Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

 

 

 

Jak poukładać żeglarski klub???!!!

Londyn 25.06.2012.

 

Myślałem, że będzie katastrofa! To znaczy obawiałem się o oglądalność na naszej stronie. Przecież w Polsce i na Ukrainie trwał festiwal piłki kopanej zwany Euro 2012! Wprawdzie nasi najdzielniejsi i najlepiej opłacani sportowcy, dali przysłowiowej D i nawet z grupy nie wyszli. Ale i tak myślałem, że piłkarskie szaleństwo mocno nadwyręży statystyki. Rzeczywistość okazała się zgoła inna ha, za co wszystkim serdecznie dzięki. Słupki na wykresie rosną, a mnie aż chcę się siadać do klawiatury by powspominać czasy z początków działalności Fregaty. Jeszcze mała dygresja. Wprawdzie nasza drużyna dała ciała, to jednak organizacja Euro 2012 w Polsce, jest postrzegana bardzo, bardzo dobrze. Zajmę się tym w dziale Bezanowym. A teraz wracamy do końcówki sezonu 1999, na przesympatyczny Ośrodek Wodociągów i Kanalizacji Dąbrowa Górnicza.

Regaty już za nami! Wszystko się pomyślnie udało, a klub zaistniał w lokalnym środowisku. Dowodem na to stały się odwiedziny coraz to nowych osób, które widziały w początkującym ośrodku żeglarskim szansę na realizację swoich projektów. Jedną z takich osób był kolega Witold Proboszcz, z którym to KSW Fregata niebawem wyruszy na morze! Nasza świeżość, a co za tym idzie brak ukutych reguł działalności, powodowała, że rzeczy nieakceptowane w innych starszych stowarzyszeniach u nas miały szansę realizacji. Trzeba, bowiem pamiętać, że środowisko żeglarskie nie jest wolne od wad!!! Zwyczajnie jak to między ludźmi są osoby chorobliwie ambitne, zazdrosne, zawistnie o sukces, lub nierzetelne w działaniu. Dochodzi do tego element charakteru danego klubu, czy stowarzyszenia, który jednym odpowiada, a innym nie! My dopiero wypracowywaliśmy swój styl działalności.

Można mieć o to do mnie pretensje!!! Można mi zarzucać gigantomanie! Tak, to wszystko prawda. Jednak od samego założenia pokładałem w KSW Fregata, dużo większe nadzieje. Tworzenie kolejnego stowarzyszenia wodniackiego, bez jakiejś głębszej idei nie miało raczej sensu. W mojej głowie roiły się pomysły klubu tętniącego życiem młodzieżowym! Ośrodka otwartego, o którym będzie się w regionie mówiło, a który będzie spajał w całość inicjatywy wszystkich zakochanych w Pojezierzu Pogoria. Można śmiało powiedzieć, że myślałem o wprowadzeniu w życie pomysłu Jarka Jarmułowicza, czyli utworzenia Zrzeszenia Klubów Żeglarskich! Miałoby to być ciało łączące w całość kluby, a które było by na tyle silne, by wywierać nacisk na decydentów we wszystkich sprawach dotyczących szeroko rozumianego wodniackiego życia jezior Pogoria. Jeżeli ktoś dobrze odczyta to, co teraz napisałem, to w łatwy sposób zrozumie wszystkie dalsze działania i decyzje, jakie podejmowałem przez prawie pięć lat, jako vice komandor do spraw szkolenia i organizacji Klubu Sportów Wodnych Fregata.

