--------

 

 

 

 

Chrom lśnił, a szampan się lał.

Londyn 20.01.2015.

I na upartego w samym tytule można by praktycznie zawrzeć całą relację z tegorocznych targów żeglarskich London Boat Show. Niemniej rzetelność wieloletniego obserwatora zobowiązuje do rozwinięcia tematu.

 

Żeglarstwo zawsze było postrzegane, jako sport snobistyczny, dostępny jedynie dla elitarnej, wysoko usytułowanej warstwy społecznej. Na nic się zdały czynione od lat działania mające na celu „odczarowanie” tego mitu. Telewizyjne programy jak „Magazyn Morze”, oraz akcje „Bractwa Żelaznej Szekli”, czy też „Szkoły pod Żaglami”, popularyzować miały wielką wodę, wiatr i żagle, jako środek wychowawczy, kształtujący charakter i hart ducha w młodych ludziach. Lokalne kluby sportów wodnych zachęcały do wstępowania w swoje szeregi oferując możliwości szkoleń, rejsów i stylu życia w duchu żeglarskiej tradycji i etyki morskiej. Całokształt tych działań miał udowodnić, że Yachtsmanem, może zostać przede wszystkim człowiek posiadający do tego serce, szacunek do sił natury i twardy charakter. Że nie zasobność portfela jest najważniejsza do tego by czynnie uprawiać żeglarstwo. Niestety utartych stereotypów nie udało się zmienić. Żeglowanie dla przyjemności, stało się powszechnie synonimem ekonomicznego przesytu. W moim bardzo subiektywnym odczuciu organizatorzy London Boat Show 2015, postanowili właśnie w tym kierunku skierować swoją ofertę targową.

Pisałem już o tym niejednokrotnie, że łódkę kupuje się w momencie, gdy wszystkie inne potrzeby życiowe są ustabilizowane, a wolne środki można przeznaczyć na przyjemności. Problemem kilku ostatnich lat jest, coraz bardziej powszechny brak tych wolnych środków finansowych! Czyli pisząc językiem ludzi prostych, brak kasy i tyle!!!

Kryzys ekonomiczny trawiący Europę od słynnego Credit Crunch w 2008r, ogromnie odbił się na poziomie życia i możliwościach finansowych klasy średniej. Czyli największego w przeszłości odbiorcy producentów łodzi, małych jachtów i usług firm czarterowych. Branża nautyczna ukierunkowana w budowie i produkcji małych rodzinnych jachtów żaglowych i motorowych przez szereg lat bardzo dynamicznie się rozwijała, bo zapotrzebowanie na taki właśnie sprzęt było duże. Korzystały na tym i nasze rodzime stocznie, osiągając bardzo dobrą opinię w wyniku doskonałej jakości wykonania i zrównoważonych cen. Okres ten niestety przeminął. Producenci jak również sprzedawcy zmuszeni byli do szukania innych grup odbiorców. Musieli również zmodyfikować swoją ofertę dostosowując ją do aktualnych możliwości na rynku. Analizy marketingowe wykazały, że istnieją możliwości zbytu superluksusowych jednostek pływających, budowanych na zlecenia astronomicznie bogatych ludzi, których kryzys ominął a może wręcz wzbogacił. Takiej właśnie ofercie został w ogromnym procencie podporządkowany London Boat Show 2015.

Widać to było wyraźnie. Największe powierzchnie wystawiennicze zajęły lśniące od chromów i niklu jachty motorowe. Przepych wykonania i wyposażenia tych jednostek aż porażał. Czego tam nie było?! Baseny na pokładzie, sauny, stylowe meble w kabinach i mesie, słowem niewyobrażalny luksus. Zadbano również o odpowiednią oprawę tej specyficznej oferty. Bary wyposażone w wygodne fotele oferowały perlistego szampana wszystkim tym, którzy w cieniu sztucznych palm omawiali wady i zalety inwestowania ogromnych środków w kolejny luksusowy jacht do kolekcji.

Smutne jest to, że w przeciągu zaledwie kilku lat tak bardzo uwidoczniły się rozwarstwienie społeczeństwa. Niepokojącym jest również, że gra na snobizmie i chęci luksusowego zaistnienia ma tak wielką rzeszę odbiorców. Już nie dzielność morska jednostki się liczy, która przecież przeważnie i tak stoi w porcie, lecz skala przepychu. Bez żalu opuszczałem te stoiska, szukając czegoś, co przykuję moją uwagę.

Z zaskoczeniem stwierdziłem, że organizatorzy London Boat Show w roku bieżącym zrezygnowali całkowicie z wystawy na wodzie! Dok przylegający do hali ExCel był w tym roku absolutnie pusty! Imprezie nie towarzyszyły również żadne atrakcje, pokazy, wykłady czy prezentacje. Jeszcze w ubiegłym roku uczestniczyłem w pokazach kulinarnych, obecnie nic takiego się nie odbywało. Stoiska firm produkujących sprzęt i wyposażenie dostępne dla potencjalnego Kowalskiego, zmuszone zostały zminimalizowania swojej powierzchni przez bardzo wysokie koszty. Mój znajomy sprzedawca odzieży i obuwia na pytanie ,jak idzie biznes? Dał bardzo wymowny znak dłonią, a zwiedzałem wystawę w pierwszy weekend otwarcia. Słowem trzeba było się sporo nachodzić i sporo poszukać by znaleźć coś, co było by godne opisania i polecenia czytelnikom Pogoria.org.

