Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

 

Słodko gorzki sezon 2003!

Londyn 31.09.2014.

Czas pożegnania z jeziorem Pogoria I. część 1

 

Proszono mnie bym odstąpił od opisywania wydarzeń, które miały miejsce w Sezonie Nawigacyjnym 2003. Argumentacja osób, których opinię sobie bardzo cenię, spowodowała, że na pewne fakty spojrzałem zupełnie z innej perspektywy. W takim też tonie będzie dzisiejsze „Halsowanie”, kończące naszą działalność w zorganizowanej społeczności wodniackiej jeziora Pogoria I. Bo przecież był to sezon szczególny dla Agnieszki i Tomasza Mazur. Los spowodował, że nasze kolejne wizyty na ukochanym przez nas jeziorku, będą jedynie mniej, lub bardziej oficjalnymi odwiedzinami.

Każdy dla w miarę dobrego samopoczucia potrzebuje uznania, odrobiny sukcesu i spełnienia. Zwłaszcza, gdy życie zawodowe, czy rodzinne całkowicie się rozsypuje to szukamy innej płaszczyzny by znaleźć potwierdzenie dla własnej wartości. Znam osobiście kilka osób, które w takich właśnie „okolicznościach przyrody” w znaczny sposób wpłynęły na zmianę, jakości działalności żeglarskiej na akwenie Pogoria I w Dąbrowie Górniczej. Jest to droga zdecydowanie lepsza niż szukanie pocieszenia na dnie butelki. Nie będę wymieniał imion, ale jest nas kilku „ocalonych” dla normalności przez bezdyskusyjną magię jeziora Pogoria I.

Początkiem roku 2003 byłem już zawodowo zdruzgotany. Na wskutek nieterminowego wypłacania faktur przez naszych kontrahentów musieliśmy rozwiązać rodzinną firmę, która dawała nam utrzymanie przez 12 lat! Urząd Skarbowy i ZUS dokończyły dzieła zniszczenia. Był moment, kiedy posiadałem status bezrobotnego, bezdomnego, bankruta, bez prawa do zasiłku dla bezrobotnych. Wszelkie próby ratowania czegokolwiek tylko pogarszały sytuację. Moja psychika szukała odskoczni od niewyobrażalnych problemów zawodowo-egzystencjonalnych, koncentrując się na działalności w KSW Fregata. Niestety i tu spotkały mnie przykrości, które raz na zawsze zachwiały moją wiarą w ludzi i chęcią społecznego działania. Choć, jakoby przewrotnie sam moment otwarcia sezonu, był zaskakująco miły. Jak to mawiają „miłe złego początki”.

 

Dzięki wstawiennictwu kapitana Jana Wątrobińskiego, ja i Agnieszka otrzymaliśmy wyróżnienia Zasłużonego dla Żeglarstwa Śląskiego! Odznakę przyznawał Zarząd Katowickiego Okręgu Żeglarskiego, taka jeszcze wtedy obowiązywała nazwa. Do dziś zachodzę w głowę, jak to się udało Janowi „Silverowi” przeforsować w Okręgu?! Niezbyt tam za mną przepadali, mówiąc zdecydowanie bardzo delikatnie. Tak czy owak, było to mnie osobiście bardzo potrzebne. Ten maleńki kawałek metalu wpięty w klapę marynarki zwracał po trosze wiarę w siły i możliwości człowieka. Za co szczerze i otwarcie dziękuję!

Życie klubowe Fregaty, było już dość dobrze ustalone i wdrożone w utarte schematy działania. Rozpoczęcie sezonu, sprzęt na wodę, remonty i konserwacje, łódek, hangaru, pomostów, nadbrzeża, słowem dbałość, o jakość i klasę posiadanego w klubie majątku.

 

 

W czasie mojej działalności na Fregacie, stawiałem na budowanie! Budowanie sprawnej bazy sprzętowej. Budowanie zwartej i koleżeńskiej społeczności klubowej. Budowanie dobrych stosunków z okolicznymi klubami, organami Miasta, mediami i wspierającymi nas podmiotami gospodarczymi. Ponadto bardzo mocno angażowałem się wspólnie zresztą z Agnieszką, w budowanie zintegrowanej społeczności wodniackiej Pojezierza Dąbrowskiego. Jak wspominałem w przeszłości działalność ową rozpoczął i lansował kapitan Wątrobiński. We prawie wszystkich tych dziedzinach odnosiliśmy sukcesy!!! Potwierdzeniem niech będzie wygląd klubu z tamtego czasu, doniesienia prasowe i telewizyjne, liczba członków klubu i odwiedzających nas gości. Wreszcie zaproszenia do wspólnych rozmów o przyszłości Pojezierza Pogoria, przez najwyższe władze miejskie!

 

