Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

@Bezan

 

 

 

Ósemka sztagowa…

 

Czyli co kraj to obyczaj.

 

 

Londyn 20.10.2010.

 

 

Od dawna nosiłem się z zamiarem podjęcia tematu ósemki sztagowej, jako manewru podejścia do człowieka. Spowodowane to było ogromną ilością wyszukiwań tego zagadnienia na naszej stronie. Osobiście uważam ten manewr za efektowny, ale nie efektywny. O tym jednak potem.

 

W czasie mojego ostatniego pobytu w klubie na Docklands, wpadł mi w rękę angielski podręcznik żeglarstwa dla początkujących, wydany i polecany przez Royal Yachting Association. Jako że szkolenie stanowiło w Polsce moją pasję, to ostro przysiadłem do tej książeczki, by porównać, zbadać, sprawdzić i poznać różnice w kierunkach i sposobach nauki żeglowania pomiędzy naszymi krajami. Chodziło mi głównie o zagadnienia teoretyczne, bo angielską praktykę żeglarską poznałem dosyć dobrze oglądając zajęcia na wodzie. Zapyta ktoś pewnie, co nowego można jeszcze w temacie wymyślić wymyślić? Przecież w naszym kraju szkoleniem żeglarskim zajmowali się swego czasu wszyscy! Sam pamiętam burze medialną i to nie jedynie w prasie branżowej. Był czas, że patenty i uprawnienia żeglarskie stały się tematem ostrych debat sejmowych, co stanowiło jakąś zasłonę dymną dla któregoś rządu, niestety nie pamiętam już, dla którego.

To wszystko spowodowało, że dziś to ja sam nie wiem, jaki patent uprawnia w Polsce, do jakiej powierzchni metrów kwadratowych, czy też długości, a może szerokości? Wiem natomiast, że szkolenie żeglarskie jest dobre wtedy, kiedy jest skuteczne!!! Czyli kiedy adept posiądzie wiedzę, świadomość i umiejętności dla bezpiecznego zachowania się podczas żeglowania!!! Dlatego postanowiłem dzisiaj przybliżyć naszym czytelnikom inną drogę do celu, czyli szkolenie zalecane przez RYA!

 

Książeczka pt. Start Sailing, to wydanie formatu A5, niezbyt opasłe. Na 48 stronach zawarto wszystkie informacje, które wraz z praktyką wystarczają do samodzielnego prowadzenia małych jednostek mieczowych. Sam zresztą system żeglarskiej edukacji w UK, jest dość złożony i wieloetapowy.

Rys1. System szkolenia żeglarskiego w UK.

 

Dwa pierwsze poziomy, to szkolenie trwające minimum dwa dni, na łódkach obojętnie jakiego rodzaju ( kilowe, mieczowe, wielokadłubowe ). Poziom pierwszy, jest traktowany jako nauka dla początkujących, natomiast poziom drugi, to doskonalenie nabytych wcześniej umiejętności. Kolejnym etapem są kursy specjalistyczne, doskonalące wiedzę i rozwijające dany kierunek żeglarskiej przygody.

 

Nasza książeczka traktuje oczywiście o żeglowaniu dla początkujących, niemniej jednak zawiera zwarte informacje o każdym kierunku żeglarskiej edukacji. W ścisły i przystępny sposób podane są różnice, pomiędzy żeglowaniem na małych łódkach mieczowych (Dinghy Sailing), a pomiędzy pływaniem na ciężkich jachtach kabinowych ( Keelboats). Rozwinięto również pojęcie żeglugi na wielokadłubowcach (Multihulls). Dziedzina ta nie była traktowana odrębnie w polskich podręcznikach żeglarskich i jest to pierwsza z różnic, jaką spostrzegłem.