Dlaczego tak bardzo zależało mi na połączeniu poszczególnych stowarzyszeń w jeden większy i silniejszy organizm? Z przyczyn praktycznych oczywiście i finansowych, jasna sprawa!!! Po pierwsze chciałem byśmy stali się pewnego rodzaju przeciwwagą dla OZŻ-tu! Ja po prostu dostawałem nerwicy żołądka, czkawki i torsji na samą myśl o wizycie w Katowickim Okręgu Żeglarskim. Ówczesne władze nie za bardzo nadążyły za zmianami w kraju i nie potrafiły zrozumieć, że to MY, poszczególne małe kluby i indywidualni członkowie utrzymujemy Okręg, a ich obowiązkiem jest nam pomagać w rozwoju. Niestety tam się przyjeżdżało jak do najwyższego urzędu, stało cicho w kolejce i czekało łaskawie na pieczątkę od wszechmocnego kapitana Mietka! Proszę mi uwierzyć, że było to upokarzające! Najpierw się trzeba było nalatać, by zwerbować ludzi chętnych na kurs żeglarski. Takie szkolenie, to największy dochód, jaki klub może osiągnąć i szczerze od niego zależy być, albo nie stowarzyszenia. Potem trzeba było jechać z papierami do Wszechmocnego Okręgu, aby wszystko zarejestrować, uzyskać numer kursu by w przyszłości zgłosić grupę do egzaminu. Za wszystkie te czynności Okręg pobierał opłaty!!! Niemniej jednak obiady i coś na rozgrzewkę wliczone były zawsze w nieoficjalne koszty szkolenia! A ja się pytam cholera, dlaczego???!!! Bywały szkolenia, na których obiady dla Szanownej Komisji zamawiać trzeba było w restauracjach! Bo ten to kapitan nie lubił żurku, a inny uwielbiał golonkę. Było przy tym sporo demonstracji pychy i tej niezrozumiałej dla mnie zależności. Osobiście miałem problemy z rejestracjami w Okręgu Katowickim. Dawano mi do zrozumienia, że jestem nowicjuszem i że swoje musze odstać. Szczęściem kapitan Jan Wątrobiński pełnił rolę piorunochronu i to dzięki niemu wszystkie nieprzyjemności związane z papierkową robotą w Okręgu, udawało się rozwiązać.

Jako Zrzeszenie Klubów Żeglarskich, moglibyśmy spróbować zmienić sposób działania Władz Okręgu. Bo proszę mi uwierzyć, wszystkie klubu z regionu miały już dość tego władczego spojrzenia z Katowic, ale nikt nie miał odwagi powiedzieć tego publicznie!!!

Innym celem, który związek międzyklubowy mógłby osiągnąć, to wpływ na rozdział środków przeznaczonych na sport w mieście i województwie!!!

Może i trudno w to uwierzyć, ale jeszcze w roku 1999, żeglarskie stowarzyszenia nie otrzymywały żadnych dotacji z miasta!!! Pierwszą pomoc w realizacji regat otrzymał w roku 2000, Klub Sportów Wodnych Fregata z Centrum Sportu i Rekreacji Dąbrowa Górnicza. Wystarał się o to Komandor Andrzej Malinowski, a ja uczestniczyłem w tym spotkaniu. W latach poprzednich środki z funduszu miejskiego pożerała praktycznie w całości Piłka Nożna!!!

Tak moi kochani czytelnicy! Piłka kopana w Dąbrowie, to jakaś „10liga trampkarzy”, niemniej jednak otrzymywali kasę na trenerów, stadion, utrzymanie murawy, starty i treningi. Działo się tak, dlatego, że oni byli uznawani jako sport masowy!!!

Osiągnięcia żeglarskie naszych klubów są ogromne. Wystarczy zaglądnąć do statystyk. Ogrom osób czynnie uprawiających żeglowanie rekreacyjne. Setki wyszkolonych młodych adeptów miłośników wiatru i wody. No i oczywiście kapitalne wyniki zawodników na regatach rangi Mistrzostw Polski!

Niestety wiedza o tych osiągnięciach nie dochodziła do Urzędów. Nie interesowały się wodniakami media, a co za tym idzie ich siła przebicia była mizerna!

Z czasem poszczególne kluby próbowały coś uskrobać z puli finansów miejskich, lub z centralnych władz np. PTTK, czy LOK, były to jednak działania mizerne i nieporadne! W moim odczuciu sprawnie działająca federacja klubowa, zrzeszająca 400, czy 500 osób, zarządzana w nowoczesny sposób przy pełnym mandacie wchodzących w nią stowarzyszeń, wytargowałaby wiele więcej i bardziej celowych środków.

Taki sposób myślenia, był podwaliną do propozycji podpisania pierwszego w historii dąbrowskiego żeglarstwa, Międzyklubowego Porozumienia o Współpracy.

