portsmouth, taki napis widnieje na informacji turystycznej. I jak tu nie kochać miasta, które nieustannie myśli o rozwoju turystyki i o poprawie infrastruktury.

Do informacji turystycznej udaliśmy się, aby zasięgnąć szczegółowych informacji, co do najbardziej ekonomicznego zaplanowania naszej wycieczki. Słowem, chodziło nam żeby zwiedzić jak najwięcej, przy jak najmniejszym marnowaniu czasu. Tutaj dowiedzieliśmy się, że od tego sezonu działa zupełna nowość!!! Miasto w celu szerszego, udostępnienia zwiedzającym atrakcji znajdujących się w bardziej oddalonych i trudniej dostępnych miejscach, uruchomiło Portsmouth Horbour WATERBUS. Jest to stateczek działający na zasadzie wodnego tramwaju, który dowiezie zainteresowanych, do wszystkich najbardziej atrakcyjnych miejsc w porcie. Portsmouth Harbour Waterbus, posiada cztery przystanki Gunwharf Quays /przystanek obok dworca kolejowego i wierzy widokowej/, Portsmouth Historic Dockyard /miejsce w którym znajdują się najważniejsze eksponaty w tym HMS Victory/, Explosion Museum of Nawal Firepowder /obiekt zupełnie nowy, stara prochownia/, Royal Navy Submarine Museum /miejsce docelowe naszej wycieczki/.

Wszystkie przystanki wodnego serwisu, mają szczegółowo opracowane rozkłady jazdy. Ponadto dostępna jest szeroka gama różnych opcji cenowych. Wszystkim zainteresowanym podaję stronę www.portsmouth-boat-trips.co.uk . My wybraliśmy wariant kombinowany, czyli bilet na waterbus, plus wliczone wszystkie dostępne po drodze atrakcje. Cena takiego biletu wynosi 12,50Ł, a zawiera on zwiedzanie Royal Navy Submarine Museum, jak również wejście do zupełnie nowego obiektu muzealnego Portsmouth, czyli Explosion Museum of Naval Firepower (obiekt ten opiszę poniżej szczegółowo), ponadto bilet umożliwia całodzienne korzystanie z waterbus-u, bez żadnych ograniczeń!

Uzbrojeni w te wszystkie informacje i zaopatrzeni w mapy i bilety ruszamy na spotkanie nowych przygód i wrażeń w mieście niezwykle przyjaznym dla żeglarzy, wodniaków i sympatyków historii.

 

Ruszamy ze wodnego przystanku Portsmouth Historic Dockyard, waterbus okazuje się być przyjemnym stateczkiem, całkiem sporych rozmiarów. Podkreślić trzeba niezwykle przyjazną obsługę. W czasie całego rejsu, oraz w czasie wsiadania i wysiadania, dwu osobowa obsługa przykładała wszelkich starań, do komfortu i bezpieczeństwa pasażerów.

 

 

Już sam rejs jest niezwykle atrakcyjny! Mijamy ogromny port wojenny, przepływając wzdłuż zacumowanych nowoczesnych jednostek Royal Navy. Następnie płyniemy dosłownie wśród zacumowanych jachtów, których jest tu w Portsmouth więcej chyba, niż na całym Polskim wybrzeżu. Przepiękna jest również panorama miasta, widziana z wody. Widoki warte każdej ceny.

 

 

Powoli zbliżamy się do celu naszej wyprawy. Już z pokładu widzimy największą atrakcję Royal Navy Submarine Museum, a jest nim imponujących rozmiarów okręt podwodny klasy A. Jeszcze chwila i będziemy zwiedzać jego wnętrze.

 

 

Udostępniony do zwiedzania okręt, stanowi przykład największych osiągnięć techniki podwodnej, okresu II Wojny Światowej. HMS Alliance, był jednym dziewięciu jednostek A-klasy, typu AMPHION. Wprowadzony do służby w roku 1945, nie miał okazji zapisać na swoim koncie działań wojennych. Niemniej jednak. Jego nowoczesna konstrukcja spowodowała, że pełnił służbę patrolową aż do końca lat 60-tych. HMS Alliance, przeznaczony był do zadań operacyjnych na oceanach. W czasie jednego z eksperymentalnych rejsów po Atlantyku, spędził w zanurzeniu 30 dni. W roku 1947, było to niezwykle osiągnięcie. Jednostka napędzana była dwoma silnikami typu VICKERS 8 cylindrów, o mocy 150km. Pozwalało to na osiągnięcie prędkości 18,5 węzła na powierzchni i 8 węzłów w zanurzeniu. Uzbrojenie stanowiło 6 nowoczesnych wyrzutni torpedowych 21 cali. Okręt w rejs zabierał na pokład 20 śmiercionośnych cygar.