Taką perełką znalazłem na stoisku łódek typu dinghy znanej już i opisywanej w przeszłości firmy RS. Łódka RS Venture KEEL, to absolutna rewolucja w konstrukcjach łodzi dostosowanych na potrzeby osób niepełnosprawnych. Ta nowoczesna łódka o kapitalnym kształcie i regatowym zacięciu może być punktem zwrotnym w sposobach dostosowywania sprzętu dla osób z niepełnosprawnością ruchową. RS Venture KEEL jest, bowiem łodzią uniwersalną, w której wszystkie usprawnienia adaptujące na potrzeby żeglugi niepełnosprawnych żeglarzy, można w ciągu godziny zdemontować i przystosować jacht do normalnej eksploatacji. Jak to jest możliwe?

RS Venture KEEL jest wyposażony w ciężki, bo 100 kilogramowy miecz szybrowy z blokadą. Co, praktycznie czyni go jachtem kilowym niewywracalnym. Z tym, że szybrowy miecz przy zastosowaniu talii daje się bardzo łatwo podnosić. Zanurzenie łodzi przy podniesionym mieczu wynosi 0,3m natomiast przy maksymalnie opuszczonym 0,9m. W kokpicie zamocowano dwa fotele pozwalające na bezpieczną żeglugę osobą o bardzo ograniczonych możliwościach ruchu. Operacje talią grota i szotami foka odbywają się z listwy umiejscowionej w zasięgu ręki żeglarza siedzącego na fotelu. Niesamowicie praktycznie rozwiązano sterowanie. Odbywa się ono za pomocą drążka sterowego, który przez system sterociągów przenosi ruch na standardowy rumpel. Uwaga! I fotele i system sterociągów bardzo łatwo można zdemontować, jak również założyć z powrotem w miarę potrzeb. RS Ventura KEEL jest jednostką dużą jak na łodzie typu dinghy . Długość całkowita to 4,9m przy szerokości 2m. Grot 11m2 wraz z 3,8m2 fokiem i 14m2 spinakerem daje zdecydowaną moc by ten lekki 198kg kadłub nabrał cech regatowej maszynki! Uważam, ze konstrukcje uniwersalne takie właśnie jak prezentowana po raz pierwszy RS Venture KEEL powinny się znaleźć w większości klubów żeglarskich, a zakup tego właśnie sprzętu powinien być dofinasowany przez fundacje i organizacje wspierające sport osób niepełnosprawnych! Wielokrotnie spotykałem się z problemami wyposażenia, które pozwalałoby na uczestnictwo osób z problemami ruchu z zajęciach nad wodą. Tu mamy dwa w jednym! Kapitalna łódkę regatową, szybką i nowoczesną, a zarazem łatwą do dostosowania na specjalne potrzeby. Jednym słowem salomonowe rozwiązanie. Bardzo dokładnie przyglądałem się kadłubowi i poszczególnym rozwiązaniom technicznych wyposarzenia RS Venture KEEL i mogę ponad wszelką wątpliwość stwierdzić, że patenty takie mogą być łatwo przeniesione do naszej rodzimej Omegi. Wystarczyłyby jedynie pewne modyfikacje konstrukcyjne i techniczne, które nie spowodowałyby zmiany zasadniczej bryły i ducha Omegi. Fakt ten polecam do wnikliwego przeanalizowania odpowiedzialnym w Polsce za sport osób niepełnosprawnych i zarządzających klasą Omega. Zastosowanie takich innowacji mogłoby przenieść naszą narodową klasę do innego, wyższego wymiaru żeglowania bez barier.

Z ciekawostek, to z łezką w oku oglądałem stare sklejkowe ślizgi ze sterociągami na rolkach i stalowych linkach. Z manetkami wykonywanymi własnoręcznie w domowych warsztatach, sam mam takie jeszcze do dziś gdzieś w zakamarkach garażu. Jeszcze do niedawna na takich maszynach pływałem na naszym ukochanym jeziorze Pogoria. Można było również zobaczyć ponaddźwiękowy samochód wyposażony w silnik odrzutowy, który kilkakrotnie bił rekordy prędkości i przyspieszenia.

Podsumowując wystawa London Boat Show skręciła w kierunku bardzo wąskiej grupy kontrahentów. Niestety luksusowość, snobistyczność i elitarność żeglarstwa widziana przez pryzmat zasobności, tu znajduje swoje odzwierciedlenie. Niewiele zostaje tu już miejsca na romantyzm morskiej przygody, czy klimat wyniesiony z szant i przygodowych książek. Tego jest tu coraz mniej. To nie pasjonaci, żeglarze, zdobywcy olimpijskich medali, czy wreszcie ponadczasowi bohaterowie rejsów dookoła świata nadają ton wystawy London Boat Show. To zaś oznacza, że nie tylko rozwarstwienie społeczne uwidoczniło się w Londynie 2015. Widać tu też odchodzenie od korzeni naszego sportu, stylu życia, morskiej etyki i etykiety człowieka, którego kiedyś określano, jako Yachtsman. I tego żal najbardziej.

 

Tomasz. Bezan. Mazur.