|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Dojrzewanie klubowego organizmu.
Londyn 28.01.2013.
Klub Sportów Wodnych Fregata, umiejscowiony na terenie Osrodka Wczasów Swiatecznych PWiK. Dabrowa Górnicza nad jeziorem Pogoria I, powoli okrzepl i uformowal sie. Utworzyla sie stala grupa ludzi, milosników zeglarstwa i tego miejsca, która tworzyla trzon tego organizmu. Oczywiscie w stanie osobowym zawsze zachodzily pewne zmiany. Ktos sie dolaczal, a czasami ktos odchodzil. Choc, o ile mnie pamiec nie zawodzi, to przez piec lat w czasie, których pelnilem funkcje v-ce komandora klubu, odejsc odnotowalismy niewiele. Powoli ustalal sie równiez schemat, a raczej staly plan sezonu. Prosze jednak nie zrozumiec mnie zle! Nie stalismy sie skostnialym zasuszonym towarzystwem, odwalajacym po kolei punkty na kalendarzu. To uformowalo sie jakoby samo. I choc w czasie sezonu dzialy sie przerózne historie, o których ponizej napisze, to na te momenty klubowego zycia wszyscy czekalismy. Wczesna wiosna odbywalo sie zawsze Walne Zebranie czlonków KSW Fregata. W czasie mojej kadencji dwa razy polaczone bylo ono z wyborami do Zarzadu Klubu. Sposób prowadzenia walnych zebran i wyborów, tu przyznaje sie bez bicia, skopiowalem z wzorca jak poznalem w KSW Hutnik. O tak, dzialalnosc w Hutniku, a przede wszystkim uczestniczenie w pracach Zarzadu, daly mi niesamowite doswiadczenie i nauke, które z powodzeniem wykorzystywalem w dalszej dzialalnosci. W czasie tych zebran ustalalismy plany dzialan na nadchodzacy sezon. Waznym punktem bylo równiez przedstawienie sprawozdan z dzialalnosci poszczególnych czlonków funkcyjnych. Komus moze sie to wydawac niepotrzebna papierkowa robota. W koncu klub zeglarski, to zagle i plywanie. Zdecydowanie nie zgadzam sie z ta opinia. Dokumenty te pieczolowicie przechowywane, beda po latach bardzo waznym zródlem dla badacza historii zeglarstwa w regionie. Wiem, bo w przyszlosci sam chcialbym zajac sie podobna problematyka. Po zebraniu zaczynal sie okres przygotowywania sprzetu i przystani do normalnego, letniego funkcjonowania.
Nastepnym corocznie powtarzajacym sie wydarzeniem, byl oczywiscie hucznie obchodzony Dzien Pracownika Wodociagów , czyli swieto ludzi zatrudnionych w przedsiebiorstwach komunalnych. Dla nas byla to okazja do okazania wdziecznosci Gospodarzowi terenu i zatrudnionym tam pracownikom, za mozliwosc korzystania z przystani i nieocenionej pomocy PWiK Dabrowa Górnicza w prowadzeniu i rozwoju klubu. Dzien Wodociagowca, mial swoja dluga historie na jeziorze Pogoria I. Nierozerwalnie wiazala sie ona z osoba bylego bosmana Jana Kowala. Otóz corocznie w tym wyjatkowym dniu bosman Jan obiecywal, ze uswietni uroczystosci organizujac rejsy motorówka. Dodatkowo jako czlonek WOPRU i ratownik, mial czuwac nad bezpieczenstwem uczestników spotkania nad woda. I pewnie rejsy by sie odbywaly i nad bezpieczenstwem by chlop czuwal, gdy by nie piwo!!! Otóz nasz Jan piwo lubil i lubi!!! Na obchodach Dnia Wodociagowca piwa nie brakowalo, a Jan nie potrafil sie powstrzymac, bo pokusa byla za silna na jego slaba silna wole. Otóz, gdy w punkcie obchodów pojawialy sie rejsy, to Jan byl juz nie do uzytku!!! Zabezpieczac tez trzeba bylo raczej jego samego, bo nawet gdy by mial Jan cztery nogi, to i tak na pomoscie by nie ustal!!! Oczywiscie a konto rejsów Jan zainkasowal odpowiednie ilosci paliwa