Niemniej, bardzo dyskretnie, atmosfera wewnątrz klubowa zaczynała się psuć. Nie spostrzegłem w porę bardzo opozycyjnej do mojej linii działania postawy kolegi Marka. Bagatelizowałem problem i nie słuchałem dobrych rad. Jest to zdecydowanie prawda i nauczka dla mnie na przyszłość. Jak to napisał kolega Maciek, „ w zęzie i na innych pokładach źle się mówiło o kapitanie”, okazuje się, że i w sąsiednich domkach campingowych również. Otwarty konflikt nastąpił w chwili, gdy zdecydowanie sprzeciwiłem się budowie slipu, dźwigu do wciągania i wodowania łódek na terenie naszej przystani. Za moją negatywną opinią przemawiały zasady bezpieczeństwa. Slip, jako urządzenie dźwigowe, musi posiadać atesty i dopuszczenia do użytku! Zbudowany na dziko, nawet w dobrej wierze, jest miejscem bardzo niebezpiecznym. Że miałem rację, wystarczy przytoczyć tragiczny wypadek, który miał miejsce na terenie Klubu LOK Zefir. Proszę dodać sobie tylko teoretycznie, przybliżone wartości odszkodowania za utracone zdrowie i skutki dochodzenia prokuratorskiego w sprawie!!! W tamtym jednakże czasie moja argumentacja nie trafiała do nikogo. Słowem moja pozycja w klubie ulegała mocnemu zachwianiu. Bo zwolenników takiej inwestycji było zdecydowanie więcej. Uważałem również, że korzystanie gościnne ze slipu w Hutniku sprzyja zacieśnianiu dobrosąsiedzkich kontaktów. Niestety nie przemawiało to do kolegów z Fregaty.

Prywatnie zaczynały się poważne problemy z kasą, a raczej jej brakiem!!! Nowiutka dopiero, co spłacona Skoda Felicja, musiała zmienić właściciela. Od jakiegoś czasu Agnieszka szukała możliwości wyjazdu zagranicę, bowiem praca w jednej z katowickich firm, nie dawała żadnych możliwości utrzymania. Targały nami emocje i ogromne rozterki. Wiedzieliśmy, że czas rozstania jest bliski i nieunikniony. Bardzo przezywałem ten zawodowy i rodzinny dramat. Czułem się odpowiedzialny za rodzinę i za stan, do jakiego to wszystko doszło. Ostatnim miejscem gdzie czułem się dobrze była właśnie Pogoria. Niestety i tam zaczynałem być wyobcowany i niepotrzebny. W takich okresach przychodzą człowiekowi myśli, których dziś nawet boję się nazwać!

W lipcu 2003 Agnieszka, Bramreja, Mazur szefowa Komisji Rewizyjnej KSW Fregata, najważniejszy filar grupy instruktorskiej klubu wyjechała w poszukiwaniu pracy do Anglii! Ja otrzymałem propozycję szkolenia żeglarskiego dla Hufca Harcerskiego Zduńska Wola na obozie żeglarskim w Ślesinie. Zatem nadszedł dzień, którego tak bardzo się obawiałem. Nasze drogi na długie miesiące się rozeszły!

Jeszcze nie docierała do mnie ta okrutna prawda, że nasz czas po prostu przeminął. Liczyłem chyba na cud, choć ta zdrowo-rozsądkowa część mnie, już zaczynała się fizycznie przygotowywać do tego, co nieuniknione. Kiedy Agnieszka ruszała do Anglii, jedyną osobą, która miała świadomość emigracji i wynikającej z niej problemów był kapitan Wątrobiński. Dobre rady i działanie wtedy, kiedy trzeba było działać, niewyobrażalnie nam pomogły. Nie wiem, czemu dziś nasze drogi tak bardzo się rozeszły?! Kiedyś częsty gość w naszym domku, dziś jedynie sporadyczne kontakty na portalach społecznościowych i czasami na Pogorii. Bardzo tego żałuję i mam nadzieję, że uda mam się kiedyś nadrobić stracony czas.

W dzień po Agnieszce ja wyruszyłem do Ślesina, szczerze powiedziawszy na zarobek! To był kapitalny obóz i kapitalni ludzie, z którymi do dziś utrzymuję kontakty. Obóz harcerski pod namiotami. Dnie spędzone na wodzie od rana do wieczora. Nocne obozowe warty. Słowem kapitalne lekarstwo na skołatane nerwy. Przeżycia z tego obozu postanowiłem dopisać w dodatku do tego materiału, gdyż wiążą się one z całością raczej dość luźnie. Wiadomości z Anglii, po wstępnych problemach i nerwach okazały się pomyślne. W około tydzień Agnieszka dostała pierwszą pracę! Ja zaś zarobiwszy troszkę pieniędzy wracałem do domu i klubu w zdecydowanie lepszym nastroju. Szok przeżyłem dopiero po przybyciu do Ośrodka Wczasów Świątecznych PWiK Dąbrowa Górniczy, znaczy miejsca gdzie działał mój zdawałoby się klub Fregata!

Dwa tygodnie nieobecności zmieniły wszystko. Okazało się, że ludzie zaangażowani w działalność naszego stowarzyszenia chcą iść w zupełnie innym kierunku. Zorganizowane nadzwyczajne zebranie zarządu wykazało, że – szkolenia żeglarskie są niepotrzebne – świetlica to jedynie zbędne obciążenie budżetu klubowego – a forsowana przez Tomasza Mazura integracja międzyklubowa to niepotrzebna fanfaronada. Za to konieczne jest zwiększenie wydatków na działalność sportową – czytaj regaty – w zakresie odnoszonych sukcesów – czytaj starty Nuty Wodnej!!! Domagano się również zmiany w dostępności do konta i innych dość istotnych zmian organizacyjnych. Zebranie było dość nieprzyjemne! Pamiętam, że musiałem użyć całego swojego autorytetu, by przeforsować swoje uwagi i doprowadzić do kontynuacji wcześniej obranej linii. Niemniej miałem już jasne stanowisko, że mój czas w zarządzie klubu przeminął bezpowrotnie. Zresztą nic nie jest na zawsze! Miałem natychmiast po tym zabraniu złożyć rezygnacje, ale najbliższa mi osoba przekonała mnie bym sezon doprowadził do końca z sukcesem! Po prostu odejść z tarczą!!!

Ciąg dalszy nastąpi ...