Bardzo głęboko rozważałem, które ośrodków żeglarskich działających nad jeziorami Pogoria w Dąbrowie Górniczej, zaprosić do realizacji projektu?

Turystyczny Klub Żeglarski Tramp, działał po sąsiedzku. Niestety podległa on organizacyjnie pod PTTK, nie posiadał własnej osobowości prawnej. Wszystkie decyzję niedotyczące wewnętrznych spraw klubu, musiały przejść przez Zarząd PTTK. To raczej wykluczało szybką i efektywną współprace. Ponadto sam Tramp, był ośrodkiem bardzo zamkniętym, izolującym się. Samo sforsowanie bramy było wyczynem nie lada. Trzeba było czasu by zmienić ten stan. Klub Żeglarski LOK Zefir, podlegał jak sama nazwa na to wskazuje władzą Ligi Obrony Kraju. Podobnie miały się tutaj sprawy z decyzyjnością. Pojawiły się również problemy terenowe, bo władze LOK myślały o sprzedaży przystani. Większe dochody przynosiły im, bowiem kursy na Prawo Jazdy, realizowane w miejskich ośrodkach. Żeglarska przystań na Pogorii, była właściwie kulą u nogi.

Na placu boju pozostał Klub Sportów Wodnych Hutnik, działający na takich samych zasadach jak Fregata, czyli Stowarzyszenia Osób Fizycznych. To automatycznie czyniło z nas sojuszników. Nie otrzymywaliśmy żadnych pomocy z zewnętrznych organizacji turystycznych, mogliśmy liczyć na składki członkowskie, kursy i dotacje od sponsorów. A z tymi ostatnimi było raczej krucho! Na jeziorze Pogoria III, zarejestrował się Jacht Klub Pogoria III. Po rozdzieleniu majątków po Hucie Katowice i dokonaniu formalnych podziałów Jacht Klub Pogoria III, znalazł się w bardzo podobnej sytuacji, co KSW Fregata. Był po prostu tworem nowym! Oczywiście miał solidniejsze niż my podstawy i znacznie lepiej zorganizowaną kadrę członkowską. Po prostu część przeniosła się do Imielina, a pozostali kontynuowali działalność pod nowym szyldem. Komandorem klubu został szczęśliwie dla nich Piotr Majchrowski. Człowiek z zewnątrz związany z wybrzeżem, doświadczony organizacyjnie. Widziałem w osobie Piotra i samym klubie z Pogorii III, sojuszników.

Projektem zawiązania porozumienia między klubowego podzieliłem się z komandorem KSW Fregata kol. Andrzejem Malinowskim. Po dokładnym przedstawieniu zamysłu i celu kol. Andrzej przystał na moją propozycje dając mi wolną rękę w realizacji zadania.

Udałem się w pierwszej kolejności do Zbyszka Rosołowskiego, Komandora KSW Hutnik i pokrótce wyjawiłem cel zawiązania większej i bardziej formalnej współpracy. Jednym z moich argumentów praktycznych było planowanie kursów i szkoleń żeglarskich. Jeżeli bowiem i Hutnik i Fregata zorganizowałyby nabór w tym samym terminie, to oba ośrodki miały by problem z obsadą kandydatów. Ponadto instruktorzy byliby mniej elastyczni i mobilni. Wynikiem naszych ustaleń była harmonijnie działająca w latach kolejnych, kolejność organizacji szkoleń. KSW Hutnik zawsze wiosną, a Fregata jesienią. Zbyszek zresztą wlot zrozumiał moje intencje i z entuzjazmem zgłosił akces do podpisania porozumienia.

Piotr szukał w tym okresie wszelkich sojuszników. Byli na początku, mieli chaos organizacyjny i spore niedobory sprzętowe. Co lepsze poszło na Imielin. Nasza propozycja była mu wyjątkowo na rękę, więc bez sprzeciwu wyraził akces do realizacji porozumienia. Czas pokaże, że z chwilą, gdy Jacht Klub Pogoria III, okrzepnie i nabierze organizacyjnego rozpędu, zacznie realizować swoje zadania indywidualnie. Niemniej jednak, przez okres mojej działalności we Fregacie, udawało nam się utrzymywać zdrową więź między naszymi klubami.

