Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Londyn, 16 maja 2006

Bramreja na Pogoriach !!!

 

 

 

Kiedy w lipcu 2003 roku wyjeżdżałam do Wielkiej Brytanii żegnało mnie szerokie grono przyjaciół. Zakładałam wtedy, że zrobię mały wypad na tzw: „saksy” czyli 3 miesiące ciężkiej harówki za granicą, kasa w kieszeń i zima w domu. Stało się jednak inaczej. Zostałam tu dłużej niż planowałam. Jak się okazało – znacznie dłużej. Doszło do tego, że za 2 miesiące dobiję trzech lat emigracji. Wiele się od tego czasu zmieniło w moim życiu. Wiele zmieniło się również w stosunku moich niegdysiejszych przyjaciół zwłaszcza tych, którzy w 2003 roku żegnali się ze mną tak serdecznie. Wielu jest zaskoczonych tym, że tak wiele informacji dociera do mnie, choć jestem tak daleko. Ale czy jest sens wracać do tego co było? Przez te blisko 3 lata w UK spotkałam wielu ludzi, nie tylko Polaków, którzy podobnie jak ja musieli opuścić swoje rodziny by poszukać źródeł dochodu pracując „u Pana”. Wielu z nich krąży pomiędzy domem i miejscem pracy i nie widzą możliwości wyrwania się z tego kieratu. Inni twierdzą, że powrót do Polski to głupota. Jeszcze inni nie widzą innej przyszłości dla siebie jak w tylko powrót do Polski. Znam takich co wrócili i takich, którzy chcą się osiedlić w obcym kraju.

A ja?


