|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
Sezon smętnych wiatrów.
Londyn 06.12.2010.
Tak oto zawitała zima. W tym roku obyło się bez dyskryminacji i zima uraczyła wszystkich równo. Śniegi i lód jednakowo zakończyły żeglarskie działania w Polsce, jak również w Anglii. Która to, po raz kolejny przeżywa srogą zimę. Tak po prawdzie, to może i lepiej, że sezon nawigacyjny 2010 przechodzi do historii. Bo szczerze powiedziawszy nie ma, czym się chwalić!!! Pod wszystkimi względami był to sezon nieudany!!! Wiało słabo zarówno w Polsce jak i na wodach londyńskiego Docklands. Co za tym idzie, brak było jakichś spektakularnych sukcesów, a i same doznania z żeglugi dość zresztą średnie. Natomiast pod względem klubowo-organizacyjnym, to po prostu tragedia. Na naszej ukochanej Starej Pogorii w Dąbrowie Górniczej, zapanował dekadentyzm pełną gębą. Po zeszłorocznych sukcesach i zdobyciu tytułu Mistrza Polski, przez załogę Wodnej Pasji reprezentującej klub KSW Fregata, pozostało jedynie wspomnienie. Obawiałem się takiego obrotu sprawy. Wystarczy zaglądnąć do mojego tekstu, pt. Omega w sosie słodko-kwaśnym. Brak konsekwentnego i zorganizowanego rozwoju, licznego przecież grona miłośników regat klasy Omega, klubów żeglarskich Pogorii I. Doprowadził do sytuacji, w której każdy krok do przodu będzie niebywale trudny. Receptą na sukces, jest zintegrowany trening, pod okiem doświadczonego trenera. Obecnie wygląda to tak, że każdy szuka indywidualnej drogi rozwoju i sukcesu. Niestety z pokładu własnej łódki nie widać swoich błędów! Konieczny jest trener, kamera video, ostra krytyczna analiza i sparingi. Oczywiście do tego potrzebne są pieniądze. Odpowiedź ze strony zainteresowanych będzie oczywiście taka, że kasy nie ma. A ja dodam jeszcze od siebie, że jej nie będzie, bo sami zawodnicy o to nie dbają!!!
Mija już kolejny sezon żeglarski, którego finansowy sukces opiera się na wsparciu sponsorów. A chłopaki z żeglarskiej ferajny dalej nie rozumieją, że sponsor wyłoży środki finansowe jedynie wtedy, kiedy będzie to dla niego opłacalne. Czyli załoga będzie mieć sukcesy i będzie widoczna MEDIALNIE!!! Wtedy umieszczona reklama przynosi zyski, uzasadniające wydane pieniądze. W tej dziedzinie kicha na całego. Żeglarstwo nie jest sportem masowym. Nie wzbudza samoczynnie zainteresowania mediów. Trzeba prowadzić szeroko zakrojone działania, by dostać się do gazet i TV. Żeglarstwo musi wnosić więcej niż samo pływanie na łódce pod żaglami, by stać się atrakcyjnym tematem dla dziennikarzy. Na świecie takie działania nazywa się po prostu LOBBINGIEM na rzecz rozwoju takiej czy innej dziedziny sportu. W jaki więc sposób można nazwać klub, który mając w swoim gronie syna reportera znanej gazety, zniechęca go do działania? W rezultacie młody chłopak totalnie zraził się do żagli, zaś obiektyw aparatu ojca skierował się w inną stronę. Nikt na tym nie zyskał, wliczając w to starą łódkę klasy Finn, o którą zresztą poszło. To jaskrawe działanie na niekorzystny wizerunek nie jest niestety jedyne. Brak przepływu wiadomości, o organizowanych imprezach i totalne nieprzygotowanie do udzielenia mediom informacji, owocuje ich brakiem w rubrykach gazet. Rozpaczliwą sytuację ratować by mogły dobrze prowadzone strony internetowe klubów. Szkoda jednak pisać o tym, bo widać to dokładnie po wejściu na poszczególne witryny. Zatem nawet, jeżeli organizowane są regaty, szanty, szkolenia itp. To nikt poza zainteresowanymi, czytaj uczestnikami, o tym nie wie!!! Zaś w tym gronie szukać wsparcia sponsorskiego???!!! Powodzenia życzę! Świetnie natomiast wychodzą różnorakie spotkania ogniskowe, szantowo-gitarowe, grilowe w swojskim gronie suto zapijane napojami, które mogą zawierać promile. Dekadentyzm pełną gębą.
