|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Dlaczego to takie trudne?
Londyn 23.03.2015.
Pytanie to dotyczy oczywiście procesu integracji, który to od lat ze zmiennymi skutkami zaprząta moimi działaniami. Wydawałoby się, że z samego tylko pojęcia integrowania grupy, znoszenia barier, ujednolicania prawa, tworzenia społeczności, wypływać powinny samorzutnie korzyści i profity. Zatem dlaczego łatwiej jest skłócać, dzielić, piętnować, odizolowywać pozamykanych w swoich domach sfrustrowanych ludzi? Osobiście uważałem i uważam, że działanie wspólne, grupowe, jest i będzie zawsze działaniem wydajniejszym, skuteczniejszym, bardziej efektywnym i łatwiejszym w realizacji. Dlaczego łatwiejszym? Dlatego choćby, że pracę konieczną do osiągnięcia celu, można podzielić na większa liczbę ludzi. Ponadto środki konieczne do działania mogą pochodzić z kilku źródeł i nie chodzi tu jedynie o środki finansowe. Moje pierwsze doświadczenia z procesami integracji i wspólnego realizowania określonych celów sięgają roku 1999. Jako wicekomandor do spraw organizacyjnych Klubu Sportów Wodnych Fregata w Dąbrowie Górniczej, dostrzegałem ogromne pole do działania w tej właśnie materii. Poszczególne rozdrobnione stowarzyszenia żeglarskie bazujące na Pojezierzu Dąbrowskim, nie miały wystarczających środków technicznych, kadry instruktorskiej, pieniędzy a wreszcie nawet odpowiedniej ilości łódek, by organizować coś więcej niż jedynie lokalne szkolenia lub wewnątrz klubowe regaty. Natomiast połączenie tych środków w jeden organizm dawał zdecydowanie większe szansą na zaistnienie w innym wymiarze wodniackich imprez realizowanych przez Związek Żeglarstwa Polskiego. Trzeba również dodać, że petycja złożona do władz miejskich podpisana przez cztery stowarzyszenia sportów wodnych zrzeszających razem pięćset osób, jest zdecydowanie inaczej rozpatrywana, niż podanie podpisane przez 30-sto osobowy klub! Na bazie tych przemyśleń powstał pomysł podpisania listu intencyjnego o wzajemnej pomocy w czasie realizowania działań na wodzie. List taki uroczyście podpisany jesienią 1999r, zaowocował pierwszymi poważnymi regatami i szkoleniami żeglarskimi już w kolejnym sezonie nawigacyjnym. Do klubów, które ratyfikowały list intencyjny z roku 1999, w bardzo krótkim czasie dołączały inne. Wynikiem tych doświadczeń powstał portal żeglarski Pogoria.org, który w założeniach pomysłodawców był fundamentem na powstanie w przyszłości federacji klubów żeglarskich działających na jeziorach Pogoria, w Dąbrowie Górniczej. Nasza praca spowodowała, że KSW Hutnik, KSW Fregata, TKŻ Tramp, KL LOK Zefir i JK Pogoria III, zaczęły być postrzegane, jako jeden organizm. Nie oznacza, to bynajmniej, że kluby straciły własną osobowość, zatarły swój osobisty dorobek czy zapomniały o swojej historii. Absolutnie nic takiego nie miało miejsca. Natomiast w czasie większych imprez sportowo-rekreacyjnych realizowanych na naszych jeziorach unaoczniła się zdecydowanie lepsza jakość przedsięwzięcia realizowanego wspólnymi siłami. Więcej było sprzętu ratunkowego i asekuracyjnego. Większa liczba zaangażowanych uczestników i zawodników, łatwiejsza dostępność do bazy sprzętowej i co bardzo ważne do środków finansowych z zasobów Centrum Sportu i Rekreacji oraz Urzędu Miasta.
Ogromne zadowolenie ludzi uczestniczących w tych imprezach, frekwencja i entuzjazm, były wystarczającym dowodem na to, że integracja przez nas rozumiana i realizowana ma sens. Po przyjeździe do Wielkiej Brytanii spostrzegłem dokładnie taki sam potencjał w programie tworzenia zintegrowanych grup. Młoda emigracja roku 2004, była totalnie zagubiona i rozdrobniona. Niewiele pomocy realnej, można było otrzymać od istniejących tu już wcześniej środowisk polonijnych. Niemniej jednak ja miałem szczęście. Fakt, miałem już za sobą wieloletnie doświadczenie w pracy społeczno-środowiskowej z Polski. Początkowo skupiłem się na dobrze sobie znanym podwórku pasjonatów wiatru i wody. Troszkę przypadkowo nawiązałem kontakt z Yacht Klubem Polski Londyn, a w szczególności z sekretarzem klubu kapitanem Jerzym Knabe. Okazało się, że to co robiliśmy przez kilka lat lat w Polsce, odbiło się echem w środowisku żeglarskim w Polsce, a nawet pewne wiadomości dotarły do Londynu. To dało mi spory mandat zaufania, łatwość promowania własnych pomysłów i programów działalności. Poszło bardzo dynamicznie. Widząc potencjał wodniaków z Londynu, a jednocześnie znając bazę sprzętową klubów działających na Pojezierzu Dąbrowskim, przy bliskości lotniska Katowice-Pyrzowice, postanowiłem zintegrować te zdawałoby się odległe społeczności. Nie odbyłoby się to bez dobrego nastawienia i działania organów decyzyjnych Urzędu Miasta Dąbrowy Górniczej a zwłaszcza Prezydenta Zbigniewa Podrazy. Tu jednak dobre doświadczenia lat poprzednich i utarte wcześniej szlaki zdecydowanie ułatwiły drogę do sukcesu. Trzeba podkreślić, że nic wówczas nie wskazywało na to, że położone przez nas podwaliny wspólnej działalności wodniackiej Pojezierza Pogoria zaczynają trzeszczeć, jak wręgi w czasie długotrwałego sztormu. Małe, własne prywatne interesiki, personalne zazdrości, ambicjonalne wycieczki i wreszcie chęć” uskrobania” czegoś na własną rękę, toczyły już integracyjny organizm przyszłej niedoszłej federacji żeglarskiej Pojezierza Dąbrowskiego.