Jednostkę obsługiwała załoga złożona z 67 marynarzy. W opisach możemy znaleźć informacje, że HMS Alliance był najbardziej komfortowym okrętem dla załogi. Trzeba przyznać, że jego 85,7m długości plus 1590 T pojemności, dają z zewnątrz złudzenie ogromu i przestrzenności.

Złudzenie to znika jednak zaraz po wejściu do środka!!!

 

Okręt zwiedzany jest w grupach z przewodnikiem. Jest to niezbędne z powodów bezpieczeństwa. Ale że przewodnikami są byli marynarze podwodnicy, to stanowi dodatkową atrakcje, bo są oni w stanie opowiedzieć więcej niż książki i filmy.

Po wejściu wszystkich ogarnia poczucie ciasnoty, wręcz klaustrofobii. Wąskie pomieszczenia, oświetlone przytłumionym światłem. Plątanina kabli, rur, zaworów. Wszędzie wystają jakieś druty, haki, zaczepy. Z trudem rozpoznaje przednią wyrzutnie torped. Mija chwila czasu zanim przyzwyczajam się do tego zupełnie nowego, obcego mi, morskiego typu jednostki pływającej. Jest wszędzie niesamowicie ciasno. Trzeba również uważać na głowę! Tego typu problemów nie ma Bramreja, ale ja muszę uważać. Nasz przewodnik dokładnie objaśnia nam wszystkie przedziały, ich przeznaczenie i zawartość. Z pomieszczenia torpedowni, przechodzimy do kajut mieszkalnych załogi. Ponowny szok!!! Koje surowe, zawieszona jedna nad drugą, zupełny brak prywatności. Nieco większe pomieszczenia dla oficerów, mechaników i kapitana. Wszystko to jednak w mikroskopijnej skali, w porównaniu do okrętów nawodnych. Tu w łodzi podwodnej, liczy się każdy centymetr. Ważne jest powietrze, balasty, woda, paliwo, akumulatory, silniki i uzbrojenie. Człowiek musi się dostosować. Jest to maszyna doskonała, stworzona do walki, nie do rejsów wycieczkowych.

Po drodze mijamy toalety, umywalnie i malutką kuchnie. Następnie wchodzimy do centrum dowodzenia. Jest to, najbardziej znane z filmów pomieszczenie. Peryskop, stery, brodaty kapitan w odwróconej czapce. Nasz przewodnik śmieje się z takiego stereotypu. Wszystko to wyglądało zupełnie inaczej. I znowu ciasnota, plątanina kabli, rur, przewodów. Ekrany radarów, zegary i zawory. Bez objaśnień rzeczy zupełnie nie zrozumiałe. Dzięki uprzejmości i rzeczowej wiedzy prowadzącego naszą wycieczkę, cała ta maszyneria staje się przejrzysta. Ten zegar, to głębokościomierz. Te zawory, to regulacja balastu. To jest radar. I tak poznajemy zasady służby podwodnej na HMS Alliance.

W przedziale silnikowym wita nas huk 150-cio konnych silników Vickers-a. To oczywiście specjalne przygotowana aparatura nagłaśniająca, daje odczuć prawdziwy smak tej wyjątkowo trudnej służby. Huk jest nie do wytrzymania! W zapachu smarów i ropy zwiedzamy pomieszczenie silnikowni. Następnie przechodzimy do zupełnie cichego, pomieszczenia silników elektrycznych, które napędzały okręt w czasie rejsu w zanurzeniu. Brak hałasu, tylko w niewielkim stopniu poprawiał warunki pracy. W czasie używania silników elektrycznych, trzeba było stale uważać na gaz, cichego zabójcę, wybitnie niebezpiecznego dla załogi. Pomieszczenie tylnej wyrzutni torped, jest ostatnim przedziałem HMS Alliance. Znajduje się tutaj właz ucieczkowy, wraz z kompletnym wyposażeniem ratunkowym. Kombinezony, maski, butle z powietrzem, specjalny system opuszczanie okrętu i niezależnego oddychania, stwarza pozory bezpieczeństwa. Jednak sam przewodnik podkreśla, że awaria, lub uszkodzenie okrętu podwodnego nader często oznaczała tragiczną śmierć dla marynarzy.

