Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

@Bezan

 

 

 

Tyle już za nami.

Londyn 20.12.2009.

 

 

Mowa oczywiście o czasie i kończącym się właśnie roku 2009.

 

Za chwilę Święta Bożego Narodzenia. My od lat pięciu spędzamy je w Londynie. Takich jak my jest wielu. Czasami bardzo tęskni się za domem, za bliskimi, za rodziną. Mnie jednak coraz częściej tęskni się za normalnym spacerem po całkiem pospolitych miejscach. Czasem śni mi się dom moich dziadków i całe wspaniałe dzieciństwo tam właśnie spędzone. Śnią mi się wyprawy do lasu, po choinkę. Które to zawsze odbywały się w ciemnościach i po kolana w śniegu. W rękach nieśliśmy zapalone pochodnie, które rozświetlały las tysiącem srebrnych iskier, a za pasem siekierę. Czasem schodziliśmy połowę lasu, wędrując długie godziny na mrozie, po to by przynieść do domu najbrzydsze drzewko, którego nawet wiązanie na drutach nie utrzymywało się prosto w stojaku. Zawsze było przy tym kupa śmiechu i garniec grzanego piwa z miodem.

Brakuje mi gorączki przedświątecznych zakupów. Oczywiście nie zrozumieją tego młodzi koledzy. Niemniej jednak dla nas banan, pomarańcza, czy mandarynka kojarzyły się wyłącznie ze świętami. Jedynie w tym okresie towary takie były dostępne w sklepach. Jako dzieci staliśmy w długich kolejkach, czekając na czekoladę, cukierki, a czasami zwykły chleb i kaszę. Szynki i wędzone kiełbasy, to również były symbole świąt, równoznaczne z ubraną choinką i Mikołajem.

Obecnie spaceruje po ulicach Londynu, jak również Warszawy, Sosnowca i Dąbrowy Górniczej. Mijam ubrane świątecznie wystawy sklepowe. Jest wszystko praktycznie na tym samym poziomie. Takie same wyroby w sklepach, takie same firmy na etykietach, a nawet takie same nazwy sklepów. Co ciekawsze, to rok obecny dał nam szansę na całkiem normalne, czyli białe, śnieżne Święta Bożego Narodzenia w Londynie. Sypie, bowiem i mrozi od kilku dni! I jeszcze żeby można było zrobić czary i odtworzyć tą rodzinną i wesołą atmosferę z lat dziecięcych, to była by już pełnia szczęścia.

Wszystko ma jednak swoją cenę. Nie można zdobyć doświadczenia, nauczyć się świata, języków, kultury i obyczajów innych narodów, bez ruszenia się z miejsca.

Dla nas te pięć lat było czasem intensywnej nauki, a rok ostatni był pod tym względem szczególny. Oprócz pogłębiania pasji i kwalifikacji zawodowych, nie zaniedbywaliśmy pasji żeglarskich. Cały sezon byliśmy stałymi uczestnikami weekendów pod żaglami w londyńskim klubie na Docklands. Do tego doszły częste i rozliczne wyjazdy śladami różnych historycznych miejsc. W śniegu zwiedzałem Muzeum Powstania Warszawskiego, w upalnym słońcu podziwialiśmy tunele pod zamkiem w Dover. Chłostani deszczem oglądaliśmy zamek w Deal. Zjeździliśmy w tym roku wiele miejsc. Zrobiliśmy setki, tysiące zdjęć i napisaliśmy masę opisów z naszych wypraw. Zdobyliśmy ogromne doświadczenie i rozbudziliśmy w sobie ochotę na więcej. Wszystko to odbiło się na statystykach naszej strony. Jedynie kilka razy w roku, naszą stronę odwiedziło mniej, niż 100 unikatowych odwiedzających dziennie. To jest znakomity wynik. Pewnie wszystkie statystyczne szczegóły zamieści Bramreja, ja jednak ze swojej strony przesyłam WAM serdeczne Dziękuję. Myślę, że naszym pisaniem coś udało się zmienić. Może udało się zachęcić kogoś do żeglowania? Może zachęcić do podróżowania? Naszym zamysłem było pokazanie innego sposobu na spędzanie wolnego czasu. Innego niż praktykują go w większości nasi rodacy na emigracji, a co gorsze w kraju też. Chcieliśmy być alternatywą dla bezsensownego siedzenia na ławce pod domem i picia, czego popadnie, byle z alkoholem. Nasze wycieczki w założeniu były tanie. Podstawą sukcesu było dobre przygotowanie. Przetestowaliśmy połączenia autokarowe i kolejowe, wypróbowaliśmy osobiście sporo sprzętu turystycznego. Trzeba podkreślić, że w czasie takich wyjazdów spotykaliśmy różne grupy naszych rodaków. To napawa optymizmem na przyszły sezon.

Kończący się rok jest zawsze okresem bardzo dużego przyspieszenia wydarzeń. Porządki, zakupy, spiętrzenie spraw w pracy, byle zdążyć przed świętami i Nowym Rokiem. Zmęczeni tą gonitwą udaliśmy się na spacer śladami londyńskich, świątecznych targowisk. Długi spacer w słoneczną i mroźną niedzielę, doskonale podreperował nasze siły. Trzeba przyznać, że troszkę śniegu i mrozu potrafi wytworzyć czarodziejską aurę znaną nam z własnego, rodzinnego domu. Jeszcze kilka dni i siądziemy przy suto zastawionych stołach. Zwolnimy tempo i przyjdzie czas na radość i oczekiwanie. 24 Grudnia, to przecież zimowe przesilenie. Dni będą dłuższe, a zatem czas na plany, co do następnego sezonu. Gdzie tym razem zaprowadzą nas szlaki wędrówki? Kto będzie nam towarzyszył? Co nowego zobaczymy? To oczywiście przed nami. Uczciwie jednak powiem, że jestem niezwykle zadowolony z tego, co już za nami.

 

Po raz kolejny życzę Wszystkim Naszym Czytelnikom, Zdrowych Śnieżnych Wesołych Obfitych i Rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia.

 

Nich w przyszłym roku spotkają nas wszystkich nowe wspaniałe przygody. Nie będę życzył braku kłopotów, ale życzę serdecznie szczęśliwego ich rozwiązania. Przecież kłopoty i trudności, to nieodzowna część przygody i to właśnie je pamięta się długo i najlepiej.

 

Tomasz, Bezan, Mazur.