Z dzisiejszej perspektywy oceniam, że chyba rozpędem udało nam się zorganizować Konferencję żeglarską pt. Z tradycją na pokładzie w roku 2006, a dwa lata później Regaty Polsko-Polonijne Sailing in Poland. Obie te imprezy okazały się niesamowicie udane i odbiły się echem w środowiskach żeglarskich na całym świecie. Uczestnictwo ludzi z dziewięciu krajów, oprawa medialna, zaangażowanie środowisk z Polski i szeroko rozumianej Polonii, powinno być iskrą, która otworzy zupełnie nowe możliwości działania w przyszłości. Miałem głowę pełną pomysłów i zapału, zdawało mi się ponadto, że mam grupę zaangażowanych w te działania ludzi. Słowem SUKCES! Niestety, jak to często podkreślał nieoceniony Jurek Knabe, Nic nie szkodzi tak jak SUKCES! Jeszcze nie ucichły śpiewane przy ognisku szanty, gdy swą „krecią robotę” zaczęli robić ludzie przeciwni naszej inicjatywie. Zazdrości, pomówienia, małe partykularne interesiki, ambicjonalne urazy w sposób niemożliwy do opisania rozbiły dzieło, które mogło z powodzeniem funkcjonować i dawać radość wszystkim przez bardzo długi czas. Była to dla mnie lekcja tym trudniejsza, bo dotyczyła mojej życiowej pasji, jaką jest żeglarstwo i szeroko rozumiane sporty wodne. Zawsze brałem pod uwagę, względy ambicjonalne i materialne w działaniach na polu zawodowym. Jednak hobby, pasja, to miały być rzeczy wolne od tych naleciałości z równoległej, rynkowej rzeczywistości. W rezultacie tych właśnie zdarzeń zmodernizowałem osprzęt na mojej łódce. Przedłużyłem szoty foka, dołożyłem kabestan na talii grota, zamontowałem przedłużacz na rumplu i zacząłem się rozkoszować spokojem i mistycyzmem samotnej żeglugi!!!
Kolejne lata w Londynie poświęciłem rozwijaniu umiejętności zawodowych i działalności w związkach zawodowych. Prawdą jest też, że integracja, praca w grupie, budowanie społeczności ciągle wewnątrz mnie tkwiło. Przy każdej nadarzającej się okazji próbowałem przemycić coś z doświadczeń lat poprzednich. Tym bardziej, że pomimo niepowodzeń miałem świadomość słuszności samej idei integracji.
Dopiero całkiem niedawno, w wyniku bardzo agresywnej polityki anty-imigracyjnej w Wielkiej Brytanii, gardłowanej przez rządzącą partię Torysów i UKIP, pojawiło się zapotrzebowanie społeczne na integrowanie międzynarodowego środowiska pracujących tu „nie do końca londyńczyków”. W wyniku zagrożenia prawa wolnego wyboru miejsca życia, kariery zawodowej, edukacji, czy prowadzenia biznesu, pojawiła się konieczność integracji. Bo tylko zintegrowana grupa, działająca wspólnie i mówiąca jednym głosem, będzie uważana za organizm, z którym trzeba się liczyć! Zostałem poproszony do uczestnictwa w tym ogromnym międzynarodowym przedsięwzięciu, w które zaangażowany jest Parlament Europejski, Instytut Spraw Publicznych, Citizens UK i dziesiątki innych organizacji i związków zawodowych, zrzeszających setki ludzi ceniących sobie dobrodziejstwa wynikające z Unii Europejskiej. Sprawa dotyczy czegoś zupełnie innego niż regaty, spędzanie czasu na wodzie czy wspólnego pływania na łódce pod żaglami. Sprawa dotyczy bezpośrednio jakości NASZEGO życia w Zjednoczonym Królestwie. Niemniej mechanizmy samego procesu integracyjnego i tworzenia społeczności międzynarodowej „londyńczyków z importu”, są bardzo podobne. Zdaję sobie sprawę, że pewnie podobne są i zagrożenia dla tej pracy. Po raz kolejny zaangażowałem się w proces integracji w innym środowisku, innym wymiarze działalności, z innymi wytyczonymi celami. W przeciwieństwie do lat poprzednich mam świadomość zagrożeń i delikatności” tkaniny”, jaką jest integracja międzynarodowego środowiska. Stałem się po raz kolejny członkiem zespołu niepoprawnych romantyków, którzy wierzą, że można przezwyciężyć małe ludzkie słabości w celu uzyskania lepszej jakości działania, życia i pracy. Dziś wiem, że na pełny sukces liczyć pewnie nie można, ale zmiana choćby samego nastawienia do nas szeroko pojętego społeczeństwa Brytyjczyków będzie ogromnym krokiem w przyszłość. Jedno, czego jestem pewny, a wynika to z doświadczeń lat w środowisku wodniackim, choćby nie wiem jak potoczyły się losy kampanii obecnie przez nas prowadzonej, na zawsze pozostaną znajomości i przyjaźnie małej zintegrowanej społeczności zaangażowanych ludzi, a jest to sprawa, o która zawsze warto „kruszyć kopię”. Przynajmniej w moim rozumieniu pojęcia INTEGRACJI. Tomasz, Bezan, Mazur. |
|