Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

@Bezan

 

 

Nasze dwa oblicza zimy.
Londyn 16.02.2016.

 

W przestrzeniach internetu dość często pojawia się cytat „uważaj, czego sobie życzysz, bo się to jeszcze spełni”. Nie bardzo pamiętam, kto pierwszy wygłosił to mądre zdanie, ale w całej rozciągłości myślowej autora, zgadzam się z nim zupełnie.

Jako dziecko, czy też raczej już nastolatek z wypiekami zaczytywałem się w powieściach podróżniczych. Zdobywanie dalekich krajów, odkrywanie lądów, poznawanie ludzi z innych kultur, było naszym marzeniem. Dodam, że w latach mojego dzieciństwa marzeniem raczej niedoścignionym. Świat był wtedy podzielony na tych dobrych i tych złych, a nasz kraj przez kaprys historii znalazł się w tej zamkniętej na świat części. Nawet zwykły rejs na Bornholm, uwarunkowany był całą masą stempli, pozwoleń i zaświadczeń. Zatem wizja swobodnego poruszania się po Europie sama w sobie przedstawiała się jak kadr z filmu fantastyczno-naukowego.

Moje pokolenie z radością witało rok 2004!!! Wstąpienie Polski do Unii Europejskiej, możliwość swobodnego przemieszczania się i wyboru miejsca życia, biznesu, czy też kariery zawodowej, uważam za największe osiągnięcie naszych czasów! Pewnym zbiegiem okoliczności był również fakt, że los popchnął mnie lekko za próg własnego domu. Ot tak dokładnie jak w przypadku pewnego dzielnego Hobbita, któregoś dnia zaczęła się i dla mnie „Niespodziewana Podróż”.

W wyniku tych splotów wydarzeń, dobrych czy złych to już naprawdę po latach nieważne, dzielimy własną rzeczywistość na, co najmniej dwa oblicza.

To oczywiście czas spędzony w rodzinnych stronach, w których się wyrosło i z którymi wiążą się całe masy wspomnień i z tą obecną teraźniejszością, która nas otacza i chcąc czy też nie wyciska na nas własne piętno doświadczeń. Stan ten jest właśnie treścią tytułu mojego dzisiejszego tekstu.

 

 

 

Wszyscy pamiętamy śnieżne i mroźne zimy w Polsce. Całe czapy białego puchu pokrywające ogromne przestrzenie lasów, łąk, jezior, wiosek, miast i miasteczek. Utkwiły nam w pamięci zabawy na lodowiskach, którymi stawały się zmarznięte na kość rzeki, stawy i jeziora. Sanki, narty, bitwy na śnieżki i oczywiście lepienie śnieżnych ludzików z nosami z marchewki. Osobiście uwielbiałem zimowe spacery nad zmarzniętymi taflami jezior. Jakaś niesamowita cisza, spokój i pozytywna moc bijąca z białej pokrytej śniegiem tafli wody, pozytywnie mnie nastrajały i przyciągały. Niejednokrotnie opisywałem spędzanie zimowych samotnych nocy w domku nr 4 na ośrodku wodociągów w klubie Fregata. Do dziś, gdy jestem w domu, a pogoda temu sprzyja, staram się spędzać jak najwięcej czasu na zimowym świeżym powietrzu. Kiedyś towarzyszył mi nasz niezastąpiony

Hektorek, dziś jest to mały i wszędobylski Szkodek. Niemniej widoki i wrażenia pozostają niezmienne!!! Stale będę do nich tęsknił i wracał przy każdej sposobności.

 

 

 

Niemniej los spowodował, że mieszkamy w Zjednoczonym Królestwie Wielkiej Brytanii. Można oczywiście, bo są tu i tacy, nie interesować się kultura, zabytkami, przyrodniczymi osobliwościami kraju, który ma do zaoferowania naprawdę bardzo, bardzo wiele. Mnie a raczej nas wraz z Agnieszką pochłonęło eksplorowanie starej pięknej Anglii. Szukanie tego, co zastało gdzieś zapisane na kartach dawno czytanych powieści. I tak właśnie dzięki naszej koleżance z lat świetności KSW Fregata nad Pogorią I, dotarliśmy na legendarny grób najbardziej romantycznej angielskiej pary Króla Artura i Lady Guinevery.

