Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

The Thames Festival 2011
czyli to co najlepsze z Polski do Londynu przyjechało!

 

To był sierpień, jeszcze przed urlopem. Sprawdzałam właśnie wiadomości na stronie Polskiej Organizacji Turystycznej i zobaczyłam, że na Thames Festival do Londynu wybierają się nasze Mazury Cud Natury i jeszcze ktoś z naszych stron. Obowiązkowo musiałam sobie zarezerwować czas żeby się tam wybrać z moim aparatem. Thames Festival to jedna z największych ulicznych imprez w Londynie, na których promują się inne państwa i regiony świata. W ubiegłym roku na Thames Festival przypłyną polski żaglowiec Fryderyk Chopin w programie promującym Polskę w Roku Chopinowskim. Spędziliśmy wiele czasu na pokładzie tego żaglowca w ubiegłym roku i mieliśmy bardzo miłe wspomnienia. Dlatego też postanowiłam i w tym roku zobaczyć, z czym przyjadą nasze polskie regiony. Wybrałam się na tą wyprawę wzdłuż Tamizy z Patrycją Strąk z The Polish Observer.

 

Weszłyśmy na teren festiwalu od strony Westminster Bridge, tak jak pokazywała mapka była to pierwsza z czterech stref festiwalowych. Zaraz po punkcie informacyjnym rzucił nam się w oczy namiot punktu informacyjnego Unii Europejskiej. Podeszłyśmy do stoiska szukają informacji o Unii, o naszym przewodnictwie i o Polsce. Przeszukując broszurki wdałyśmy się w dłuższą rozmowę z miłą Panią która kiedy dowiedziała się że jesteśmy z Polski bardzo chętnie poświęciła nam dłuższą chwilę. Po chwili rozmowy wykrzyknęła do nas – Wy to macie ogromne namioty zaraz obok naszego! Jej zachwyt nad ogromem naszego Polskiego stoiska była nawet dla mnie zaskoczeniem. W myśl staropolskiej zasady „zastaw się a postaw się” nasze stoiska naprawdę były ogromne. I dopiero jak to zobaczyłam to zrozumiałam jej reakcję. Pod ogromnymi namiotami zobaczyłyśmy rozkładające się właśnie stoisko POTu, zaraz za nimi już w pełnej gotowości Mazurskie stoisko z ogromnym roll-up promującym akcję Mazury Cud Natury. Tu zatrzymałyśmy się dłuższą chwilę gdyż, jako żeglarka zawsze opowiadam wszystkim znajomym jak piękne są nasze Mazury i chciałam zebrać jak najwięcej anglojęzycznych broszur. Okazało się że wybór jest ogromny. Kolorowe zdjęcia, przewodniki, opisy tras rowerowych, opisy jezior, przystani żeglarskich, zabytków itp. Znalazły się też przepisy kulinarne i plakat z gotyckimi zamkami. Wszystko w języku angielskim! Poczułam się dumna z tego jak potrafimy promować nasz cudowny kraj. Byłam bardzo wdzięczna tym ludziom, którzy przyjechali ze swoimi stoiskami na Thames Festival 2011. My emigranci wiemy jak ważne jest kształtowanie wizerunku kraju na poprawę naszego wizerunku. Może przez takie akcje przestaniemy być postrzegani, jako tania siła robocza a dla wielu emigrantów z poprzednich fal emigracyjnych jest to moment kiedy mogą zobaczyć jak zmieniła się Polska i że warto być Polakiem.

Obok Mazurskiego stoiska znalazłyśmy stoiska Podlaskie, Wielkopolskie i Kujawsko-Pomorskie. Na stoisku Wielkopolskim zatrzymałyśmy się chwilkę podziwiając rękodzielnictwo wytwarzane nawet tu na Festiwalu. Unia Europejska popiera i wspiera finansowo rozwój regionalny, ale również dba o zachowanie kultury regionu. Przecież najbardziej znane potrawy świata pochodzą od prostego ludu a wytwarzane ręcznie przez rzemieślników sprzęty i ozdoby osiągają najwyższe ceny. Jednak coraz mniej ludzi posiada odpowiednie umiejętności. Dlatego ważne jest, aby pokazać że lepienie osób z gliny to jedna z cennych umiejętności i może okazać się bardziej wartościowa niż dyplom z zarządzania i marketingu. Przyglądając się rzemieślnikom ucięłyśmy sobie pogawędkę z Panią ze stoiska Wielkopolskiego, która poczęstowała nas krówkami. Rozmawiałyśmy o tym, że nasze polskie stoiska wzbudzają duże zainteresowanie, ale mogłoby być ich więcej. Dowiedziałyśmy się że wiele regionów nie uważa promowania na ulicznym festiwalu za najlepszą formę przekazu ale Pani z Wielkopolski była przeciwnego zdania. Ja także popieram taką formę. Jest to bardzo świetna okazja a co najważniejsze centrum Londynu we wrześniu nadal jest oblegane przez turystów i wiadomo jest że są to podróżnicy, którzy może następnym razem wybiorą się do Polski. A o takiego odbiorcę właśnie chodzi – takiego zainteresowanego podróżami, wycieczkami, poznawaniem nowych miejsc na świecie. Pewnie wiele z rozdawanych tu broszurek i ulotek trafi we właściwe ręce a multimedialne CD zainteresują wielu turystów.