i inne potrzebne materialy, ale o ile dobrze pamietam, Jan rejsów nigdy nie zorganizowal. Byl to zreszta przedmiot drwin i zartobliwych przycinek. Kupa byla z tego smiechu, skwitowanego zawsze tym, ze Jan sie nie zmieni i tyle. Bardzo nie chcialem by nasze stowarzyszenie utworzone po reaktywacji, bylo równiez przez ten pryzmat postrzegane. Jako ze wiekszosc naszych czlonków nie wywodzila sie z pracowników PWiK, nam raczej Dnia Wodociagowca obchodzic nie wypadalo. Salomonowym rozwiazaniem bylo zorganizowanie w tym samym czasie Dnia Otwartej Przystani!!! Czyli specjalnego weekendu, w którym organizowalismy rejsy na lódkach, kajakach, gry i zabawy nad woda, a nawet wizyte Neptuna. Oj trzeba bylo sie napocic by dobrze zorganizowac taki dzien. Gdy wszystko wychodzi, to jest ogólne zadowolenie i usmiech. Ale gdyby zdarzyl sie wypadek???!!! Bylo by szukanie winnych i zla renoma, z której klub by sie juz nie dzwignal. A nie trudno o to, gdy na przystani przebywa 300 przypadkowych osób, a piwo leje sie strumieniami. Jak to wygladalo od srodka, opisze w jednym z kolejnych odslon „halsowania”.
Potem nadchodzily wakacje. Czyli normalne funkcjonowanie klubu. Wiele osób nie moglo sobie pozwolic na wyjazdy wakacyjne. KSW Fregata i mozliwosc odpoczynku aktywnego na wodzie, bylo kapitalna alternatywa. Wpadlem wtedy na pomysl, by zorganizowac wakacyjna akcje Zeglarskie Lato. Chodzilo o to by w sezonie klub byl czynny nie jedynie w weekendy, ale i w wiekszosc dni tygodnia. Zeby tego dokonac musielismy zatrudnic osobe, która by opiekowala sie przystania, dozorowala porzadku i ewentualnie wydawala sprzet, dla chetnych do zeglowania. Kiedys sprawe oczywiscie opisze szerzej, ale w ówczesnym okresie udalo nam sie uzyskac dotacje celowa z przeznaczeniem na zatrudnienie Opiekuna Przystani. Za mojej kadencji akcje Zeglarskie Lato, prowadzilismy rokrocznie. Ta kapitalna idea zostala zarzucona po moim odejsciu z KSW Fregata i wyjezdzie z kraju. Dlaczego nie wiem, ale uwazam, ze bardzo szkoda tej inicjatywy. Kolejnym cyklicznym etapem w zyciu KSW Fregata, bylo przygotowanie do jesiennego kursu zeglarskiego i regat o Puchar Komandora KSW Fregata w klasie OMEGA.
Kurs sprawa wiadoma. Musial sie rozpoczac na poczatku wrzesnia, by przed zima i pierwszymi sniegami zdazyc z hangarowaniem sprzetu. Nie zawsze sie to udawalo! Bywalo, ze egzamin odbywal sie na lódkach, z których wczesniej sprzatalismy snieg i lód. Kursy wiosenne sa moze bardziej przyjemne pod wzgledem pogody, ale jesienne zawsze byly liczniejsze. Powodem takiego stanu rzeczy, byly wakacyjne swieze wspomnienia. Ktos byl gdzies nad jeziorami. Widzial, lub plywal na zaglówce i sam zapragnal zdobyc uprawnienia i wiedze zeglarska. Dlatego decydowal sie na kurs. Lubilem te zajecia na wodzie. I chociaz nienawidzilem zalatwiania spraw papierowych w Okregu w Katowicach, to zawsze z tesknota czekalem na nowy kurs. Fascynowalo mnie, jak ksztaltowala sie specyficzna wiez zalogi spedzajacej ze soba ogromna ilosc czasu na malej, niewygodnej i niestabilnej lódce. Patrzylem na to, jak ludzie o roznych zawodach, wyksztalceniu i wieku stawali sie sprawnym organizmem, który zawsze pod koniec kursu napelniala euforia i duma z dobrze spelnionego obowiazku. Ponadto poznawalo sie nowych ludzi. Po prostu uwielbialem kursy. I jest to rzecz, której chyba najbardziej mi obecnie brakuje.
