Anonimowa Ambasada!
Londyn 09.01.2006.
Zapraszam do galerii zdjęć !!! >>> klik <<<
„Zagraża nam potop pracowników z Polski”, „Polacy i inni z krajów Nowej Europy, jadą do Wielkiej Brytanii by żyć z systemu socjalnego”, „Konieczne jest zweryfikowanie stanowiska w sprawie otwartości brytyjskiego rynku pracy dla pracowników ze wschodu”, „Czy aby nie wzrośnie nam przestępczość?”
Powyżej przytoczyłem kilka zagadnień, których całe mnóstwo było w angielskiej prasie na początku roku 2004. Tak, przed przystąpieniem naszego kraju do UE, wielu populistycznych pismaków serwowało takie pikantne teksty angielskiej opinii publicznej. Dzisiaj mamy rok 2006 i dlaczego po tamtych obawach nie ma już wspomnienia? Co się zmieniło? Kto to zmienił? Jak dzisiaj postrzegani jesteśmy my, pracownicy z Polski? Na te pytania postaram się odpowiedzieć w tym artykule.
Okazją do tego są ostatnie przypadki, których doświadczyłem osobiście i cała masa prasowych doniesień zawarta w polonijnych magazynach.
Początek zmian miał miejsce w pierwszych miesiącach ubiegłego roku. Brytyjska prasa przeprowadziła badania, z których wynikało, że na ponad sto tysięcy zarejestrowanych pracowników z Polski, jedynie 17-cie osób żyje z zasiłku socjalnego! To był pierwszy szok dla Anglików no, bo ci Polacy przyjechali tu uczciwie pracować. Przyjechali tu, bo ich celem jest praca a nie socjalne zasiłki czy żebractwo. W połowie roku 2005, Brytyjczycy przeżyli kolejny szok. Angielski odpowiednik Urzędu Skarbowego ogłosił, że dzięki pracownikom z Polski dochód Wielkiej Brytanii pomnożył się. Okazało się, że pracownicy z „nowych krajów unii europejskiej” uczciwie płacą podatki, zakładają własne firmy i mają wkład w rozwój kraju. Nic, więc dziwnego, że to właśnie Brytyjczycy sprzeciwili się podwójnemu opodatkowaniu, jakim uraczyć chcieli nas nasi rządziciele. Dzisiaj liczbę Polaków żyjących na wyspach ocenia się na około 400-tysięcy i dzisiaj mówi się już o nas inaczej.
„Polacy to bardzo dobrzy pracownicy”, „Polaków cechuje katolickie podejście do pracy, co jest zjawiskiem wielce pozytywnym”, Polacy świetnie pracują, szybko uczą się języka i są bardzo towarzyscy”. Takie wypowiedzi możemy przeczytać w miejscowej prasie. Po roku przepracowanym legalnie i rozliczonym podatkowo posiadłem takie same uprawnienia socjalne jak każdy Brytyjczyk. Jasne jest, że nie mam jeszcze tak opanowanego języka jak rodowici mieszkańcy, nie znam prawa i wszystkich warunków społeczno politycznych, to wymaga czasu. Niemniej jednak opieka socjalna, opieka medyczna czy nawet zasiłek dla bezrobotnych, nie stanowi już problemu. W zeszłym tygodniu zarejestrowałem się w pobliskiej przychodni zdrowia. Dużym zaskoczeniem dla mnie, była reakcja mojej lekarki, gdy na pytanie o kraj z którego pochodzę odpowiedziałem, że z Polski. Moja pani doktor wykrzyknęła „Polska, ja wiem Polacy to wyśmienici pracownicy wiem, bo remontowali moje mieszkanie” dodała jeszcze „ Polska kiełbasa jest wspaniała, kabanosy, ale nie jedz za dużo, bo muszę kontrolować twoją wagę”. Dodać należy, że słowa „dzień dobry, kiełbasa i kabanosy” moja pani doktor wymówiła po polsku.
