Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

@Bezan

 

 

Życie od strony kuchni!

Londyn 05.01.2010.

 

 

Odkąd pamiętam, to żeby można było coś dobrze poznać, ocenić, wnikliwie rozgryźć. Trzeba temat poznać od tej prawdziwej strony. Bez upiększeń i sztucznej oprawy. Mówiąc po prostu! Trzeba życie poznać od kuchni!

Tak się składa, że od jakiegoś czasu patrzę na życie w Anglii, z tej właśnie perspektywy. A nie jest to kuchnia byle, jaka! Tak się życie potoczyło, że zaprowadziło mnie do kuchni jednego z prestiżowych hoteli w centralnym Londynie. A zatem, jak wygląda świat z tamtej strony lustra widziany?

Praca kucharza różni się bardzo, od telewizyjnego programu pt. Gotowanie na ekranie! Nie jestem pewien czy Makłowicz, dałby sobie tu radę? W hotelowej kuchni wszystko jest gorące! Noże są niesamowicie ostre! A ponadto trwa ciągły wyścig z czasem! Przecież wszystko musi być ciepłe, smaczne, dobrze przyprawione i efektownie podane! Jeżeli miałbym szukać jakiegoś telewizyjnego przykładu, to najbliżej jest „Ostry dyżur”. Ja jednak bardzo polubiłem tą pracę. Świetnie się w niej czuję, a moje obserwacje z perspektywy „od kuchni” chciałbym rozszerzyć na inne kategorię życia w Anglii.

Z tej innej, choć bliskiej mi zawodowo kategorii, zaglądnijmy na początku do Internetu. Namnożyło się tu w ostatnich czasach, przeróżnych okienek, stron, forów, opisujących życie Polaków na Wyspach. Różne były to fazy! Od ogólnej fascynacji, jeszcze w latach 2004-2007, do narzekania i tragizmu spowodowanego kryzysem w ostatnim okresie. We wszystkich jednak tekstach o tematyce „Polak w Anglii” pojawia się nieodzowny wspólny mianownik, czyli ZMYWAK! Co to jest ten zmywak? Dla osoby z kuchnią obznajomioną, zmywak niczym dziwnym nie jest! Dla większości krytykujących naszą prace w UK. Zmywak jest symbolem upodlenia, pracy poniżej wszelkich kwalifikacji, braku ambicji i wyzysku, na którą rodacy nasi się godzą.