Otwiera się właz, wychodzimy na zewnątrz i oddychamy świerzym powietrzem. Po tej 45minutowej wycieczce we wnętrzu HMS Alliance, jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy świadomie pełnili ten rodzaj służby. W moim odczuciu wymagał on niesamowitej odwagi, determinacji i poświęcenia. W przeszłości wiele razy rozmawiałem na ten temat z Krzysztofem Żakiem, bosmanem KSW Fregata, który odbył 3lata służby na pokładzie okrętu podwodnego. Jednak dopiero teraz byłem w stanie zrozumieć i ocenić haryzme i trud tego morskiego rzemiosła.

 

Oprócz HMS Alliance, w muzeum można zobaczyć również angielski miniaturowy okręt podwodny typu X-24. Była to jednostka służące do penetrowania miejsc postoju jednostek nieprzyjaciele. Słowem potrafiła wpłynąć tam, gdzie nie mieściły się standardowe okręty podwodne. X-24 potrafiła się zanurzać na głębokość 300 stóp. W zanurzeniu osiągała prędkość marszową 5ciu węzłów. Dystans operacyjny wynosił 82mile. Była to niezwykle niebezpieczna broń. W kwietniu 1944r łodzie tego typu, zatopiły stojące w porcie Bergen U-boty.

Okręt X-24, jest udostępniony do zwiedzania w formie otwartej. Można z powodzeniem zaglądnąć do jego wnętrza. Jako ciekawostkę mogę dodać, że X-24 napędzany był identycznym silnikiem, jaki używały tym okresie londyńskie autobusy.

 

Prawdziwym rarytasem, perełką kolekcji, jest oczywiście pierwszy brytyjski okręt podwodny HOLLAND I, pochodzący z 1901r.

Jednostka obsługiwana przez ośmiu marynarzy. Wyposażona w wyrzutnie torped. Napędzana silnikiem spalinowym, paliwo gazolina /benzyna/. Szanowni Czytelnicy! To po prostu trudne do uwierzenia, ale w roku 1901, powstała jednostka w koncepcji i kształcie nieodbiegająca od konstrukcji dzisiejszych. Holland I, do nawigacji używał kompasu magnetycznego, kapitan spoglądał przez peryskop. Osiągi tej jednostki również są imponujące, 20 mil pod wodą! Ciekawostką jest na pewno system mierzenia stężenia gazów w kadłubie. Otóż w pomieszczeniu silnika, wieszano w klatce myszy. W przypadku niebezpieczeństwa, to one wskazywały załodze, że czas na wynurzenie i wietrzenie.

Holland I, umieszczony jest w przeszklonym pawilonie. Jest otwarty do zwiedzania. Można spokojnie, uważając na głowę, wejść do jego wnętrza. Na własne oczy zobaczyć wyrzutnie torped, silnik i przekładnie napędową. Kapitalne doświadczenie, gwarantowane.

 

Nie należy pomijać wystawy w pawilonie głównym. Zgromadzono tam wiele pamiątek z okresu wojen światowych. Liczne bandery wojenne, mundury, uzbrojenie, fotografie. Kombinezony i wyposażenie nurków-komandosów tak zwanych Ludzi Żab. Warto tak zaplanować czas, by na zwiedzanie tego miejsca przeznaczyć minimum dwie godziny. I należy się spieszyć!!! Royal Navy Submarine Museum, przygotowuje się, bowiem do gruntownej renowacji HMS Alliance. Okręt udostępniony jest zwiedzającym od roku 1981, i wymaga już gruntownej konserwacji. W stępce okoliczne gołębie urządziły sobie gniazdowanie, a i korozja nadszarpnęła swoim zębem sędziwego staruszka. Widziałem zdjęcia projektu renowacji. Wygląda imponująco i zachęcająco, ale pewnie takie prace potrwają jakiś czas. Kto nie chce czekać? Powinien się spieszyć z wizytą, a gwarantuje, że nie będzie to zmarnowany czas.