Wieczorem 06.01.2006. w hotelu gdzie pracuje odbywało się doroczne przyjęcie dla pracowników o nazwie „ A Night at the Oscars”. Jeszcze rok temu, nas Polaków pracujących w hotelu na zasadzie umowy o pracę było jedynie cztery osoby. Na przyjęciu w ubiegły piątek, Polacy stanowili już mocną grupę. Mnie osobiście spotkała niespodzianka, zostałem nominowany do wyróżnienia za dobrą pracę. Było mi niezwykle miło, gdyż w przyjęciu tym uczestniczyła moja rodzina mama i Agnieszka, a ta nominacja to w dużej mierze ich zasługa. Nieraz, bowiem było mi bardzo ciężko a oni zawsze byli pomocą. Najważniejsze jest jednak nie samo nominowanie mnie do jakiegoś wyróżnienia, ale to, że dostrzeżono dobrą i uczciwą pracę naszych rodaków. Spieszę tu donieść, że Agnieszka za swoje osiągnięcia we wprowadzeniu firmy dla której pracuje na rynek Polski, otrzymała awans i gratyfikację finansową.
Wiele zmieniło się w świadomości Brytyjczyków, dzisiaj Polska to nie tylko z lubością pokazywany przez lata w TV obraz zacofanej polskiej wsi, gdzie jeżdżą furmanki a do prac polowych używane są konie. Polska to nie tylko obrazek z encyklopedii UE, gdzie zobaczyć możemy pielgrzymkę do Częstochowy. Zanika mit kraju z białymi misiami na ulicach. Nie dokonali jednak tego nasi rządziciele, ani specjalnie powołane do tego agencje, które pochłaniają kupę kasy. Dokonują tej zmiany zwykli ludzie, którzy tu przyjechali bo w ich własnym kraju nie mieli pracy i nadziei. To swoisty paradoks, że ci bezimienni ambasadorowie, świadczą dobrze o kraju, który ich nie chciał. A przecież ta zmiana sięga głębiej, dzisiaj Anglik uczący się powiedzieć coś po polsku to nie wyjątek. Właśnie na ostatnim przyjęciu mieliśmy tego przykłady. Wymienione już zwroty grzecznościowe to nie wszystko, jedna koleżanka z pracy, rodowita angielka, zapytała mnie, co znaczy po polsku pewne określenie, /z uwagi na grzeczność nie mogę go zacytować na łamach strony/, wyjaśniając mi, że jej chłopak pracujący na budowie z Polakami,sam oczywiście pochodzący z Anglii, często się z niej tak właśnie śmieje. Byłem trochę w trudnym położeniu, bowiem przetłumaczenie tego zwrotu w dosłownym jego znaczeniu, mogłoby negatywnie wpłynąć na związek młodej, angielskiej pary. Rzeczą normalną jest to, że nasze wzajemne kontakty to nie tylko zbiór lukrowanych wizytówek Polski. Ludzie, którzy tu mieszkają i pracują są normalnymi zjadaczami chleba z wadami i zaletami, często nie są to przykłady wysublimowanych wyżyn społecznych. Należy tu dodać, że w dziedzinie przekleństw i przezwisk mamy nad Anglikami znaczną przewagę ilościowego i jakościowego słowotwórstwa. To wszystko podkreśla jednak jak głęboko weszliśmy w świadomość tutejszego społeczeństwa.
