Gdyby ktoś naprawdę postanowił być oszczędny w słowach, to w tym tytule można by zawrzeć wszystkie spostrzeżenia z tegorocznej wystawy London Boat Show! Lecz my od lat obserwujemy regularnie zmiany na rynku nautycznym, więc coś na temat powiedzieć wypada! Pozornie można by sądzić, że najgorsze powinno być już na nami. Przecież to rok 2010 miał być tym tragicznym rokiem załamania systemów kredytów bankowych. Zarządy banków i wielkich korporacji finansowych wymusiły wtedy potężną pomoc od rządów, grożąc destabilizacją systemu. Wielu finansistów uratowało to od utraty pracy, a w bankowość wpompowano niesłychane ilości pieniędzy. Pozornie wszystko wyglądało ok.
Wystarczy spojrzeć na fotografie z przed dwóch lat.
London Boat Show 2010
Pomimo zachwiania koniunktury nie odnotowano większych strat. Praktycznie wszystkie światowe marki wystawiały się na targach. Dotyczy to zarówno producentów sprzętu pływającego, jak i innych przedsiębiorców branży marynistycznej. Podkreślić należy, że w roku 2010, London Boat Show egzystowała wciąż, jako samodzielna impreza, która potrafiła wypełnić ogromne przestrzenie wystawiennicze hal ExCel, pokrywając niemałe koszty całego przedsięwzięcia.
W czasie tegorocznej edycji, organizatorzy powtórzyli zeszłoroczny, znakomity naszym zdaniem, pomysł połączenia samego London Boat Show, z innymi imprezami towarzyszącymi. Trochę szkoda, że niezgrano lepiej terminów. Imprezy takie jak London Bike Show, Outdoor Show, czy też Active Show, zaczynały się dopiero w siódmym dniu trwania wystawy żeglarskiej, a to one w zdecydowanej większości zapełniały zwiedzającymi i kupującymi stoiska wystawiennicze. Powód był prosty. Kupując bilet w dniu otwarcia całości ekspozycji, można połączyć wszystkie pasje zwiedzając je jednorazowo. Proste i oszczędne!
Jest praktycznie rzeczą oczywistą, że wodniacy i żeglarze będą na równi zainteresowani nowinkami prezentowanymi na stoiskach żeglarskich, jak również sprzętem kampingowym, turystycznym, czy rowerowym. Jako ludzie ceniący sobie ruch, swobodę, czy ekologie, należą do zdecydowanej grupy odbiorców całości producentów sprzętu turystyczno rekreacyjnego. Szczególnie dotyczy to przemysłu rowerowego. Ten środek lokomocji staje się obecnie bardzo modny, jako alternatywa dla zatłoczonych ulic miejskich aglomeracji i stale drożejącego transportu. Staje się też nieodzownym dodatkiem na pokładzie jachtu.
Nie dziwi więc, że dopiero w czwartek 12-stego stycznia, stoiska hali wystawowej ExCel w Londynie zapełniły się tłumem ludzi. W czasie poprzednich dni raczej nie odnotowano tłumów, co potwierdziły rozmowy i kolegami z branży dziennikarskiej.
Dla mnie osobiście London Boat Show 2012, utkwi w pamięci z powodu wielkich nieobecnych. Programy oszczędnościowe, które radykalnie zaczęto wprowadzać w firmach, dotkliwie odbiły się na marketingu. Najlepszym przykładem niech będzie marginalizacja sektora Dinghy w czasie trwania tegorocznej wystawy. Niegdysiejsze potęgi wystawowe, jak Laser Performance, czy RS, praktycznie samodzielnie się nie wystawiały! Łódki tych znanych producentów można było oglądać, w połączeniu z centrami szkoleniowymi, czy w związku z igrzyskami olimpijskimi.
Najlepsze wyobrażenie o cięciach kosztów, daje obraz „mikroskopijnego” stoiska kapitalnego producenta tej branży firmy Topper!
W moim odczuciu, nadchodzi czas na zmiany w sposobie prezentacji i działań marketingowych, całości branży nautycznej. Jeszcze kilka miesięcy temu w czasie Southampton Boat Show, gościły w marinie liczne pokazowe modele łodzi różnorakich producentów.
Natomiast marina zorganizowana w czasie trwania London Boat Show 2012, po prostu świeciła pustkami.
Zabrakło niesłychanej atrakcji, jaką niewątpliwie zapewniała obecność jednostki Royal Navy. W przeszłości były to nowoczesne niszczyciele, fregaty, lub choćby drużyny desantowe Marins na pontonach.
2006 2008 2009
Zdecydowanie najbardziej skutki recesji można było odczuć, zwiedzając stoiska producentów morskich jachtów turystycznych i czarterowych.