 

To było to inne oblicze zimy, typowej angielskiej zimy! Od chwili wyjazdu autokaru z dworca Londyn Victoria lał niesamowity deszcz i przeraźliwie wiał wiatr. W samym autokarze było przyjemnie ciepło i sucho, ale rzeczywistość za oknami skłaniała raczej do pozostania w domu, nie zaś na wizyty w Bristolu i dalej, czego jeszcze dokładnie nie wiedzieliśmy. Niemniej tak jak wspomniałem los pchnął nas za próg naszego domu i nie odpuszcza, a to niebezpieczna rzecz, bo nigdy nie wiadomo gdzie zaprowadzi przygoda. Naszym impulsem była chęć odwiedzenia Patrycji, koleżanki, przyjaciela i nauczycielki, z którą znajomość ciągnie się od lat. I trzeba by wielu godzin i morza trunków by nacieszyć się swoim towarzystwem po trzech latach niewidzenia. I to właśnie Patrycja wraz z moją nową przyjaciółką Viktorią porwały nas na zwiedzanie kapitalnego, romantycznego, historycznego miejsca emanującego pozytywną energią! Prosto z autokaru w Bristolu porwano nas na wycieczkę do Glastonbury Abbey!!!

Miasteczko Glastonbury znane jest szeroko z organizowanego tam corocznie rockowego festiwalu. Odpowiednika naszego śp. Jarocina. My jednak jechaliśmy zwiedzić ruiny jednej z najstarszych budowli sakralnych na Wyspach Brytyjskich. W tym cudownym dniu typowej angielskiej zimy, jechaliśmy zwiedzać Opactwo Glastonbury.

Zacinały strugi deszczu, wiatr wiał jak oszalały a dzielna dąbrowska drużyna spacerowała po ponad 14stu hektarach pierwszego chrześcijańskiego sanktuarium w Wielkiej Brytanii. Przewodnikami naszymi były Victoria i Patrycja. To dzięki nim poznaliśmy legendę o Józefie z Arymatei, który to jakoby założył pierwszą na Wyspach osadę chrześcijańską, co upamiętnia święty ciernisty krzew. I to te dzielne dziewczyny pokazały nam miejsce gdzie mnisi odnaleźli miejsce pochówku legendarnego Artura i Guinevery. Otaczając mogiłą ogromną czcią i szacunkiem umieścili oni grobowiec w centralnym miejscu potężnej kiedyś katedry. Pomimo prawdziwie fatalnej pogody, spacerowaliśmy, zwiedzali, poznawali piękno nowego zakątka Anglii i czerpali pozytywna energię. Bo pomimo deszczu, zimna i wiatru, mijali nas uśmiechnięci i weseli ludzie. Zresztą jak można było się nie uśmiechać, gdy obdarowani zostaliśmy pięknymi krokusami wytrwale zrywanymi przez moją najlepsza koleżankę Viktorię. Wpadliśmy jeszcze na chwilkę do kuchni opata. Z zawodową ciekawością oglądałem przyrządy i wyposażenie kuchni angielskiej z epoki. Sporo było radości, żartów i dowcipu. Tym bardziej, że po próbach skosztowania i wypróbowania zgromadzonych eksponatów, ktoś przeczytał napis, że tego właśnie czynić nie należy. Wybaczono nam to jednak za wytrwałość i odwagę zwiedzania w taką śliczną angielską pogodę!!!

W czasie powrotu do Bristolu w oczy rzuciły się kamienne murki oddzielające pola. Ktoś powiedział, że to taki nasz jurajski klimat jak z Ogrodzieńca. I znowu ścisnęła mnie tęsknota za tym innym, naszym obliczem zimy. A może raczej za tą inną rzeczywistością, która została gdzieś o setki kilometrów!? Na to niestety przyjdzie jeszcze poczekać, bo przed nami cały nowy sezon pływań, spotkań i wycieczek.

To już przecież całkiem niedługo zacznie się wiosna a z nią Sezon Nawigacyjny 2016. Sezon, w co najmniej dwóch wymiarach przygody!!!

Dla wszystkich podróżników na szlakach. A-hoy przygodo!!!

Tomasz. Bezan. Mazur.

Specjalne podziękowania za kapitalną wycieczkę, gościnę i towarzystwo chcielibyśmy przekazać dla Victorii, Patrycji i Przemka nowych i starych przyjaciół z Bristolu, ha czy też może z Dąbrowy Górniczej. I to jest właśnie efekt globalnej wioski oraz życia w dwóch obliczach rzeczywistości. Dziękujemy Wam bardzo i do Zobaczenia!!!