Ja uważam, że może z tego całego zamieszania, jakim jest przymusowa emigracja, wyjdzie coś dobrego. To jednak w dużej mierze zależy od władz polskich. Panowie Rządziciele, macie tu w Anglii wspaniałych ludzi wykorzystajcie to. Zachęcie tych ludzi do wspólnego promowania kraju, do wspólnego promowania polskich produktów i samej Polski jako miejsca inwestycyjnego. Nie trzeba wiele by to osiągnąć, wystarczy tą misję powierzyć ludziom, którzy chcą to robić i robią to już bez niczyjej pomocy. Proszę pamiętać, że działania ideowe poparte środkami materialnymi i organizacyjnymi przyniosą większe efekty niż sto agencji rządowych. Nie chciałbym też wspominać, że będą znaczne tańsze do tych agencji. To, co się dzieje obecnie jest wspaniałe i wielkie, przebiega samorzutnie, jest w tym jednak za duża przypadkowość. Nasze wyroby trafiają na półki londyńskich sklepów, nasze produkty są znane, ale brak jest konkretnych działań marketingowych. Wielu Anglików pojechałoby do Polski na wczasy, na urlop czy wycieczkę, ale brak konkretnych ofert uniemożliwia to potencjalnym turystom. Jeżeli nasi rządziciele zaprzepaszczą tą szansę, ten czas eksplozji zainteresowania naszym krajem, to jak zwykle straci na tym gospodarka. Hotelarstwo i turystyka to ogromna gałąź gospodarki, o czym sam się przekonałem. Sprzedaż znakomitych, polskich wyrobów już się odbywa, można jednak wypromować firmy i produkty tak by stały się absolutnymi hitami na tym rynku. Na tym jednak musi zależeć wam nasi rządziciele, bo my już pokazaliśmy, że nie jesteśmy obywatelami niższej kategorii.
Jak to zrobić? Jak zachęcić ludzi do społecznej działalności? Wystarczy podglądać naszych sąsiadów. Czesi i Słowacy są stale widoczni w angielskich mediach. Z lubością pokazywana jest Praga, jako miasto stare i zabytkowe, z taką samą a może jeszcze większą lubością pokazywane są jednak nowoczesne linie produkcyjne. Mówi się o kadrach doskonale wykształconych fachowców, o dostępności do lotnisk i dróg. Osoby, które w sposób społeczny i szczególny przyczyniają się do promowania tamtych krajów i ich regionów są nagradzane i zachęcane do dalszej pracy. Jest to przykład godny naśladowania.
Słowa, które napisałem, w dużej mierze dotyczą władz centralnych, bowiem władze lokalne doskonale zdają sobie sprawę z ważności tego zagadnienia. Doskonałym przykładem jest tu miasto Dąbrowa Górnicza z Panem Prezydentem Jerzym Talkowskim na czele. Nasze wspólne działania, które podjęliśmy w celu promowania jezior Pogoria i żeglarstwa regionalnego przynoszą pierwsze owoce. To właśnie w związku z tym do Dąbrowy udaje się w dniach najbliższych Jerzy Knabe Sekretarz YKP Londyn. Propozycje, które zostaną przedstawione na tym spotkaniu, mogą mieć wielki wpływ na rozwój regionu i oczywiście żeglarstwa. Celowo jednak sprawę rozwoju regionu stawiam na pierwszym miejscu. Agnieszka przywiozła ze spotkania w UM kilka wizytówek miasta, wydanych w języku angielskim. Rozdaliśmy je naszym znajomym i z zadowoleniem przyznaję, że wzbudziły one zainteresowanie. Kolega z Indii jest stałym gościem na stronie internetowej Dąbrowy, ostatnio zdradził się również z zamiarem wycieczki do naszego kraju i miasta. Czyli da się!
W czasie mojego ostatniego pobytu w kraju obiecałem, że i ja i Agnieszka będziemy promować nasz region i nasze miasto w środowisku żeglarskim i nie tylko. Robimy to i dziękujemy za wsparcie UM, Pana Prezydenta Talkowskiego, klubów żeglarskich z pojezierza Pogoria i życzliwych nam ludzi. Myślę, że najwyższy czas postąpić tak, jak powiedział mi ostatnio nasz prawdziwy przyjaciel - „zacznijmy brać przykład z żydów i pomagajmy sobie wzajemnie”. Uważam to za znakomity pomysł i z takim nastawieniem idziemy w nowy 2006 rok.
Pozdrowienia dla wszystkich
Bezan