|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Wyjazdy i powroty.
Londyn 15.09.2011.
Całe życie człowieka, jest jedną nieustającą podróżą. Czasem są to małe wyjazdy, czasem odległe wyprawy. Częścią składową tego stanu rzeczy, są smutne rozstania i radosne powroty. Dla nas, ludzi wychowanych nad Starą Pogorią I, ekscytujące są wakacyjne odwiedziny w dobrze nam znanych klubach wodniackich.
Kiedy w latach 2003 i 2004, wyjeżdżaliśmy z kraju, pełno w nas było goryczy. Paskudna sytuacja gospodarcza, utrata pracy i upadek firmy miały wpływ na naszą psychikę. Pożegnanie z jeziorem, klubem i kolegami, było naprawdę ciężkie. W końcu to kawał życia, pracy, nerwów i satysfakcji z osiągniętych sukcesów. A trzeba było wszystko odstawić do szufladki wspomnień.
W okresie od 1999r, do 2003r udało nam się osiągnąć bardzo wiele. Reaktywowanie Klubu Sportów Wodnych Fregata, umożliwiło nam realizację zupełnie nowatorskiego programu działalności żeglarskiej. W nasze szeregi wstępowali koledzy, którzy utracili swoje ośrodki w ramach noworynkowych przekształceń własnościowych. Ich zapał do pracy był wielki. Pomysły sypały się jak z rękawa. Klub od samego początku przyjął formę otwartej przystani. Nawiązanie współpracy z Centrum Sportu i Rekreacji, a następnie z Urzędem Miasta Dąbrowa Górnicza niewyobrażalnie poszerzyło możliwości działania. Dobre relacje z gospodarzami terenu, Zarządem Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji Dąbrowa Górnicza, zaowocowało pomocą sprzętową, finansową i organizacyjną. Ośrodek, przez lata zamknięty, zaczął tętnić życiem! Kursy żeglarskie, rejsy, regaty, ogniska, szanty, integracja wodniackiego środowiska wszystko odbiło się szerokim echem. Widać nas było na wodzie, w Internecie i w lokalnych mediach. Proszę się nam, więc nie dziwić, że bacznie lustrujemy, w jakim kierunku poszły kluby po naszym wyjeździe.
Pierwsze kroki kieruję, do macierzystego KSW Hutnik. Gwarno i wesoło. Koledzy zajęci właśnie budową kampingu. Serdeczne powitanie i niekończące się rozmowy. Na ośrodku sporo ludzi. Przed domkami stoliczki z poranną kawą. Komandor Zbyszek Rosołowski prowadzi zajęcia z dziećmi, udaje mi się jednak uciąć z nim sympatyczną pogawędkę. Klub Sportów Wodnych Hutnik, obronną ręką wyszedł z trudności terenowych i własnościowych, przy czym nie utracił nic z klimatu rekreacyjnego ośrodka żeglarskiego. Łączy się tu cały czas działalność sportowa, znakomity wynik załogi Dariusza Bałazego jest tego dowodem, z kapitalnym wypoczynkiem nad wodą pod żaglami. Klub korzysta z pomocy Miasta, realizując przy tym zajęcia dla dzieci. W hangarze porządek, widać efekty remontów i starań o zachowanie dobrej kondycji sprzętu i przystani. W rozmowie z kolegami da się odczuć klubową integracje i ducha wspólnoty. W obawie przed zalaniem deszczem elementów nowego domku kampingowego, postawić go pomagali wszyscy obecni w klubie. Kilka godzin i domek został złożony i pokryty. W Hutniku tak jakby czas się zatrzymał! Uśmiechy na twarzach, zadowolenie. Wspólna praca i wspólne radowanie się jej efektami. Pomimo, że kilku członków stale wyjeżdża na kolejne eliminację Mistrzostw Polski Omegi, KSW Hutnik tętni życiem. Przyjemnie popatrzyć