Zacznę od tego, że praca Portera na zmywaku w kuchni jest bardzo ważna. Jeżeli miałbym to zobrazować na przykładzie wspomnianego już para-medycznego „Ostrego dyżuru”, to kuchenni porterzy spełniają funkcję pielęgniarki, gdzie kucharze byli by lekarzami. Jeżeli zawali zmywak, leży cała kuchnia! Brak jest czystych naczyń, kontenerów, talerzy, nie ma dostarczonych na czas produktów. W restauracji, oznacza to Armagedon. Piszę to, aby uzmysłowić wszystkim krytykującym, że praca to łatwa nie jest i zasługuje na szacunek, a nie na urągliwe komentarze na forach ONET.EU. Prawdą jest natomiast, że wielu z naszych rodaków właśnie na zmywaku, pracę swoją zaczęło i tu zakończyło karierę w Anglii. Dotyczy to w takim samym stopniu sprzątaczek pokojowych. Znam osoby, które takie pracę wykonują lat kilka i znam powody, dlaczego tak jest! Podstawą jakiegokolwiek awansu w obcym kraju, jest przyswojenie języka. A tutaj jest już różnie. Zakorzeniona w naszych rodakach „ojczyzna polszczyzna”, tak mocno oplotła im serca i umysły, że postanowili być oporni na wszelkie argumenty dotyczące konieczności nauki angielskiego! Logicznie rzecz biorąc, każdy powinien wiedzieć, że poprawa umiejętności językowych, powinna być pierwszą czynnością zaraz po zamieszkaniu w obcym kraju. Ale polakowi z logiką nie od dziś nie po drodze! Nasz rodak chciałby, by to pani na poczcie, pan w urzędzie skarbowym, ekspedientka w sklepie, aż wreszcie pracodawca, nauczyli się mówić po Polsku. Jest to myślenie zgodne z zasadą, że skoro już was zaszczyciłem swoją obecnością, to mnie spróbujcie zrozumieć. Na nic darmowe szkoły językowe! Na nic książki, a nawet kursy oferowane przez pracodawców! Polak się języka obcego uczył nie będzie i już! Rezultat jest taki, że skoro języka angielskiego w Anglii, nie potrafisz, to będziesz wykonywał taką prace, do której komunikatywność potrzebna nie jest. U naszych rodaków budzi to oczywiście frustracje i gniew, ale bynajmniej nie na własne lenistwo. No i od tego właśnie mamy tą niekończącą się opowieść o „zmywakach” i „krawaciarzach”! Dla jasności chciałbym dodać, że rodacy z fali ostatniej emigracji, zajęli stanowiska przy londyńskich zmywakach, po poprzednikach z okresu emigracji politycznej, tak zwanej „Solidarnościowej”, albo jeszcze dalej, po byłych żołnierzach armii Andersa, którzy bez języka i kwalifikacji zostali w Anglii, po wojnie. Tylko patrzeć, jak te miejsca zajmie jakaś inna, nienazwana jeszcze, a może jeszcze nawet nienarodzona fala polskich uciekinierów. Żeby zakończyć temat publikacji na temat „Polaków w Anglii”, to prawdziwym paradoksem był serial pt. LONDYŃCZYCY! Otóż twórcy tego „dzieła” pokazywali naszych rodaków pijanych, awanturujących się, zmenelonych i wynaturzonych, po czym sami zostali wydaleni z hotelu za pijackie burdy i głośnie zachowanie!

Z kuchennej perspektywy spojrzyjmy też na Polskę!!! Regularnie dwa razy do roku odwiedzam nasz kraj, więc zmiany widzę. Zmiany zdecydowanie na lepsze. Lecz są to zmiany zbyt wolne i wiem dokładnie, co ten proces zmianowy opóźnia. Jak wiadomo każdemu kucharzowi „ryba psuje się od głowy”! Polska jest uznawana na świecie za kraj kolesiowskich klanów, rodzinnych konszachtów, w którym ręka rękę myje. No a jak może być inaczej, gdy najważniejsze dwie posady w państwie, obsadza się wedle klucza rodzinnego, braterskiego, a nawet bliźniaczego. Potem było jeszcze ciekawiej. Bo jak już jeden z braciszków musiał odejść, to ten drugi skoncentrował się na walce z tym, co go wysiudał. No i mamy całą serię złośliwości Prezydenta RP w stosunku do Premiera RP, albo w drugą stronę, jeżeli jest ku temu okazja. Legislacja leży, bo wetuje się dla zasady. Obiecywana poprawa sytuacji dla małych i średnich przedsiębiorstw jest dalej obiecywana i tak pewnie zostanie do kolejnych wyborów.

W kuchni kilka sekcji przygotowuje jednocześnie poszczególne części posiłków. Jest sekcja warzyw, sekcja mięsna, sekcja deserów itp. Wszystko jest tak zgrane, że jak trafia na talerz, to jest gotowe, ciepłe smaczne i doskonałe. Klient zadowolony płaci i wszyscy są szczęśliwi. W Polsce dwie odrębne firmy budowały dwie poszczególne „sekcje” autostrady. Jedna z północy na południe, a druga z południa na północ. Założenie było takie, że się mają spotkać i połączyć razem w jednym miejscu, dokładnie jak nasze kuchenne produkty na talerzu. Niestety różnica odległości wyniosła ponad 12 kilometrów! Bo firmy źle to wszystko pomierzyły i się minęły! Dzisiaj w dobie GPS-u!!!!!! Gdyby wyeliminować takie absurdy, nikt nie szukałby szczęścia zagranicami kraju. Bo te wszystkie paradoksy kosztują każdego z nas ogromną masę pieniędzy. A co ludzie na to? A no nic!!! Co najwyżej nie przyjdą już więcej do tej „restauracji”.