Niestety nie mniej złe wiadomości mam z żeglarskiego środowiska polskiego Londynu. Tu wypada zacząć od siebie, bo grzechem jest niewłaściwe działanie, ale również zaniechanie. Dlaczego nie podjąłem się organizacji kolejnej edycji Regat Polsko-Polonijnych Sailing In Poland??? Te z 2008, były sukcesem, jakich mało. Przetarte drogi, rozgłos i kapitalne recenzje, dawały wszelkie podstawy do kolejnego wielkiego wydarzenia. Zatem dlaczego nie??? Tak naprawdę to nikt poza mną TYCH REGAT nie chciał!!! Jesienią 2009 zostałem zaproszony do Urzędu Miasta. Poproszono mnie o uruchomienie działań w sprawie kolejnej edycji Regat Polsko-Polonijnych w sezonie 2010. Zapaliłem się oczywiście i zacząłem działać. Niestety cała moja dalsza korespondencja pozostawała bez odpowiedzi. To niezwykle nieładnie nie odpowiadać na listy! Wysyłałem maile, telefonowałem, NIC!!! Atmosfera umiarkowanej rezerwy zapanowała również w Londynie. Zmieniły się władze YKP, a te nowe okazały się dość napompowane i napuszone, aczkolwiek zupełnie niewydolne organizacyjnie. Koniec końców, sporo było deklaracji i chęci, nie popartych żadną pracą. Obecnie wszystko wróciło do stanu identycznego jak drzewiej bywało (czytaj przed naszą działalnością ) i wszyscy członkowie są zadowoleni. Zatem nie pozostało mi nic innego, jak tylko podjąć samotną żeglugę po wodach londyńskiego Docklands. O tym, że wywiało z DS.&WC naszych rodaków już pisałem. Nie ma, zatem co do tego wracać. Żeglować lubię, więc pływamy sobie z Bramreją delektując się wiatrem i swobodą. Nie słychać w tle polskich komend, nikt nie zanuci po polsku szanty. Inny język, ale wrażenia z żeglugi ciągle niezastąpione. Więc jak nie, to nie!!!
Jeszcze kilka dni i rok 2010, zostanie wspomnieniem. Wszelkie niedociągnięcia i rażące porażki znikną w mrokach niepamięci. Dobrnęliśmy do końca we flaucie, żaglami smętnie zwisającymi na masztach. Należy mieć tylko nadzieję, że te nastroje dekadenckie znikną wraz z Nowym Rokiem. Czekam na wiosnę. Na świeży powiew wiatru i nowe halsy na wypełnionych wiatrem żaglach. Sezon 2010, Sezon Smętnych Wiatrów, należy zamknąć i zapomnieć.
Na koniec słowo o Chopinie. Dla nas wiało za słabo, za to dla Fryderyka Chopina zdecydowanie za mocno. Trzeba sobie zdecydowanie powiedzieć, że S/Y Fryderyk Chopin, jest żaglowcem pięknym, szybkim i urzekającym. Niestety ma również pecha!!! Już sama budowa odbywała się w warunkach kredytu, spłacanego kredytem. W wyniku tych decyzji powstał gigantyczny dług. Nie obyło się bez upadłości Fundacji Międzynarodowa Szkoła pod Żaglami i postępowania komorniczego. Potem były przepychanki, licytacje i poszukiwanie nabywcy. Chodziły plotki, że Chopina kupi STING???!!! Potem byli księża i Katolicka Szkoła pod Żaglami. Wreszcie nowy armator. Dopiero zaczęło się wszystko układać, a tu trach! Poleciały maszty. Walka o przetrwanie, holowanie, ratunek, bezpieczny port. I znowu decyzja o niewypłaceniu odszkodowania przez PZU, areszt, wizja złomowania, lub przejęcia za zobowiązania wynikłe z akcji ratunkowej. Jak dalej potoczy się los żaglowca, który pokochałem??? Będę oczywiście na bieżąco śledził. Czuć w tym jednak pecha, nie da się ukryć. Bardzo starałem się nie pisać źle, o żeglarskiej działalności. O ludziach, animatorach tego sportu, czy o samych klubach. Niestety trudno jest opisywać sukcesy, gdy ich brak! Pełniłem różne funkcje w żeglarstwie. Zdaje sobie sprawę, że jest to obciążenie i odpowiedzialność. Czasami żeby wyszedł ogólny sukces, trzeba „zjeść własną czapkę”. Bycie w zarządzie, czy pełnienie funkcji komandora, to nie jedynie prestiż. Czasem lepiej odmówić, niż nieudolnie wymawiać się brakiem czasu. Bo lepiej jest nie robić nic, niż robić to źle. Naprawa zawalonych spraw, jest czasami niemożliwa do zrobienia.
Odpędzając od siebie nastrój dekadencki.
Tomasz.Bezan.Mazur.
|
|