| ||||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Co to będzie za sezon … Londyn 23.06.2015 Ledwo przestało mrozić, troszkę słoneczka zachęciło wszystkich do wizyt w klubach żeglarskich, ożywiła się nasza strona i liczba odwiedzić prawie się podwoiła. W Internecie za każdym kliknięciem wyskakują nowe oferty rejsów, zdjęcia slipowanych jachtów i wieści o regatach tych dużych i tych małych. To ogólne ożywienie w branży cieszy przede wszystkim tych, którzy żeglarstwo z dziedziny sportu zmienili w źródło dochodu. Firmy turystyczne, prywatni armatorzy , agenci ubezpieczeniowi, sklepy żeglarskie, ośrodki wypoczynkowe i szkoleniowe wymyślają coraz to nowe hasła które zaczynają przerażać w swojej konkurencyjności. Slogany reklamowe typu „tanie rejsy morskie” , „tanie czartery” przyciągają pseudo-żeglarzy kusząc ich ofertą przeżycia doskonałej ekstremalnej przygody z której w najlepszym przypadku pozostanie im kilka fotek na Facebooku i wspomnienie choroby morskiej. Szkoda tylko że dla niektórych ten entuzjazm i radość z przeżycia niepowtarzalnego rejsu może zamienić się w koszmar walki o przeżycie w wodzie albo tragedią rodziny po stracie bliskiej osoby. Niewielu ludzi zdaje sobie sprawę że z wodą i wiatrem nie ma żartów. „Morze wypluwa słabych” mówiło się kiedyś w kręgach żeglarskich ale teraz to już puste słowa. Nowe technologie, zabezpieczenia, sprzęt ratunkowy zapewniają o bezpieczeństwie żeglugi i gwarantują przeżycie w najróżniejszych okolicznościach. Szkoda tylko że doskonała większość armatorów i komercyjnych firm nie wyposaża jachtów w nic więcej jak wymagane minimum. Oglądany w kolorowych magazynach ekwipunek nie trafia na jachty czarterowe a organizatorzy rejsów raczej z wpłaconych pieniędzy starają się zaoszczędzić ile się da i nie zapewniają dodatkowego wyposażenia. Wynikiem tych praktyk są jachty pływające po wszystkich akwenach morskich z niewyszkoloną załogą, na niedoposażonych jachtach, niejednokrotnie nastawionych na przyjemność bez konieczności myślenia. Osobnym tematem, który zastanawia i nasuwa pytania, jest poziom wyszkolenia, jaki oferują ośrodki szkolenia żeglarskiego oraz ciągłe zmienianie przepisów żeglarskich. Obecnie coraz większą uwagę zwraca się na trzeźwość i poziom wyszkolenia kierowców samochodów, przepisy są coraz to bardziej restrykcyjne a instruktorzy i ośrodki egzaminacyjne coraz bardziej kontrolowane. Wżeglarstwie dzieje się zupełnie odwrotnie czyli jest pełne rozluźnienie i brak kontroli nad wydawanymi uprawnieniami. 15 lat temu kiedy szkoliłam i egzaminowałam żeglarzy ciągle „patrzono mi na ręce”, krytykowano wysoko postawione przez nas wymagania i przygotowane przez nas testy, uważano nas za „żółtodziobów” a jednak do dziś słyszymy od ludzi podziękowania za wyszkolenie, umiejętności i sposób postrzegania żeglarstwa jako sposobu na życie. Dziś ci sami ludzie, którzy kiedyś „patrzyli nam na ręce” przymykają oczy i uszy na poczynania nowych instruktorów a stwierdzenia „skoro przyszliście na egzamin to już zdaliście” nie budzą niczyjego sprzeciwu. Coś się takiego wydarzyło w ciągu ostatnich 10 lat że tak zmieniło się podejście ludzi do żeglarstwa? Oczywiście jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. My nie zarabiamy na żeglarstwie ani grosza. Wielu uzna nas w tej chwili za frajerów ale w myśl zasady „wszystko jest przyjemnością