Początek roku w Londynie, był zawsze wielkim świętem dla żeglarzy, motorowodniaków, windsurferów, kitsurferów, kajakarzy, itp. Słowem wszystkich ludzi zakochanych w sportach wodnych i wodniackiej rekreacji. Znane ze swojej marki targi żeglarskie London Boat Show, przyciągały corocznie do hali ExCel, ogromne rzesze zainteresowanych. Miłośnicy wiatru i wody, zmęczeni zimową aurą i długim oczekiwaniem na sezon, chętnie odwiedzali London Boat Show .Oczywiście by spotkać się, poznać nowości prezentowane przez wystawców i producentów, no i uzupełnić żeglarski ekwipunek po wystawowych, okazyjnych cenach! Tak było w przeszłości. Na kilka ostatnich edycji kładł się cieniem krach kredytowy i sunący za nim kryzys ekonomiczny USA i strefy Euro. Organizatorzy radzili sobie z tym problemem, łącząc London Boat Show, z innymi wystawami o pokrewnej tematyce. Zatem ostatnie trzy lata to wystawa żeglarska koegzystowała w połączeniu z Outdoor Show i London Bike Show. Tworząc ogromne światowej klasy targi dla aktywnych ludzi! Jak więc było w roku bieżącym?
Organizatorzy postawili na zmiany! Pierwszą widoczną była zmiana logo London Boat Show! Dlaczego zmieniono? Trudno dociekać. Zmieniono, jest nowe i tyle.
O ile zmiana znaczka firmowego nie wpływa, na jakość całości, to kolejne zmiany już raczej tak.
Seperatystyczne trendy, jakie owładnęły Wielką Brytanią, niestety dotarły i do hali na ExCel. Szkocja i Anglia dążą do rozdziału. Rząd Wielkiej Brytanii straszy wyjściem z Unii Europejskiej. Wszystko się dzieli, stawia mury i bariery. London Boat Show oddzielił się od wymienionych w tekście powyżej, wystaw rowerowej i turystycznej! W efekcie z biedą zapełniono połowę hali wystawowej na ExCel. Celowo piszę z biedą, bo wystawa posiłkowała się w tym roku wszystkim, co dało się pod tytułem Boat Show, pod dach wcisnąć. Zatem prócz żeglarskiego ekwipunku, łodzi, silników, jachtów itp. Można było oglądać i zakupić luksusowe meble ogrodowe, altanki, kamerki ogródkowe, noże kuchenne, pastę do butów, kosmetyki i takie tam inne szpargały. Które za sprzęt typowo wodniacki uznane być mogą jedynie, po solidnej porcji rumu! Jeżeli chodzi o sprzęt pływający, to można było znaleźć ofertę praktycznie wszystkich liczących się producentów. Fakt, stoiska były okrojone i dużo uboższe niż w latach ubiegłych. Wystawa jachtów żaglowych w latach poprzednich zajmowała praktycznie połowę hali wystawowej, plus suchą marinę i dok na zewnątrz. W tym roku zmieściła się wzdłuż jednej ze ścian budynku. Jest to na pewno spowodowane ogólnym kryzysem ekonomicznym. Brak wolnych środków w portfelach obywateli klasy średniej, odbija się na kondycji firm przemysłu turystycznego. Ponadto tarcia, strajki, rewolty i zamieszki w rejonie basenu Morza Śródziemnego, powodują, że nie łatwo namówić kogoś na wakacje w niestabilnej Grecji, niepewnych Włoszech, czy bardzo ryzykownym Egipcie. W rezultacie mamy raczej ograniczanie floty jachtów czarterowych, a nie zakupy nowych jednostek. Wyjątkiem była w tym roku Bavaria. Stanowisko firmy było mocno rozbudowane. Producent z Niemiec przedstawił też kilka nowych konstrukcji! To widoczna zmiana w strategii marketingowej stoczni, ponieważ w roku ubiegłym to właśnie Bavaria, była jednym z wielkich nieobecnych London Boat Show.