Ostatnio polemizowałem z Jurkiem Knabe, na kilka tematów. Rozmawialiśmy na temat Powstania 1944, i ostatniej kradzieży napisu z oświęcimskiej bramy. Doszliśmy do tego, że nie tak łatwo być dumnym z tego, że jest się Polakiem. I tutaj znowu wrócę do jedzenia. Nasi rodacy szczycą się wędlinami, pierogami, no i oczywiście doskonałej jakości wyrobami alkoholowymi. Niestety świat widzi to troszkę inaczej. Kiełbasy, kojarzą się na świecie przede wszystkim z produktami niemieckimi. Białej kiełbasy i frankfuterków nikt nie kojarzy z krajem z nad Wisły. Co ciekawe, pierogi postrzegane przez nas jako symbol polskiej kuchni, wywodzą się z Italii. Znane są tam pod nazwą ravioli. Taka sama historia dotyczy salcesonów, które przywędrowały do nas z Włoch, wraz z kuchmistrzami królowej Bony. Nawet tak kiedyś popularne kaszanki, czy śląskie krupnioki, przybyły do nas wraz ze szkockimi najemnikami w czasach złotego wieku szlacheckiej polski. Kaszanka nie jest przecież niczym innym jak tradycyjnym Black Puddingiem. Jeżeli chodzi o wódki, to nawet nie możemy się mierzyć z rosyjskim oddziaływaniem na wyobraźnie ludzi z zachodu. Jak wiadomo powszechnie, Rosjanie piją najwięcej, to i wódka jest produktem rosyjskim. Próżno jest tłumaczyć, że Wyborowa pochodzi z Polski i jest podstawą wszystkich drinków z sieci hoteli Hilton, jako że posiada najwyższy stopień czystości i neutralności smakowej. Podobnie ma się z większością innych specjałów, potocznie uznawanych za naszą narodową specjalność i dumę. Tak naprawdę to trzeba się pozbyć złudzeń. Zostaje groch, kapusta i kasza pęczak, choć do tego ostatniego nie byłbym już taki pewny.

Poznawanie rzeczy dogłębnie, „od kuchni” jest dość bolesne. Obdziera człowieka z mitów, wyobrażeń i złudzeń. Przypomina trochę film pt. „Matrix”. Połykasz niebieską pigułkę i staje się jasna rzeczywistość, która może wcale ci się nie spodobać. Jeżeli przeanalizujesz dokładnie historie, to okaże się, że nasza wielkość, jest mocna przerośnięta, a sława oręża wielce nadmuchana. Jeśli wgłębisz się w politykę, czy emigrację, to okaże się nie wszystko jest takie jak chcielibyśmy to widzieć. Podobnie się ma to wszystko od kuchni strony. Może, więc najwyższy czas przestać z uporem udowadniać sobie naszą wielkość, lepszą jakość i doskonalsze rozumienie świata. Może trzeba sobie uświadomić, że tak naprawdę nie wnieśliśmy za wiele do dziedzictwa europejskiego. Że raczej z niego czerpiemy i niezdarnie naśladujemy, choć nie chcemy się uczyć!

Osobiście z pokorą patrzę na osiągnięcia innych. Nie zawsze tak było! Ale takie spostrzeganie rzeczywistości przychodzi z wiedzą i zrozumieniem. Wiele się nauczyłem w czasie naszych zeszłorocznych wycieczek. Wiele dały mi spotkanie z rozlicznymi ludźmi, rozmowy z nimi i poznania innego punktu widzenia. Prysł wyidealizowany świat, gdzie czarne wyraźnie oddzielało się od białego. A jest to wszystko efektem, poznawania „życia od kuchni”!

 

Tomasz, Bezan, Mazur.