dopóki nie stanie się pracą” nie chcemy zarabiać na żeglarstwie. I tu zaczyna się konflikt pomiędzy żeglarzami, dla których żeglarstwo to hobby i przyjemność a przedsiębiorcami branży żeglarskiej czyli armatorami jachtów, właścicieli ośrodków, instruktorów dla których szkolenie jest ważną częścią dochodu. Jestem daleka od tego aby nie pobierać wynagrodzenia za szkolenie żeglarskie czy nie płacić za czartery jachtów ale musimy pamiętać że są to zajęcia sezonowe i nie da się „ z żeglarstwa żyć” zwłaszcza jeżeli lokalny akwen morski to zimny i nieatrakcyjny Bałtyk, a jeziora zamarzają i nie nadają się do żeglowania przez większość roku. Te okoliczności powodują, że wielu „pracujących” w sezonie żeglarzy i instruktorów staję się nakierowanych na zysk a nie na jakość oferowanych usług. Starają się oni w ciągu 2-3 miesięcy wycisną ile się da żeby wystarczyło na przetrzymanie jachtu przez resztę roku czy zapewnienie utrzymania ośrodka w okresie zimowym. Przykro mi to stwierdzić ale wielu dość opatrznie zrozumiało maksymę że „żeglarstwo to sposób na życie” i chcą po prostu „żyć z żeglarstwa”.
Te nowe trendy przewracają do góry nogami cały system i powodują że tak jak w sprawie kierowców tak i w przypadku żeglarzy obowiązek kontroli i regulacji spadnie na państwo, które wprowadzi restrykcyjne przepisy aby odciążyć służby ratownicze i zmniejszyć koszty wypadków spowodowanych przez nierozsądnych i niedoszkolonych żeglarzy czy skąpych armatorów. Już mamy beznadziejny z mojego punktu widzenia obowiązek zakładania kamizelek ratunkowych, który stał się standardem wymaganym przez firmy ubezpieczeniowe. Taka nadgorliwość powoduje że instruktorzy i sami kursanci mają przytępiony odruch samozachowawczy bo przecież jak mam kamizelkę to mi się nic nie stanie. Nic bardziej mylnego prawdaż? Natomiast jak nie mam kamizelki to że niby nie wejdę na jacht? Nawet na pomost nie wejdę? Wejdę! Oczywiście że wejdę ! Zwłaszcza jak wypije ze dwa albo trzy piwa to wszystko mogę. W odpowiedzi na takie zachowania wprowadzono ustawę o dopuszczalnym poziomie alkoholu dla żeglarzy. Gratulacje! Jeszcze trochę i będziemy mieli speed kamery na jeziorach, patrole Policji z alkomatami i obowiązek „dmuchania” przy wyjściu z portu przestrzegany bardziej niż odprawa paszportowa w latach 80tych. A ja dalej będę żeglować w wolnym czasie, pracować zawodowo w innej zupełnie branży a jak będzie to możliwe to będę szkolić żeglarzy z tym jednak wyjątkiem, że nie każdy będzie u mnie zdawał egzamin. Nadal będę wymagająca i nie będę zabiegać o sympatie do mnie bardziej niż szacunek do umiejętności, jakie ktoś nabywa pod moim nadzorem. Bezan zawsze mówił do kursantów – nie każdy musi być żeglarzem – bo nam chodziło o to żeby kursanci stawali się żeglarzami a nie żeby dostawali papierek, aby żeglarstwo i eksremalna przygoda kończyły się sukcesem i radością z doświadczeń na granicy wytrzymałości. Żeglarstwo nie jest sportem "dla każdego" i nie można się go nauczyć "w weekend".
Sailbook.pl Wyprawa SELMA-ANTARKTYDA-WYTRWAŁOŚĆ - ZAKOŃCZONA! Newsweek.pl Śmiałkowie, którzy pokonali Morze Rossa
Życzę wszystkim żeby w tym sezonie nie mieli okazji przekonać się o skuteczności morskich służb ratowniczych no chyba że będzie to kolejne szkolenie a nie operacja na żywym organizmie !
Z żeglarskim pozdrowieniem , Agnieszka „Bramreja” Mazur
|
|