Kiedyś Pogoria była dla mnie jak dom. Miałam tu swój kąt, swoje życie, otaczali mnie ludzie, którzy jak ja czy Bezan kochali żeglarstwo i było ono dla nich wartością samą w sobie. Koncerty szantowe odbywały się w zapuszczonej i tylko uprzątniętej wtedy świetlicy, kombinowaliśmy jak tu zdobyć nowe pływaki na pomost albo szafę pancerną do świetlicy na dokumenty klubowe. Wycieraliśmy nowe ścieżki do różnych urzędów po dotacje. Kursy żeglarskie prowadziliśmy z entuzjazmem całkowicie za darmo lub za symboliczne wynagrodzenie, nasz domek tętnił życiem tak samo w zimie jak i w lecie a każdy nowy rok witaliśmy wspólnie z całym klubem i całą Pogorią. Te wspomnienia przez cały czas tkwiły w mojej pamięci i pchały mnie do powrotu. Witając ten obecny rok założyłam sobie, że uda mi się w sezonie 2006 popływać pod żaglami na Pogorii.. Nie wiedzieć czemu los był łaskawy dal mnie tym razem i pozwolił mi wyskoczyć na Pogorię w długi, majowy weekend. I co tam zastałam? Na pierwszy rzut oka, na Pogorii życie wydaje się płynąć swoim dawnym torem. Ośrodki się rozwijają, wbrew temu co sądzą inni, na Pogorii I infrastruktura – będąca w większości w prywatnych rękach - rozbudowuje się. Ośrodki są coraz ładniejsze – łącznie z ośrodkiem PWiK obecnie nazwanym Wodnik, na którym nadal prężnie działa KSW Fregata i promuje hasło „Łączy nas woda”. Ośrodek wygląda bardzo ładnie, zadbanie. I choć 2003 roku żegnałam go ze łzami w oczach przywitanie nie było już tak emocjonujące. Co się zmieniło? Atmosfera, ludzie, organizacja. Było by nietaktem z mojej strony ocenianie tego co zastałam ponieważ nie leży to w mojej gestii. Jedno co mogę powiedzieć to tylko tyle, że komercjalizacja i kapitalizm nieubłaganie dotarła już do naszej Pogorii a wypromowanie hasła „Łączy nas woda” wymaga ogromnych środków finansowych i wiele wysiłków marketingowych specjalistów.
A kiedyś wystarczyło, że kpt. J.Wątrobiński rzucił hasło, że „Woda powinna nas łączyć a nie dzielić” i było super. Motorówki pomagały żeglarzom, wędkarze schodzili z drogi żaglówkom i nikt nie potrzebował do tego koszulek i olbrzymich banerów reklamowych a najważniejsze było podniesienie rano bandery o czasie a nie umieszczanie nazwy sponsora na wszystkich ludziach i sprzęcie po 3 razy. Jak to było? – nie szata zdobi człowieka tylko człowiek szatę. Tak samo jest z organizacją non-profit, którą tworzą ludzie swoją pracą i postawą. No cóż – chcieliśmy zachodu to go mamy. Szkoda tylko tych młodych ludzi, którzy już niepoznają smaku prawdziwej przygody i przyjaźni, bo skoro zapłacą to przecież w myśl zasady „Klient nasz Pan” sami nigdy nieumyją łódki, nieodbakają wachty kambuzowej w sztormie, własnoręcznie nigdy nie posprzątają po chorującym na chorobę morską koledze, a patent i tak dostaną, bo jak nie, to się obrażą i poskarżą wpływowemu tatusiowi. I tak oto wyrośnie pokolenie egoistycznych ludzi, bez uczuć czyli takich, jaki było mi niestety dane poznać w tym kraju wtedy, kidy los nie był dla mnie jeszcze łaskawy. Czy chcę wracać do tego „nowego żeglarstwa”? Nigdy już nie wrócę do soboty 12 lipca 2003, bo przecież nie da się dwa razy wejść do tej samej wody. Aby osiągnąć coś zbliżonego do tego co było musiałabym zaczynać od nowa. Problem w tym, że aby zaczynać coś nowego to trzeba poświęcić temu bardzo wiele czasu. Obawiam się, że czasu już nie będę mieć tyle samo jak kiedyś, a ludzi, którzy chcieliby pomóc, jest już coraz mniej. Smutne to, ale niestety prawdziwe.
Ale czy pozostaje mi już tylko oglądanie z przysłowiową łezką w oku starych zdjęć? Myślę, że nie. Myślę, że można coś zrobić na nowym gruncie i dziękuję YKP-owi w Londynie najbardziej za to, że jest. To tu poznałam ludzi, którzy mają w sobie jeszcze zapał i cieszą się możliwością bycia ze sobą. Więc, jak by to powiedzieć, ponieważ obecnie w Polsce nie mogę znaleźć dla siebie miejsca a to powoduje, że Pogoria pozostaje daleko w sferze marzeń, na razie nie będę marnować swojego czasu na wspomnienia i postaram się coś zrobić tu, w Wielkiej Brytanii na bazie tej nowej–starej organizacji jaką jest YKP Londyn.
Tak więc nie wiem kiedy i czy w ogóle wrócę na stałe nad Pogorię. Chciałabym, ale świadomość tego, że to już nigdy nie będzie ta sama Pogoria smuci mnie bardzo, bo jeżeli już po niecałych 3 latach widzę tak wielką różnicę to co będzie dalej? Zgodzicie się ze mną, że wszystko zależy od ludzi? Jeżeli tak, to może warto przemyśleć kilka spraw i zastanowić się jak jest teraz, jak było kiedyś i zadecydować jak chcemy, aby było w przyszłości!

A na razie postarajmy się zrobić coś razem na bazie teraźniejszości i, myśląc o przyszłości, spróbujmy wymienić się doświadczeniami, spostrzeżeniami i pomocą. Bo przecież na fali oceanu zwanego życiem niewiadomo jaki wiatr nas poniesie i do jakiego portu nas zagna. Lepiej jednak na obcym lądzie spotkać przyjaciół niż kanibali. A więc pamiętajmy co jest w życiu ważne, a wtedy na pewno będziemy mogli dać się ponieść wiatrowi na fali życia ku przyszłości.

 

Z żeglarskim pozdrowieniem,
(wypoczęta i opalona w polskim słońcu)
Bramreja.