 

Spory rozdział poświęcony jest ubraniom na wodę i osobistemu wyposażeniu. Tu różnica pomiędzy Polską, a Anglią jest powalająca. W skrócie można by to określić tak. Jedziesz bracie na wodę żeglować? Musisz sobie kupić odpowiednie, przystosowane do tego ubranko!!! I tyle! Nie ma tu mowy o półśrodkach, czyli flanelowej roboczej koszuli do taty z kopalni. Gumowym wojskowym kombinezonie typu OP1, czy też OP2. Lub nawet przeciw-deszczowym ubranku jaskrawo żółtej barwy, pochodzącym z sortów BHP.

Na wodę potrzebujesz piankę, sztormowe ubranko, które nie krępuje ruchów, buciki z pianki neoprenowej, nowoczesną kamizelkę asekuracyjną, czapkę i rękawiczki. Reszta już w zależności od warunków ( uprząż, linki asekuracyjne itp). Nie ma przebacz! Jest na rynku ogromny wybór cenowy i jakościowy, ale z portfela wyskoczyć trzeba!!!

 

Dalej jest podobnie. Działy dotyczące budowy Jachów i taklowania, w zasadzie różnią się jedynie jakością łódek na fotkach. Te z angielskiego podręcznika, to oczywiście nowoczesny TOP kadłubów i technicznych rozwiązań, które o dziwo są standartowo stosowane w szkoleniowych ośrodkach RYA! Trzeba uczciwie przyznać, że osoba wyszkolona w Polsce, na standardowej łodzi typu Omega, miała by poważne problemy z otaklowaniem znanych mi z angielskich klubów jednostek. Za to adept szkolenia angielskiego, nie bardzo wyobrażałby sobie chyba żeglowania bezpiecznego, na naszych łodziach, pozbawionych technicznych bajerów. Ta różnica wynika jedynie z różnicy w zamożności szkoleniowych ośrodków i z całym przekonaniem zaniknie w przyszłości.

Ciekawostką jest jednak „dziwne” dla nas mocowanie talii grota, bardzo w Anglii popularne. Talia przytwierdzona do pawęży, wybierana jest jakoby od tyłu.

Rys 2. Mocowanie talii grota, na większości angielskich łodzi typu Dinghy.

 

Następnie przechodzimy do tej „cholernej fizyki”, czyli opory kadłuba, wody, siły i wypadkowe sił. Z naszych podręczników pamiętam, że był to spory rozdział, a wykład był zawsze nudny i mało zrozumiały dla kursantów. W podręczniku Start Sailing, potraktowano go jedynie informacyjnie, ozdabiając kilkoma wyjaśniającymi sytuację rysunkami. Kładąc nacisk przede wszystkim na kursy względem wiatru, co jest zdecydowanie ważniejsze z założenia praktycznego.

Rys 3. Kursy względem wiatru.

 

Nieśmiertelne ostrzenie i odpadanie. Dla kursantów, to pierwsze zadanie na wodzie. Dla instruktora, najnudniejszy dzień kursu. Oczywiście pod warunkiem, że kursant wie co robi i nie przeciągnie manewru do wywrotki i skąpania instruktora włącznie. Ciągłe powtarzanie. Bejdewind, półwiatr, baksztag i powrót do bejdewindu. Niestety nie ma od tego odwołania i czy to po polsku, czy po angielsku leci tak samo. Dotyczy to oczywiście również zwrotów. Z tym, że zwrot przez rufę w Anglii ubawił mnie do żywego. W Polsce zwrot przez rufę wykonuje się zawsze z twarzą w kierunku dziobu łódki!!! Uczy się takiego sposobu przełożenia steru i przesiadki, który pozwala zachować ciągłość obserwacji rejonu, w który zmierza się nasz jacht. Natomiast spece z Royal Yachting Association wymyślili i zatwierdzili system, w którym sternik w czasie zwrotu przez rufę nie widzi dziobu!!!

 

Rys 4. Zwrot przez rufę według zaleceń RYA.