Idąc wzdłuż Tamizy oczywiście nie można pozostać obojętnym na piękno tego miejsca. Pomimo ogromu stoisk zawsze spacerując wzdłuż Tamizy dostrzegam niepowtarzalność tego miejsca.

 

Wiele stoisk w strefie pierwszej pochodziło z Europy Centralnej i Wschodniej. Było tu stoisko Rumuńskie, Hiszpańskie i Włoskie. Przechodzą obok tych stoisk zauważyłam różnicę pomiędzy naszym stoiskiem a tymi pochodzącymi z innych krajów. Inni promowali swoje kraje komercyjnie poprzez sprzedawanie jedzenia natomiast nasze stoisko było bardzo podobne do stoiska Unii Europejskiej – nastawione na informację i rozmowę z turystami. Trochę zastanawiałam się czy nie tracimy na tym pomyśle, ale jak się okazało Polacy są bardzo kreatywni i przedsiębiorczy. Troszeczkę dalej było również stoisko kulinarne z ogromnym napisem Grilled Polish Sausage! Jakież było moje zdziwienie, kiedy widziałam jaki ruch panował wokół tego stoiska. Ale jak się zobaczyło ofertę nie można się było już niczemu dziwić – ogromne, złociste kiełbaski, mnóstwo nabitego mięskiem i grzybami bigosu, smakowite pierogi, ociekające słodkim lukrem pączki zainteresowały nie jednego smakosza i to niezależnie od kraju pochodzenia. Jednak nasz flagowy produkt, jakim jest kiełbasa może z powodzeniem konkurować z włoskimi makaronami czy chińskimi kurczakami słodko-kwaśnymi.

 

Dalej mijałyśmy stoiska azjatyckie prym wiodło stoisko Koreańskie, które wyglądało równie imponująco jak nasze a do tego w tej części ustawiona była scena i odbywały się tu pokazy walk. Przechodzą koło galerii Tate zobaczyłyśmy występy artystów muzycznych na ustawionej tu scenie a naszą ciekawość przykuła tablica z napisem „Look on my bird” czyli spójrz na mojego ptaka??? Grupa ornitologów stała z lunetami i coś obserwowali na szczycie wierzy Tate. Dowiedziałyśmy się, że jeden z nich wypatrzył tam mieszkającego sokoła!!! Spojrzałam przez wizjer i zobaczyłam wciśniętego w załamanie budynku, śpiącego ptaka. Niesamowite wrażenie obserwować takiego drapieżnika w centrum metropolii miejskiej.

 

Dochodząc do Tower Bridge, czyli ostatniej strefy festiwalu, zobaczyłyśmy ogrom ludzi myszkujących po stoiskach i poszukujących niepowtarzalnych, ręcznie wykonywanych ozdób, ubrań i naturalnych kosmetyków. Tutaj pod town hall rozbrzmiewały głosy chórzystów, dzieciaki taplały się w fontannie a dorośli łapali promienie jesiennego słońca smakując coraz to nowe i bardziej egzotyczne potrawy.

 

 

Festiwal opuściłyśmy wczesnym popołudniem, ale impreza trwała do późnych godzin nocnych a jej finałowym wydarzeniem jest wieczorny festiwal światła, na który ludzie przygotowują specjalne nakrycia głowy. W przerwie na lunch w restauracji spotkałam jednego z tych hobbistów. Miałam okazję przymierzyć kapelusz warzący około 3 kg, którego wykonanie pochłonęło około dwa tygodnie. Dwudniową imprezę Thames Festival kończy pokaz sztucznych ogni, ale my wiemy, że za rok będzie kolejna okazja aby zobaczy te wszystkie wspaniałości, porozmawiać z interesującymi ludźmi i skosztować kuchni świata.

 

 

 

Agnieszka Bramreja Mazur

London 12.09.2011

Foto. A.Mazur, P.Strąk

 

 

 

stat4u