na taki stan rzeczy. Wypijam małe piwko i ruszam do tak bliskiego naszemu sercu Klubu Sportów Wodnych Fregata. Niestety obraz, który zastaje nie zachwyca! Hangar zamknięty na kłódkę, na przystani brak jakiegokolwiek ruchu, pomijając dwie zarzucone wędki pozostawione bez wędkarza. Klubowa świetlica zamknięta na głucho, podobnie zresztą jak bosmanat i inne pomieszczenia. Przy keji cumuje Wielki Trener o nazwie Wodnik, który już głośno woła o gruntowny remont. Podobnie sprawa ma się z Omegami. Zawiało mi tu troszeczkę dawnymi porządkami Bosmana Jana Kowala, które miałem nadzieję odeszły do zapomnianej na głucho przeszłości. Zresztą takie niedociągnięcia, jak odkręcona śruba, źle wykonany splot, brak opaski na kauszy, to niestety norma. Niepodobne to do tego, co pamiętam jeszcze z okresu Regat Polsko-Polonijnych 2008r., Co więc się stało?! Chodziłem po ośrodku przypatrując się nieznanym twarzom ludzi w domkach. Jeszcze nie tak dawno zamieszkiwali je koledzy żeglarze?! Niestety w moim pierwszym dniu odwiedzin na KSW Fregata, nikt nie mógł odpowiedzieć mi na te pytania. Ponieważ pomimo kapitalnej słonecznej pogody klub świecił pustką.
Po powrocie do domu wykonałem kilka telefonów. Sprawa staje się jaśniejsza. Korzystając z poniedziałkowego święta ponownie siadam na rower. Tym razem umówiony jestem z kilkoma starymi znajomymi z Fregaty. Spotkania, rozmowy, pytania i odpowiedzi. Niestety stała się rzecz, której się obawiałem, a którą już kilkakrotnie podnosiłem w moich tekstach. Władzie KSW Fregata popełniły kilka ważnych błędów, obecny stan rzeczy jest ich rezultatem. Całe szczęście niektórzy te błędy spostrzegają, co daje nadzieję na zmianę niekorzystnego trendu obecnej polityki. Kardynalnym błędem było całkowite pozbycie się z klubu młodych ludzi. Zresztą dzisiejsza Fregata działa w niesamowicie uszczuplonym składzie. Niemniej jednak brak młodych ludzi spędzających w klubie większość wolnego czasu, aż kłuje w oczy. Zarzucenie sprawnie działającego szkolenia żeglarskiego spowodowało, że świeża, wyszkolona krew do klubu nie napływa. Odbija się to na jakości bazy sprzętowej, porządkach w klubie i oczywiście finansach. Za potwierdzenie tego niech posłuży wygląd obecny świetlicy Fregaty. Bałagan i graciarstwo! Nie do pomyślenia w czasach, gdy służyła ona jako pomieszczenie wykładowe.
Kolejny błąd wiąże się niestety z sukcesami! Paradoks, ale sukcesy regatowe załogi Wodnej Pasji, powodują, że inna działalność we Fregacie leży. Powodem nie jest tu bynajmniej zła wola. Niestety załogę Wodnej Pasji, stanowi decyzyjna część Zarządu Klubu. Stałe wyjazdy na poszczególne eliminację powodują nieobecności w klubie. Brak gospodarzy całkowicie rozkłada działanie Zarządu, jako grupy kierującej działalnością klubu. Z zewnątrz wygląda to jako by Klub Sportów Wodnych Fregata stanowił jedynie bazę postojową dla Wodnej Pasji i kilku innych zaprzyjaźnionych załóg regatowych. Nie wygląda to dobrze, a takie odczucia zaczynają się szerzyć wewnątrz psując atmosferę i integralność grupy. W moim odczuciu konieczne są zdecydowane i szybkie zmiany. W przeciwnym, bowiem razie dojdzie do sytuacji, gdy nie będzie miał, kto schować sprzętu na zimę do hangaru!