Sama ceremonia podpisania porozumienia w formie listu intencyjnego, miała się odbyć w czasie uroczystego zakończenia Sezonu Nawigacyjnego 1999. Wspólnie ustaliliśmy, że ma to być żeglarska wieczornica z dość uroczystą oprawą. Na tą okazję wyremontowaliśmy z grubsza świetlicę klubową. Pamiętam, że Krzysiu Żak długo walczył z zapchanym kominem i dopiero wraz z Markiem Stachurskim uruchomili piec. Nowe stoły i ławy przyjechały w Wodociągów. Klubowicze postarali się o dekoracje całości. Stare żagle, liny, pagaje, kotwice dopełniły reszty. Oczywiście zaproszeni zostali przedstawiciele Hutnika I Jacht Klubu Pogoria III. Zakupione zostało piwo soki i ciepłe napoje. Przygotowano drewna na ognisko. Główną atrakcją, jak ustaliłem z Komandorem Malinowskim, miał być koncert zespołu szantowego! Mając dość ograniczone środki poprosiłem o pomoc Jurka Rogackiego. Jurek musimy to zorganizować! Kasy mamy tyle, a tyle, pomóż!!! Jurek podumał i dał mi kontakt do zespołu Perły i Łotry. Dzwonie!!! Chłopaki mówią, że tak! Dąbrowa Górnicza, to dla nich niedaleko i chętnie przyjadą. Cena odpowiada!!! Mamy zespół! Niestety zapytali o nagłośnienie, linie mikrofonów, basy i takie tam sprawy, o których pojęcia nie miałem. Niesamowitą pomocą wykazał się w realizacji tego zadania Radek Stachurski. Starym zielonym maluchem przywoził na Pogorie, jakieś miksery i kolumny. Do tego całe dziesiątki metrów kabli, statywy i jeden Neptun wie, co jeszcze. Za pomocą taśmy, kleszczy i drutu połączył to wszystko w całość, a zarazem wziął na siebie realizację całości dźwiękowej obsługi w czasie koncertu.

Wszystko wyszło rewelacyjnie!!! Świetlica zmieniła się nie do poznania. Przygaszone światła, ludzie gromadnie zasiadający przy stołach. Dyskretnie oświetlona scena. Pomimo, że był to już późny wrzesień a może i początek października, rozgrzany do czerwoności piec dawał miłe ciepło wewnątrz. Zaczęło się żeglarskie wspominanie dopiero, co minionego sezonu. Dla nas tak ważnego i pracowitego. Daliśmy z siebie wszystko! Teraz był czas napawania się radością z wykonanej pracy. Sporo było dowcipu i oczywiście kapitalnej zabawy przy muzyce zespołu Perły i Łotry. Napoje ochoczo znikały ze stołów.

Formalne podpisanie listu intencyjnego, inicjujące współprace pomiędzy klubami KSW Hutnik, Jacht Klub Pogoria III i KSW Fregata, nastąpiło w połowie wieczoru. Potem była już tylko zabawa i radowanie się udanym pierwszym rokiem na nowym ośrodku.

Byłem pełen optymizmu. Wiedziałem, że to co razem stworzyliśmy świetnie sprawdza się w działaniu. Nadchodził czas zimowego odpoczynku. Oczywiście będę regularnie odwiedzać klub i nasz kamping nr 4. Uwielbiałem to robić, kiedy śnieg pozakrywał szczelnie tafle jeziora, a ośrodki nad Pogorią wyludniały się zupełnie. Kiedy zmierzch zapadał o godzinie 16-tej przechadzałem się samotnie wsłuchany w szelest trzciny i wiatr kołyszący drzewami. Takie wieczory, troszkę straszne a troszkę zaczarowane napełniały nie bardzo pozytywną energią, której obecnie bardzo mi brakuje. Z czasem znalazło się więcej amatorów takich zimowych eskapad. O tym napiszę, jednak w kolejnych częściach „Halsowania”.

Tomasz, Bezan, Mazur.