Mniejszych jednostek odkrytopokładowych, było w tym roku sporo. Łódka za 5tysięcy funtów łatwiej znajduje nabywcę, niż ta za 50 tysięcy! Obecni byli wielcy w branży, jak Topper, RS, czy Laser, przedstawiając w różnej konfiguracji ofertę znaną z wystaw poprzednich. Odzwierciedleniem polityki oszczędzania i cięć kosztów, będzie chyba ekonomiczna wersja łódeczki Optymist! Siermiężne wykonanie i ubogie wyposażenie, stanowić ma chyba receptę na trudne czasy. Coś w stylu, kup sobie i popływaj, a może będzie kiedyś lepiej.
Prawdziwym hitem staje się łódka Xenon produkowana przez Topper-a. To dinghy o prawdziwym sportowym zacięciu. Jednostka dobrze się sprzedaje, jest atrakcyjna dla użytkowników, a regaty klasy zaczynają na stałe wpisywać się w sportowy kalendarz imprez w UK. Nie brakowało i innych mniejszych producentów. Kosmicznie wyglądające wielokadłubowce, dzieliły przestrzeń z pięknymi, klasycznymi łódkami drewnianymi. Niektórzy uciekali się do znanych i sprawdzonych nazw, jak chociażby prezentowana łódka typu Classic Boat Spitfire 18. Wszystko po to, by zainteresować, zaintrygować i znaleźć nabywcę.
No i właśnie z tym był problem! Ludzi, odwiedzających, potencjalnych nabywców, było w tym roku jak na lekarstwo. Słabą frekwencje w czasie tegorocznej edycji London Boat Show odnotowywali wszyscy nasi znajomi, którzy targi odwiedzali. Dało się też zaobserwować znaczny spadek zakupów wystawianych towarów. W latach ubiegłych praktycznie każdy opuszczający ExCel, wynosił torby z zakupionymi ubraniami, sprzętem, plus całą masę folderów i reklamówek. W tym roku widok człowieka obładowanego zakupami był rzadkością, zaś folderów i reklamowych próbek towarów praktycznie nie było.
Zrezygnowano również z wszelakiego rodzaju pokazów, wykładów, projekcji filmów, słowem rzeczy zwyczajowo wpisanych w scenariusz imprezy takiej klasy jak London Boat Show. Szkoda, bo jeszcze wzeszłym roku te atrakcje cieszyły się sporym zainteresowaniem. Sam z ciekawości zawodowej, uczestniczyłem w pokazach kucharskich. Była to kapitalna zabawa i nie lada atrakcja dla odwiedzających. Niestety cięcia, cięcia i jeszcze raz cięcia!!!
Lwią części hali ExCel zajmowała wystawa luksusowych łodzi motorowych. Chrom, nikiel, lakier, wysoki połysk. Długonogie hostessy polewające szampana potencjalnym nabywcom. Obrazki jak z reklamowych prospektów. Oferta pięknie przygotowana z pewnością działająca na wyobraźnię. Zresztą spotykało się tam zahipnotyzowane i rozmarzone widokami twarze. Brutalny powrót do rzeczywistości zapewniała jednak lektura cenników. Nie nasz świat, nie nasze ceny!
Zatem podsumowując. Tegoroczna edycja London Boat Show, moim subiektywnym zdaniem, mocno straciła przez oddzielenie się od Outdoor i Bike Show! W latach poprzednich jednorazowo wydane pieniążki na bilet, pozwalały zobaczyć trzy wystawy. Teraz trzeba było wybierać i liczyć. Takie stanowisko organizatorów wpłynęło na zdecydowanie niższą liczbę odwiedzających. Generalnie branża towarów luksusowych przeżywa trudne czasy, a żeglarstwo do tanich sportów nie należy! W przeszłości z powodów finansowych i ambicjonalnych wystawa żeglarska w Londynie zmieniała miejsce, nazwę i organizatora. W rezultacie doszło do podziału i upadku jednej z imprez. Myślę, że w czasach kryzysu nie warto powtarzać poprzednich błędów. Choć to jeszcze nie tytułowe „All is lost”, to warto zastanowić się nad przyszłością branży nautycznej. Czy aby obrany w roku bieżącym kurs nie wiedzie nas poza horyzont możliwości zwykłych żeglarzy, motorowodniaków, kajakarzy, czy surferów?! Czyli potencjalnych przyszłych odwiedzających kolejne żeglarskie targi London Boat Show. O ile oczywiście takowe się odbędą.