Regaty klasy Omega, o Puchar Komandora KSW Fregata, to rzecz o której juz poprzednio wiele pisalem. Jako pierwsze od wielu lat, klasowe regaty na jeziorze Pogoria I, byly katalizatorem do rozwoju swietnie funkcjonujacej dzis klasy w naszym regionie. Zawodnicy startujacy w tych regatach wtedy, dzis odnosza spektakularne sukcesy w Mistrzostwach Polski i Mistrzostwach Slaska!!! Na poczatku wygladalo to wszystko bardzo skromnie. Niemniej jednak z roku na rok organizacja regat i ich prestiz sie podnosil. Regula Pucharu Przechodniego, opatrzona specjalnym regulaminem, sie doskonale sprawdzala. Natomiast jednodniowe regaty byly kapitalna zabawa, która jednak nie obciazalo organizacyjnie klubu. Po prostu raz przetrenowane i zorganizowane, daly sie latwo powtarzac kazdego roku. W latach pózniejszych Regaty o Puchar Komandora KSW Fregata, zastapiono regatami o Puchar Pogorii. Osobiscie nie uwazalem takiego posuniecia za sluszne. Bowiem przy stale rosnacej liczbie startów zawodników klasy Omega w regatach o randze mistrzostw, trudno jest jeszcze wygospodarowac czas na cykl czterech dodatkowych regat o znaczeniu lokalnym. Efektem sa pewne zaciecia organizacyjne i swoiste „przegrzanie” w obecnym sezonie.
Koniec sezonu, to oczywiscie egzamin zeglarski!!! Wazny weekend w zyciu kazdego klubu zeglarskiego ukierunkowanego na edukacje wodniackiej braci. Prosze mi uwierzyc na slowo, ze egzamin przezywali na równi kursanci, jak równiez instruktorzy. Nie ma, bowiem zlych uczniów, sa zli nauczyciele!!! A byl to przeciez dzien, gdy ktos z zewnatrz ocenial nasze wyniki pracy szkoleniowej. Nawet, gdy byl to dobrze zaprzyjazniony z nami kapitan Jan Watrobinski, to zawsze przed egzaminem mialem stres. W tym miejscu nalezy przytoczyc pewna anegdote, która opowiadam publicznie chyba pierwszy raz w zyciu. Kapitan Jan Watrobinski, byl i jest osoba, która unika innowacji i poszukiwania nowoczesnych rozwiazan w zeglarstwie. To on wlasnie wprowadzil na Pogorii I, wlasnie w naszym klubie, system egzaminów teoretycznych oparty na testach. W czasie kilu spotkan opracowane zostaly pytania egzaminacyjne i ulozone testy w kilku wariantach. Ponadto utworzone zostaly karty egzaminacyjne i klucze do sprawdzania wyników. To w absolutnie rewelacyjny sposób ulatwialo przeprowadzenie egzaminów teoretycznych i oszczedzalo czas na zajecia na wodzie. Otóz w czasie jednego z egzaminów podczas sprawdzania wyników kapitan Jan pomylil klucze!!! Przykladamy wzornik do karty egzaminacyjnej i przyslowiowa D!!! Wiekszosc odpowiedzi bledna, a zawodnik nie kwalifikuje sie nawet do poprawki!!! Grozna mina kapitana mówi wszystko! Pokpiliscie szkolenie!!! Nastepny test i to samo! Pala i to na resorach! Sprawa sie powtarza przy kazdym kolejnym sprawdzanym. Mnie pot leje sie z czola, bo przeciez bardzo sie przykladalismy, a wiedza naszych kursantów byla raczej imponujaca, ale wyniki sa straszliwe. Fakt!!! Agnieszka siedzi z boku i tez ma podobne mysli. W czasie kursu owszem cos sie pobalowalo, ale szkolenia prowadzilismy uczciwie. Nie