 

Jest to dla mnie dziwne, że na kilka chwil (ważnych z uwagi na wykonywany manewr) sternik odpowiedzialny za jacht, nie widzi co się dzieje!!! Może to prowadzić do sytuacji kolizyjnych i niebezpiecznych, zwłaszcza w czasie ciasnych manewrów. Ponadto nierealne jest wykonanie tą metodę prawidłowego podejścia do człowieka, metodę pętli rufowej. Po prostu zgubimy delikwenta i tyle. W tym miejscu śmiem twierdzić, że nasza metoda wykonywania zwrotu przez rufę, jest zdecydowanie lepsza, choć pewnie miejscowi twierdzą inaczej i po cichu śmieją się z nas widząc naszą ekwilibrystykę rumplem za plecami.

 

 

 

 

 

 

 

Zmora kursantów, czyli węzły i prace bosmańskie! Tu różnice w podejściu do zagadnienia są kosmiczne! Angielski podręcznik zaleca w zasadzie znajomość 5ciu węzłów w tym dwa rodzaje wyblinki. W książce nie znajdziecie ani jednego węzła cumowniczego!!! Natomiast sposób wiązania knagi, przyprawiłby każdego polskiego instruktora i egzaminatora, o palpitacje serca i ostry nieżyt żołądka!

Rys 5. Węzeł knagowy według podręcznika Start Sailing.

 

Bardzo trudno jest mi wyliczyć, czego w angielskim podręczniku brakuje na ten temat. Bo brakuje wszystkiego, co żeglarz wiedzieć, o węzłach i o pracach na jachcie wiedzieć powinien. Jednak po chwili zastanowienia przychodzi refleksja. Przecież angielski żeglarz, gdy coś się zepsuje, nie musi wiedzieć jak to naprawić. Powiem więcej, nie powinien takiej wiedzy posiadać. Powinien za to, znać numer telefonu do firmowego serwisu, który przyjedzie, naprawi, przeprosi, że się śmiało popsuć i skasuje za usługę. Tak działa świat zachodni i pewnie w Polsce niebawem takie trendy będą w żeglarstwie wprowadzane. Nasza wiedza na temat, szycia żagli, zakańczania lin, klejenia kadłubów itp. Niebawem będzie wiedzą folklorystyczną.

 

Kolejne podobieństwa, to oczywiście dochodzenie i odchodzenie od pomostu. Z tym, że Anglicy spory nacisk kładą na start i zakończenie żeglugi z plaży. W czasie rejsu z instruktorem Ryszardem Bencem na Mazurach, kilkakrotnie ćwiczyliśmy desant na plażę. Nie jest to jednak manewr obowiązkowy w wytycznych szkoleniowych PZŻ-u. Niemniej jednak dzięki przyjaźni z Ryśkiem i jego uprzejmości, wiedzę taką w praktycznym wymiarze posiadłem. Anglicy jako wyspiarze, plaż mają bez liku. Jako by, więc wymuszone jest, szkolenie kursantów w metodach takiego uprawiania żeglarstwa.

 

Bardzo duży nacisk w sensie praktycznym i teoretycznym kładziony jest na WYWROTKĘ jachtu!!! W Polsce temat traktowany raczej pobieżnie. W Anglii każdy kursant, na każdym szkoleniu musi łódkę przewrócić i SAMODZIELNIE postawić!!! Nie ma od tego odwołania i nic tego nie usprawiedliwi. Ani pogoda, ani zimno ani słynne dziewczęce wykręty typu „mam okres”, nic!!! Trzeba do wody wleźć i swoje zrobić !!!

W Polsce sytuacje usprawiedliwia jakoby brak odpowiedniego sprzętu. Każdy wie, że wywrócona Omega, nie stawia się łatwo i jest to już raczej mała akcja ratunkowa, która bez pomocy innej jednostki się nie powiedzie. Natomiast lekkie i niezatapialne łódki typu Dinghy, to zupełnie inna historia. Można je łatwo postawić w jedną osobę. Sam to zresztą praktykowałem w czasie mojej żeglugi w UK. Trzeba się zresztą przyznać i do tego, że właśnie na wodach Docklands zaliczyłem pierwszą w życiu wywrotkę.

 

Na koniec dochodzimy wreszcie do zagadnienia tytułowego, czyli do osławionej ósemki sztagowej.