Jest to oczywiście rezultat załamania finansowego i politycznego państw z rejonu Morza Śródziemnego. Destabilizacja systemu politycznego w Egipcie, plus kryzys ekonomiczny w Grecji, Włoszech i Hiszpanii, to prawdziwy cios dla producentów jachtów, biur podróży, hoteli, marin, restauracji itp. Kraje, te były z natury postrzegane, jako naturalne tereny wypoczynkowo-turystyczne, dla reszty Europy. Ciepło, słońce, morze, plaże, atrakcje turystyczne i starożytna kultura, same napędzały roje turystów. Koło się kręciło i wszyscy zarabiali. Niestety obrazy ludzi walczących na ulicach, płonące barykady i protesty w jednej chwili zniechęciły potencjalnych turystów do wykupienia wczasów, czy rejsu w regionie.
W efekcie spadł popyt na nowe jednostki dla firm czarterowych, dotychczas głównych odbiorców stoczni jachtowych starego kontynentu. O kłopotach największego producenta firmy Bavaria pisałem poprzednio. W czasie tegorocznej edycji London Boat Show, zabrakło jednostek produkowanych u zachodniego sąsiada Polski.
Wyjątkiem potwierdzającym regułę, jest angielska firma SOUTHERLY. Pomimo wszelkich trudności i przeciwności losu, Southerly z roku na rok prezentuje się bardziej okazale i z większym rozmachem. Jako chyba jedyna, a na pewno jedna z naprawdę nielicznych, zaprezentowała zupełnie nową konstrukcję Southerly 420. Usiłowałem dotrzeć do klucza sukcesu tej firmy. I choć stanowi on oczywiście tajemnice ścisłego zarządu, po troszkę uzyskałem odpowiedź na nurtujące mnie pytania.
Firma Southerly, jest stocznią projektową, produkującą jachty na zamówienie po uzgodnieniu projektu. Łodzie, które znajdują się w produkcji, są już praktycznie zamówione i zapłacone. W Southerly nie produkuje się Jachów do magazynu, w celu późniejszej sprzedaży. Jednostki wystawowe nie należą do firmy, lecz są niejako użyczane w celach pokazowych przez prawowitych właścicieli. Nie dotarłem do szczegółów takiej umowy, ale w grę wchodzi prawdopodobnie czyszczenie, konserwacja i zimowanie w ramach za udostępnianie jednostki do pokazów.
Kolejnym sposobem na oszczędności, jest zmiana materiału, z którego powstają kadłuby.
W przeszłości dominowały łódki wykonane z żywic poliestrowo-szklanych wykończone do połysku żelkotem. Materiał ten, jest wciąć najbardziej popularny w kraju nad Wisłą. Dość prosty w obsłudze umożliwia budowę wymarzonego pływała metodą samodzielną.
Więksi producenci doceniają coraz bardziej tworzywa poliuretanowe. Na razie wciąż niewielu decyduje się na budowanie z tego materiału jachtów czy łodzi typu Dinghy. Tworzywo, to nie daje elegancji, połysku i swoistego szpanu, tak niezbędnego w wodniactwie. Ale łodzie pomocnicze, małe motorówki, kajaki i canou coraz częściej wykonane są na bazie tego właśnie plastyku.
Na razie trudno mi dokonać wnikliwego porównania tych materiałów. Nie wiem jak te nowe kadłuby będą znosiły pracę w agresywnym, wodnym środowisku? Jaka będzie odporność na zjawisko osmozy i łatwość napraw czy konserwacji? Myślę, że te zagadnienia powinny się znaleźć w osobnym artykule porównawczym w przyszłości.
Po całym dniu zwiedzania i porównywania za i przeciw, nie mogę powiedzieć, bym był zawiedziony, czy zdegustowany. Tegoroczna edycja London Boat Show odzwierciedla po prostu realia polityczno-ekonomiczne, z którymi przychodzi nam się zmagać każdego dnia. Człowiek stąpający realnie po ziemi, zdaje sobie sprawę z tego, że szeroko rozumiana nautyka, stała się poważną gałęzią gospodarek wielu krajów. Bardzo wrażliwą na wszelkie wahania, zmiany trendów, czy nastrojów. Wiem, że takim pisaniem zacieram mit romantyczności, wolności i bajkowości żeglowania. Tu chodzi jednak o setki tysięcy miejsc pracy.
Bo żeby dać się ponieść wolności i swobodzie żeglowania w czasie naszych kilku tygodni urlopu, trzeba najpierw kilka miesięcy na ten rejs zapracować. Mając stabilizację w życiu, wiatr w żaglach i zapas na koncie, o celebrowanie legend i mitów nie będzie trudno. Czego wszystkim mam serdecznie życzę.