dajac za wygrana Agnieszka sprawdza wyniki raz jeszcze. O to nie mozliwe mówi!!! To test Oli Grzywy, ta dziewczyna nie mogla oblac! Kapitan patrzy troche rozdrazniony, ale sprawdza test pytanie po pytaniu, bez kluczy i wzorników. Okazuje sie, ze test odrzucony przez klucz, jest napisany rewelacyjnie i bezblednie. Zatem co sie stalo??? Olsnienia dostalismy wszyscy równoczesnie. Pomylilismy klucze!!! Wzorniki do testów A, trafily do kart egzaminacyjnych typu B! Ot i cala filozofia. Nie wypada chyba pisac, ze testy pomylil …….. ale o tym sza! Zeby jakos z tej gmatwaniny wyjsc, Agnieszka wskoczyla w auto i pojechala po kolorowe flamastry, by nanosic poprawki na zabazgranych kartach egzaminacyjnych. Troche bylo potem smiechu, a kursanci zadowoleni ze zdania egzaminu, nie pytali, czemu ich karty egzaminacyjne zawieraja az trzy kolory podkreslen J ! Po egzaminie bylo oczywiscie chowanie sprzetu, bo to juz zima nadchodzila bialymi krokami. Tego równiez nauczylem sie w Hutniku. W ostatnim dniu kursu sprzet chowamy do hangarów! Tak to juz jest, ze wiosna nie brakuje rak do wodowania sprzetu. W cieple dni klub zazwyczaj tetni zyciem. Jednak, co innego w zimne pazdziernikowe popoludnia, gdy chlód szpetnie zaglada w szczeliny sztormiaka. Wtedy grupa zaprawionych w boju kursantów, chetnych do pomocy, stanowi niewyobrazalnie pomocna sile.
Cykl powtarzalnych, stalych pozycji klubowego zycia, zamykal oczywiscie dzien uroczystego zakonczenia sezonu, polaczonego zawsze z rozdaniem patentów zeglarskich zdobytych jesienia. Tu nastepowal swoisty wyscig z czasem. Zalatwienie formalnosci i wypisanie patentów w Okregu, troche trwa. A przeciez, co to za uroczystosc, gdyby tych upragnionych papierków zabraklo?! Nasze zakonczenia sezonu traktowalismy, jako szczególne wydarzenie klubowe. Organizowane na ksztalt wieczornicy zeglarskiej w pomieszczeniu swietlicy, zapisaly sie w sercach wielu kolegów milym wspomnieniem. Dbalismy o to by odwiedzaly nas zespoly sznatowe. Koncerty, piwo, kapitalna atmosfera, zeglarskie pogawedki i ognisko, zawsze przyciagaly mase ludzi z sasiednich osrodków. Nigdy nie odmawialismy, a raczej sami wysylalismy kolegom zaproszenia. Traktujac nasze swieto jako wizytówke dzialalnosci i jednoczesnie okazje do integracji wodniackiego srodowiska.
I to bylby juz ostatni punkt corocznych regularnie powtarzajacych sie momentów funkcjonowania Klubu Sportów Wodnych Fregata. Ja widac sporo tego bylo, jak dla ludzi zajmujacych sie dzialalnoscia w stowarzyszeniu hobbistycznie. To jednak nie wszystko! Fregata byla, jak juz poprzednio pisalem, miejscem, gdzie mozna bylo spokojnie realizowac wlasne projekty i pomysly. Dzieki jednemu z nich koledzy z Fregaty wyruszyli na morze. Stalo sie to za sprawa sp. Witolda Proboszcza. Inicjatorem tego wydarzenia byla Agnieszka Mazur, nasza naczelna Pogoria.org. Kilku kolegów z mlodego klubu Fregata, po raz pierwszy zasmakowalo wtedy slonej wody.
To bedzie jednak tematem kolejnej odslony ‘Halsowania”.
Zapraszam do lektury.
Tomasz. Bezan. Mazur.
|
|