Kiedy zdawałem egzamin na stopień żeglarza jachtowego w klubie Hutnik na ukochanej Starej Pogorii, to manewr ten był jak najbardziej aktualny. Było to jednak 17ście lat temu. Generalnie jest to bardzo spektakularna metoda, wykonania obowiązkowego manewru „człowiek za burtą”.

Rys 6. Manewr podjęcia człowieka metodą ósemki sztagowej.

 

Mankamentem całej tej metody, jest duże prawdopodobieństwo, że manewru nie uda się wykonać! Szczególnie w czasie złych warunków pogodowych!!! Dla początkującego żeglarza zwrot przez rufę jest zmorą. Ogromne siły działające na żagiel w czasie przechodzenia linii wiatru i ten nagły docisk, gdy niewyluzowana zostanie talia grota, powoduje, że zwrot przez sztag, jest manewrem znacznie bardziej lubianym. W czasie normalnych warunków treningowych to luz. Wiaterek maksymalnie do 6 stopni, zafalowanie w normie. Jedziemy zwrot przez sztag, odpadamy, by ponownie wyostrzyć. Żagle w łopot, wytracamy prędkość i w ostrym bajdewindzie podejmujemy zgubę. Niestety człowiek najczęściej nie wypada w czasie dobrej pogody i normalnej żeglugi. Takie wypadki zdarzają się, gdy wieje jak cholera, mamy skrócone żagle, a kadłubem miota na wszystkie świata strony. W takich warunkach zwrot przez sztag po prostu się nie powiedzie!!! Fala i wiatr zatrzymają jacht w linii wiatru i albo odrzucą powrotem na ten sam hals, albo zaczną go cofać! Wiem, co piszę. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

Z uwagi na to, komisja szkoleniowa KOZŻ , wprowadziła i zaleciła taktykę półwiatrową, jako podstawową metodę wykonywania manewru podjęcia człowieka. Nie pamiętam dokładnie, kiedy to nastąpiło, ale w sposób znakomity poprawiło, to jakość i efektywność szkolenia z tym zakresie. Ósemka sztagowa po prostu została powoli zapomniana w naszym rejonie. Spotkałem się jeszcze z tym manewrem w czasie szkolenia w Ślesinie, ale raczej nie podejmowałem tematu, skupiając się na dobrym wzorcu z Katowic.

Było dla mnie wielkim zaskoczeniem, że RYA w swoim wydawnictwie jako jedyną metodę wykonywania tego manewru poleca właśnie archaiczną ósemkę sztagową!? Brak podania metod alternatywnych, półwiatrowej, czy pętli rufowej, uważam za całkowite zubożenie tematu. Wynika to może z faktu, iż cały trening trwa dwa dni! Osobiście uważam, że jest to zupełnie niewystarczające. Niemniej jednak tak to w Anglii funkcjonuje.

 

Czasie moich podróży po angielskich portach, obserwowałem zawsze ogromną ilość jachtów żaglowych. Przystanie pełne są różnorakich łódek i ludzi sport ten uprawiających. Wynika z tego, że szkolenie jest skuteczne. Czasami ciężko jest mi zrozumieć wszystkie różnice i mentalności pomiędzy nami a Anglikami. Jednak wspólna miłość do wiatru i wody często stawała się wspólnym mianownikiem nowych znajomości. Analiza podręcznika Start Sailing, uświadomiła mi, że w wielu dziedzinach, różnie podchodzimy do tych samych zagadnień. Wszystko jednak sprowadza się do jednego celu. By czerpać możliwie jak najwięcej przyjemności ze swobody i wolności, jaką daje żeglowanie. Bo jeżeli chodzi o sposoby propagowania żeglarstwa jako dyscypliny sportu i sposobu na życie, to jeszcze długo będziemy się musieli uczyć od Royal Yachting Association. To jednak będzie tematem kolejnych rozważań w mojej rubryce.

 

A – hoy.

 

Tomasz. Bezan. Mazur.

 

Rysunki pochodzą z książki "Start Sailing- Beginners Handbook", RYA