 

Po zwiedzaniu udajemy się na przystań, by poczekać na nasz stateczek-tramwaj, który zabierze nas w rejs do następnego punktu programu zwiedzania. Mamy trochę czas, urządzamy sobie mały lunch, na uroczej piknik area.

 

 

I znowu na pokładzie waterbus serwis, kołyszemy się po porcie. Tym razem wysiadamy na przystanku Explosion Museum of Naval Firepowder. Jest to obiekt zupełnie nowy, jeszcze pachnący farbą! Budynki do złudzenia przypominają koszary wojskowe. Okazuje się, że to pomieszczenia dawnej prochowni. Eureka!!! Taki ogromny port wojenny, musiał posiadać gdzieś potężna składy amunicji i prochu. Otóż z uwagi na bezpieczeństwo, magazyny te umieszczono na niedostępnej wyspie w pobliżu portu. Prochownia w Portsmouth obsługiwała wszystkie większe konflikty, w jakich uczestniczyła Royal Navy. Jest to kapitalnie przedstawione na specjalnej interaktywnej ekspozycji wprowadzającej do muzeum. Od bitwy pod Trafalgarem, przez I i II Wojnę Światową, po konflikt na Falklandach, setki osób przygotowywało śmiercionośne ładunki, kule i proch. Była to bardzo odpowiedzialna praca. Ciężka i szkodliwa dla zdrowia. Ludzie tam zatrudnieni, byli cały czas pod specjalistyczną opieką medyczną. Pracowało tam zresztą wielu rzemieślników z przeróżnych branży. Na przykład charakterystyczna grupa bednarzy, robiła setki tysięcy beczek, do przechowywania prochu.

Po wprowadzeniu udajemy się na wycieczkę w czasie. Poznajemy rozwój techniki strzeleckiej od ładowanych odprzodkowo czarnoprochowych armat, po zdalnie sterowane rakiety. UWAGA! Można robić zdjęcia!!!

Do najciekawszych eksponatów zaliczyć trzeba, pierwsze karabiny maszynowe w służbie morskiej. Działka te pochodzą z lat 1820-1860 i stanowią nie lada ciekawostkę. Oczywiście nie zabrakło tam żadnych elementów uzbrojenie z żadnej epoki. Raj dla miłośnika militariów. Co najmniej drugie 2godziny!!!

Muzeum jako nowe, stale się rozbudowuje. W magazynkach konserwatorskich widziałem kilka ciekawostek. Pewnie niedługo zostaną wyeksponowane. W tym wyrzutnie przednią bomb głębinowych typu JEŻ. Było to urządzenie, które obok radaru, sonaru i stoczni USA, wygrało wojnę z U-botami.

Zamysłem Explosion Museum, jest chyba również organizowanie konferencji, spotkań i imprez okolicznościowych. Sceneria jest do tego wyśmienita. Mam nadzieję, że fotki oddają choć trochę z tej atmosfery.

 

I ponownie korzystamy z wodnego transportu. Jak zauważamy, nie jesteśmy jedynymi chętnymi na te rejsy. Ludzie kupują po prostu całodzienny bilet i pływają od przystani do przystani. Zorganizowanie Portsmouth Harbour Waterbus uważam za trafiony w dziesiątkę pomysł na rozwój turystyki. Brawo dla decydentów!!!!!

Nasza wycieczka powoli dobiega końca. Na koniec jeszcze chwilka w Historic Dockyard. Przecież być w Portsmouth i nie odwiedzić HMS Victory, to nie do pomyślenia. Tu też spore niespodzianki! Zmiany i remonty. O tym jednak napisze Bramreja. Wspomnę jedynie, że Victory stoi bez galionu?! Dlaczego? Nie przegapcie kolejnego materiału Agnieszki.

 

 

Na koniec skusiliśmy się na ogromną i soczyście smaczną, rybę z frytkami. Tradycyjny angielski Fish and Chips, nabiera nad morzem innego wymiaru. Opaleni, pełni wrażeń z kartami pamięci aparatu pękającymi w szwach, wracamy do Londynu. Trzeba będzie poprać lekko utłuszczone sosem koszulki. Trzeba znowu iść do pracy. To jednak nic nie znaczy, bo każda wizyta w Portsmouth regeneruje nasze siły. Dlatego z czystym sumieniem zapraszam was do wizyty w tym mieście, może i TY pokochasz Portsmouth?!!!

 

Tomasz. Bezan. Mazur.