Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Karp ma się dobrze, ale!?

Londyn 23.08.2007.

 

Zanim o karpiach, wstydzie i o tym jak z tym walczymy, to chwila refleksji.

Mam stały dostęp do internetu! Cywilizacja pełną gębą. Wszystko za sprawą kabelka i telefonu komórkowego z sieci 3. Zmieniłem abonament i do starego włączyłem nielimitowany dostęp do netu. Kabelek z wejściem USB podłączyłem do komputera i w rezultacie mam szybki internet w domu, oraz w każdym miejscu, w którym odbiera telefon. Spowodowało to, że znowu regularnie oglądam wiadomości. O zgrozo!
Polityka to już po prostu „dół kloaczny”, choć pewnie wielu z obecnie rządzących nie zrozumie tego pojęcia nigdy. Nie warto sobie zawracać głowy. Gospodarka kwitnie, bo jak się cieszą biznesowcy, nikt się w procesy gospodarcze nie wpiernicza. Czytaj, kilku cwaniaków robi świetną kasę, bo cały aparat zajęty jest robieniem z siebie telewizyjnego pajaca i na nic więcej czasu nie ma. Czytaj, za kilka miesięcy zmieni się władza i wtedy dzisiejsze biznesmeny pozajmują areszty śledcze i ławy oskarżonych w procesach malwersacji gospodarczych. Myszy harcują, kiedy kota nie czują. Konkluzja; nie rozwija się nic, choć pozornie fajnie to wygląda. Kilku cwaniaków się obłowi i jest to cud, że z tego zrujnowanego i okradzionego kraju, jeszcze coś da się podprowadzić. Konkluzja; do Polski na razie nie wracamy! Z ostatniej chwili. Wprowadzenie do sejmu zwierzątek wyjdzie temu gmachowi tylko na zdrowie.
Biały szkwał na Mazurach! Tragedia, oczywiście! Ale okradanie zatopionych jachtów, przez nurkujące „hieny” to kolejny dowód naszego świństwa narodowego! Pytanie? Jacht mieczowy powinien być niezatapialny!? Uczono tego na wszystkich kursach żeglarskich. Czyli, że stosunek komór wypornościowych do ciężaru jachtu powinien być na plus tych pierwszych. Atesty, badania techniczne itp. Itd. A jachty toną i to atestowane. Konkluzja; po cholerę te atesty i instytucje je wymyślające. Mądrość ludowa; Jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz. Wniosek; Jeszcze kilka takich przypadków, a jachty będą lepiej przygotowane, skiperzy lepiej wyszkoleni i kamizelki asekuracyjne założone w porę. Zakładanie kamizelek asekuracyjnych, przeklinana mądrość angielskiej RYA! A może mają rację? Jest jeszcze opcja made in polen; zakaz pływania na Mazurach w ogóle. Bezpiecznie? Oczywiście!

Teraz już wracamy na wyspy. Polacy zżerają nasze ryby! Barbarzyńskie tradycje wędkarzy ze wschodniej europy! Łapią i zjadają! Kto zjada łabędzie? Czyżby odpowiedzialni byli Polacy? Te sensacje pochodzą z angielskiej prasy i w zasadzie mówią o nas trochę prawdy. No może z tym łabędziem to przesadzili. Faktem jest, że najbardziej popularnym sportem w Polsce, jest wędkarstwo. Dlaczego? Bo to doskonały sport dla leniwych. Rzucasz te kule do wody, zakładasz dzwonek na żyłkę i laba. Piwko i jeszcze jedno piwko, a i kieliszek wódki się trafi nierzadko. Kapitalny sport. A jak się złapie ryba! No to siatka, patelnia i znowu kieliszek. Rybka lubi pływać. Czy więc mogą się Anglicy dziwić, że pracujący tu ciężko Polacy tęsknili do powrotu za ulubionym sposobem rekreacji?

W Anglii ryb jest bez liku. Sprawdziłem to osobiście spacerując nad kanałami w Lincolnie i w Londynie. Ogromne karpie, leszcze, okonie i potężne szczupaki zawsze budziły mój podziw. Miejscowych wędkarz jak na lekarstwo. Owszem widywałem, ale w porównaniu do ilości naszych rodzimych gliździarzy nad brzegami Pogorii, to po prostu nic. Naszych amatorów połowów, z daleka od brzegów trzymały dwie rzeczy. Po pierwsze przepisy, których nie znali, a po drugie język angielski, który jest potrzebny by się o te przepisy dopytać. Oczywiście języka też nie znali. I tak było lat kilka, i był spokój i ryby żyły sobie w wodzie. Czas robi swoje. Nawet najbardziej oporny na naukę w końcu coś tam kumać zaczyna. Dowiedzieli się nasi rodacy, że w Anglii wędkowanie jest o niebo łatwiejsze niż w Polsce. W kraju nad Wisłą trzeba zdać jakiś idiotyczny egzamin z dozwolonych długości ryb. Posiadać siatki, wypychacze i oczywiście całe biuro. Konieczne jest ono do prowadzenia nikomu nie potrzebnego, rejestru połowów, warzenia, mierzenia itp. Itd. W Anglii kartę wędkarską wykupuje się na poczcie!? Koszt 24 funty na rok. I dalej bracia na łowy. Oczywiście jest w tym haczyk! W Anglii złowione ryby nie służą do jedzenia !!!!!!!!! W Anglii złowioną rybkę, po wykonaniu fotografii w ramach trofeum, wypuszcza się do wody. Oczywiście te informację są opisane na odwrocie tak łatwo dostępnej karty wędkarskiej. Zgrozo! Napisane są niestety w języku angielskim. Czyli dla większości naszych rodaków, języku, co najmniej niejasnym i mocno politycznie podejrzanym. Efekt: Nasi gliździerze złapane ryby skrobali już na brzegu, patroszyli, smażyli i zjadali. Wywołało to święte oburzenie u miejscowych i wstyd w środowisku lepiej zorientowanych Polaków.

