|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Museum in Docklands Londyn 22.04.2008. Budynek, w którym mieści się Museum in Docklands mijaliśmy podczas każdej wyprawy do klubu żeglarskiego na Millwall Dock w Londynie. Wielokrotnie obiecywaliśmy sobie, że odwiedzimy to miejsce. Jednak dopiero wczoraj, korzystając z wolnego dnia w pracy i wspaniałej wiosennej pogody, zwiedziliśmy muzeum londyńskich doków. Będąc świeżo pod wrażeniem tego miejsca, chciałbym zaprosić naszych czytelników do wspólnej wycieczki w odległą przeszłość miasta. Docklands
Całkowicie przychylam się do opinii wyrażonej w przewodniku Pascala, że Docklands to miejsce bardzo kontrowersyjne. Myślę, że po prawie pięciu latach pobytu w Londynie mogę sobie pozwolić na podzielenie się z wami moją opinią na temat Docklands. Dla mnie wieżowce Canary Wharf mieszczące centra finansowe światowych banków, są Stolicą Światowego Wyścigu Szczurów. Wielu ludzi, których znam osobiście, pracę w tych drapaczach chmur stawiają jako swoje życiowe marzenie. Dla jego realizacji gotowi byli by poświęcić przyjaźń, rodzinę, miłość i wszystkie podstawowe wartości człowieczeństwa. Wykreowany przez telewizję i magazyny prasowe, wizerunek drapieżnych ludzi sukcesu, tu właśnie jest codziennie realizowany. Tysiące ludzi w nienagannych garniturach z teczkami, laptopami i nieodłącznymi telefonami komórkowymi, codziennie po 12-ście, a czasem i po 16-naście godzin próbuje ten wyścig wygrać. Wyścig Szczurów, to zawody bardzo brutalne, a zwycięstwo odnoszą nieliczni. Samo muzeum, mieści się w dawnym budynku magazynowym, który wprawdzie odnowiony, zachował swą architekturę i surowość konstrukcji przemysłowej. Z balkonów na poszczególnych piętrach cały czas sterczą podesty rozładunkowe, a u szczytu budowli zachowały się oryginalne kołowroty dźwigowe. Wycieczka w Museum in Docklands zaczyna się od wjazdu na piętro III. Rząd szklanych gablot, map i innych ciekawych eksponatów. Przybliża nam najdawniejsze dzieję londyńskiego portu. Proszę się jednak nie zniechęcać! Museum in Docklands, to nie jedynie gablotki i eksponaty. Już po przejściu tej naprawdę krótkiej ekspozycji wprowadzającej, wchodzimy w zupełnie inny świat. Ciemne, kręte uliczki. Kołowroty, wagi towarowe i dźwigi. Małe, słabo oświetlone kantory. Wokoło rozbrzmiewają dźwięki komend wydawanych przez majstrów. Słychać przekleństwa robotników i stukot narzędzi używanych w warsztatach. Uliczki zawalają beczki, zwoje konopnych lin i skrzynie pełne egzotycznych towarów. Jesteśmy w królestwie ludzi morza, miejscu znanym nam z powieści Jacka Londona. Cały ten świat, odtworzony przez pracowników muzeum, wygląda jak gdyby za chwilę, napełnić się miał pracownikami portowymi, dokerami, żeglarzami i marynarzami, którzy zaczną kolejny dzień swojej ciężkiej i niebezpiecznej pracy. Sailors Town, jest zrobiony z niezwykłą pieczołowitością. Możemy zapoznać się z warunkami mieszkaniowymi ówczesnych ludzi. Możemy zaglądać do ich domostw, usiąść w prawdziwej marynarskiej tawernie. Realizm wystawy podkreślają wrażania zapachowe. Spacerując czujemy zapierający nozdrza odór psujących się rybich odpadków. W zaułkach ulic dech zapiera, kwaśny zapach piwa i moczu. Wszędzie otacza nas wszechobecna bieda i ubóstwo. Fotografie przedstawiają ludzi, w nędznych ubraniach, pracujących za głodowe wynagrodzenie. W większości byli to biedni emigranci, którzy swoją pracą, potem i krwią budowali wielkość imperium. Muzeum zrekonstruowało ich miejsca codziennej pracy. W czasie naszej wycieczki zaglądamy do warsztatu kowalskiego, stolarskiego i mistrza bednarstwa. Możemy zapoznać się z bogato wyposażonym warsztatem szkutniczym. W innym miejscu poznajemy pracę ludzi zatrudnionych przy rozładunku kawy, tytoniu i rozlewaniu alkoholi. Jest zadziwiające, że tak wielu pisarzy i artystów czerpało natchnienie z ciężkiej pracy, głodu i nędzy. Ale, w Docklands słychać też było muzykę, śpiew i śmiech prostych ludzi. Żeglarze, a później marynarze byli pierwotnymi autorami tak popularnej dziś morskiej pieśni, czyli szanty. A wiele ze śpiewanych dzisiaj, swoją treścią odnosi się do okresu świetności londyńskich doków. W Museum in Docklands, nie mogło zabraknąć miejsce dla wielorybników. W swoim czasie, krwawe to zajęcie, przynosiło spore zyski, a zajmowało się nim wielu z najdzielniejszych mężczyzn epoki. Specjalnie miejsce wydzielono dla upamiętnienia niewolnictwa. Proceder ten, którego współczesna Europa bardzo się wstydzi, kwitł w najlepsze wiekach osiemnastym i dziewiętnastym. Proszę zwrócić uwagę na rycinę przedstawiającą sposób rozlokowania niewolników w statku transportowym. Rycina ta miała pomóc w maksymalnym wykorzystaniu powierzchni w ładowniach. Dzisiaj wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że majątki i bogactwo wielu dystyngowanych osób, okupione jest niewolniczą pracą rdzennych mieszkańców Afryki i Azji. Ciekawostką jest to, że firmy zarządzające londyńskimi dokami, powołały do służby swojego rodzaju straż portową. Formacja ta była umundurowana w sposób przypominający uniformy policyjne, uzbrojona i wyposażona w samochody z moto – pompami pożarowymi. Charakterystycznym wyposażeniem tej formacji, były długie, cienkie laski mgłowe. Pozwalały one funkcjonariuszowi patrolującemu teren w czasie mgły namacać koniec nadbrzeża i uniknąć nieprzewidzianej kąpieli. Spore miejsce zajmuje wystawa poświęcona II Wojnie Światowej. Londyńskie Docklands poddawane było nieprzerwanym nalotom ze strony niemieckiego agresora. W muzeum zachowane zostały pamiątki po działających w tym okresie służbach obrony cywilnej. Zrekonstruowano również schron przeciwlotniczy, dostępny dla zwiedzających.
Po wyjściu z Muzeum in Docklands, zupełnie inaczej postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość. Stojące u nadbrzeża wiekowe holowniki napędzane węglem, zdają się pasować tu bardziej niż wysokie biurowce banków. Tomasz Bezan Mazur.
|
|