Podkreślić trzeba wyraźnie, że sytuacja nie jest jeszcze rozpaczliwie zła. Ale obciążanie całością prac organizacyjno technicznych kilku wiekowych żeglarzy prędzej czy później poważnie odbije się na działalności klubu. A była by to szkoda niepowetowana.
Żeby użyć obrazowej przenośni, to KSW Fregata jest jak piękny kiedyś ogród, w którym zabrakło ogrodnika.
Temat braku zainteresowania działalnością żeglarską wśród młodzieży dąbrowskiej wypływał, już kilkakrotnie. Padały pytania, dlaczego młodzi ludzie wolą siedzieć na ławkach pod blokiem, lub w domach przy komputerach. Winiono telewizję, obecne wychowanie, mody itp. Osobiście zdecydowanie poprzestaje przy tezie, że trzeba zmienić system zarządzania żeglarskimi stowarzyszeniami. Sposoby, które zdawały egzamin jeszcze 10lat temu, dziś okazują się nie trafiać do ludzi. Chcąc czy też nie, kluby żeglarskie stały się częścią gier i mechanizmów gospodarki rynkowej. Na rozległych akwenach Pojezierza Pogoria, mamy ich dość spore nasycenie. Żeby istnieć każdy klub potrzebuje pieniędzy, znaczy członków którzy wnosząc składki, lub wypracowując środki, pozwalają na realizację założeń statutowych stowarzyszenia. Pozbywanie się z klubu ludzi automatycznie zmniejsza wpływy. A Trzeba sobie zadać pytanie ilu ludzi w regionie jest zainteresowanych działaniem w strukturach żeglarskich stowarzyszeń? Odpowiedź jest oczywista. Jest to znikoma, zaledwie procentowa część populacji. Żeglarstwo nigdy nie było i nie będzie sportem masowym!!! Powoduje taki stan wiele przyczyn. Istniejące stowarzyszenia żeglarskie muszą, więc zdecydowanie zabiegać o tych, którzy takie zainteresowania przejawiają. Jest to oczywisty obowiązek Zarządów Klubu. Niestety w dzisiejszym czasie, nie wystarczy po prosty istnieć. Żeby zachęcić ludzi do uczestnictwa w klubowym życiu, trzeba im coś dać. Nie można wymagać jedynie płacenia składek i prac społecznych na rzecz stowarzyszenia. Te czasy dawno minęły! Zrozumiano to w JK Pogoria III, niedowiarkom radzę się tam wybrać i na własne oczy zobaczyć korzystne zmiany. W leniwą godzinkę opłynęliśmy Starą Pogorię. Wiatr leciutko popychał wysłużoną Omegę. My z nostalgią wspominaliśmy miejsca, przygody, zdarzenia i kolegów z przeszłości. W czasie tego rejsu postanowiliśmy, że przyszedł czas powrotu. Chcielibyśmy znowu wiosną spuszczać łodzie na wodę, radując się pierwszymi zielonymi liśćmi. Znowu z niecierpliwością chciałbym podpatrywać ile małych łabędzi wyprowadzi zamieszkująca jezioro para? Następnie chcielibyśmy ponownie uczestniczyć letnim życiu wodniackiej braci, by nostalgicznie dotrwać do szczęśliwego zakończenia sezonu. Oczywiście nie jest to możliwe od zaraz. Osiem lat w Anglii, to kawał czasu. Trzeba wszystko spokojnie pozamykać zanim spakuje się walizki. Niemniej jednak w czasie naszego rejsu po ukochanym jeziorze, życiowy kompas ustawiliśmy na powrót. Wiele nauczyliśmy się w czasie naszego pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Prócz języka i zupełnie nowych zawodów, zdobyliśmy ogromną wiedzę o organizacji struktur żeglarskich w The UK. Myślę, że najwyższy czas przenieść niektóre dobre wzorce na nasz rodzimy grunt.
Dziękuję wszystkim spotkanym w czasie urlopu kolegom za szczerość i dobre słowo. Mam nadzieję, że niebawem znowu razem postawimy banderę nad naszym ukochanym jeziorem.
Tomasz. Bezan. Mazur.
|
|