Żeby walczyć z tym postrzeganiem Słowian z nad Wisły postanowiliśmy wybrać się na ryby. Złapać i demonstracyjnie zwrócić im wolność po sfotografowaniu. W tym właśnie celu zakupiliśmy Fishing Licence w Post Office.
Nakopaliśmy robaków i postanowiliśmy przygotować cały festyn z piwem, grilem, winkiem i kapitalną zabawą. Za miejsce naszej wędkarskiej przygody wybraliśmy kanał na Stanford Hill. A ruszyła nas gromada spora. Agnieszka, Patrycja, Jurek, Janusz i ja Polska, oraz Helen Ukraina. Trzeba przyznać, że miejsce rybaczenia za romantyczne nie było. Śluzy, porty rzeczne i magazyny w niedalekiej odległości. Pierwsze koty za płoty! Następnym razem było już naprawdę romantycznie. OK. Rozwijamy wędkę produkt made in USSR i zaczynamy naszą przygodę. W między czasie grill, szaszłyki piwko, żarty z naszego wędkarskiego sukcesu i narzekanie na bolące nogi. Miejsce, które wybraliśmy z Januszem było lekko oddalone, oj delikatny spacerek a tyle narzekania. Czas płynie, jedzonko już dobrze się ułożyło, piwko wypite, winko się sączy a ryby nie ma! Znowu śmiechy z naszego pomysłu. Stare jak świat „ mydło ręcznik i młotek”, czyli podstawowe wyposażenie wędkarskie. Ubaw po pachy, ale i ja tracę wiarę, że coś dzisiaj do wody wypuścimy. Czytaj; wpierw złapiemy a potem wypuścimy. Janusz wiary nie traci. Wiara czyni cuda! Spławik znika pod wodą! Zamaszyste zacięcie i hol. Na końcu trzepocze nie najmniejszy Perch, czyli znany z naszego kraju okoń. Oglądamy, fotografujemy i do wody. Z pozdrowieniami dla rodziny! Przyprowadź tatę i takie tam. Jesteśmy dumni. Następnym razem do okonia dołączyły płocie Roach. Spędziliśmy nad wodą kapitalny czas i udowodniliśmy, że my nie barbarzyńcy.

Ten pierwszy raz, nie był ostatnim. Na ryby jeździmy często. Łapiemy i wypuszczamy. Ryb od tego w kanałach nie ubywa a emocje kapitalne. Ryby do jedzenia kupujemy w sklepie. Konkluzja: Stosując się do angielskich przepisów wędkarskich nie trzeba obawiać się drwiących uśmiechów po powrocie do domu i typowych polskich tekstów typu. Cały dzień cię nie ma i nic nie złowiłeś! Lepiej byś w domu coś zrobił itp. Itd. W Anglii, proste, brały, złapałem, ale wypuściłem zgodnie z przepisami. Czyli, karp ma się dobrze i w domu spokój.

Anglicy w ogóle nie jedzą mięsa ryb słodkowodnych. Karp jest dla nich kapitalną rybą do sportowego połowu. Duży, ciężki daje emocjonującą walkę wędkarzowi i świetnie prezentuje się na fotkach. Smakuje fatalnie! Niejadalny! Podobnie jest z innymi gatunkami. Różnica kulturowa spowodowała zderzenie upodobań kulinarnych. My z Karpia robimy tradycyjne danie wigilijne. Mam smakuje. Jednak jak nie wolno to nie wolno. Jak wyjaśniło śledztwo dziennikarskie, sprawa zjadania łabędzia to typowa „kaczka prasowa”. Nie my winni.

Londyn zaskakuje mnie z każdym dniem mieszkania tutaj. Jest tak zróżnicowany, że odkrywania zostaje jeszcze na wiele lat. Sesja fotograficzna, którą właśnie wam prezentujemy ukazuję ta inna, zupełnie nie znaną stronę miasta. Czy patrząc na te zdjęcia nie odnosimy wrażenia, że jesteśmy nad rozlewiskami Przemszy? Czy do złudzenia nie przypomina to wędkarskiego wypadu w znane nam zakola pod Siewierzem? Londyn ma niesamowicie wiele twarzy.

Mam jednak wypad na ryby podsunął inny plan. Pomysł na nową przygodę! W czasie wędkowania kilkakrotnie mijały nas turystyczne barki mieszkalne, którymi podróżują miejscowi. Wizja rejsu, wędkowania, zwiedzania angielskich szlaków śródlądowych z pokładu barki, bardzo nas zaintrygowała. Od kilku dni rozpracowujemy taki wypad. Zatem do dzieła!

Tomasz Bezan Mazur.