Wydarzenia Halsowanie U Bezana Żaglokultura Żaglopodróże Sylwetki
Debiuty Korespondenci Galeria Pogoria Linki Home

 

 

 

Prawda! Czyli stan zgodny z rzeczywistością.

Londyn 31.07.2007

 

Dzisiejszy materiał w całości chciałbym poświęcić pamięci tych, którzy decyzją administracyjną wypowiedzieli nam domek campingowy umiejscowiony na Pogorii I Ośrodek PWiK Wodnik.

Muszę przyznać, że na początku decyzja ta wprawiła mnie złość. Miałem zamiar odwoływać się od tej rażącej niesprawiedliwości. Obecnie pozostało jedynie poczucie goryczy i rozczarowanie. Odczucia moje są oczywiście daleko niesłuszne. Przecież mieszkałem w Polsce ponad 30-ści lat i powinienem się przyzwyczaić do podłego postępowania moich rodaków. Już jeden z większych zdrajców narodowych Książe Bogusław Radziwiłł powiedział „Jest w Rzeczypospolitej taki zwyczaj, że gdy kto umiera to mu jeszcze krewni poduszkę z pod głowy wyciągają. Żeby się dłużej nie męczył” A ja zdziwiłem się faktem wymazywania mnie i Bramreii z pamięci dąbrowskiego żeglarstwa.

Decyzję tą, uważam za kolejny krok podjęty w tym kierunku przez kilku ludzi, którymi kieruje zazdrość, zawiść i rewanżyzm. Cechy, którymi obecnie nacechowany jest nasz kraj do oporu. Początek nastąpił w roku 2003, opisywałem to na stronie, więc przypomnę jedynie w telegraficznym skrócie. Upadła firma, którą rodzinnie prowadziliśmy od roku 1991. Upadła przez fatalny system ściągania należności z firm( zleceniodawców), dla których pracowaliśmy. W wyniku tego utraciliśmy płynność finansową i straciliśmy mieszkanie w bloku w Sosnowcu. Bramreja podejmuje rozpaczliwą decyzję o wyjeździe zarobkowym do Anglii. W czasie mojego pobytu na obozie żeglarskim w Ślesinie ( zarabiałem na bieżące utrzymanie ucząc żeglowania) grupa dawnych „kolegów” rozpoczęła działania mające na celu przejęcie kontroli nad kasą klubu. Tak, to o to chodziło przede wszystkim, inne powody były już jedynie pochodną tematu.
Widząc sytuację i samemu nie czując się w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, doprowadziłem klub do zakończenia sezonu nawigacyjnego i w czasie zebrania zarządu złożyłem rezygnację, zostawiając na koncie klubu ponad 10 000 zł. Postępując w myśl zasady „ gdzie cię nie proszą tam kijem wynoszą” I wtedy się zaczęło! Niestety to, co działo się w KSW Fregata po moim odejściu i wyjeździe do UK, znam jedynie z opowiadań, dlatego nie wszystko uważam za wiarygodne, choć z obecnej perspektywy żadne świństwo mnie nie dziwi. Jest jednak kilka spraw, które były sprawdzonymi faktami, a które kapitalnie pasują do dzisiejszego opowiadania.
Zakończenie sezonu w roku 2004. To była perełka podłości! W czasie uroczystości jako osoby, które reaktywowały klub wymieniono i pokazano na fotografiach kapitana Jana Wątrobińskiego i Komandora Andrzeja Malinowskiego. Sprostowanie tego faktu ukazało się w internecie i za jego przyczyną strona klubowa KSW Fregaty zrezygnowała z prowadzenia Księgi Gości, jako z otwartego forum dyskusyjnego. Cenzura lubi powracać! Trzeba dodać, że obydwaj wymienieni panowie wyśmienicie przyczynili się do rozwoju klubu i jest to ich niekwestionowana zasługa. Niemniej jednak komitet założycielski stanowili, Jacek Sedlak, Zdzich Krasiczyński, Jan Kowal, Agnieszka Mazur i Tomasz Mazur. Zebranie tej grupy miało miejsce w zimie 1998 na 1999 rok a odbyło się w klubowym hangarze. Dla przypomnienia dodam, że obecni tam w/w wydobyli z własnych kieszeni po 100 zł na wydatki organizacyjne. Taki był prawdziwy początek reaktywowania Fregaty.
Przykład drugi dotyczy Konferencji Żeglarskiej „ Z tradycją na pokładzie” z dnia 17 września 2005. Gdy przed tą datą dotarłem na Pogorię, to okazało się, że pomysł zorganizowania spotkania Polsko-Polonijnego zainteresował wszystkich, poza grupą nieprzychylnych mam ludzi z KSW Fregata. Życzenie niepowodzenia tego przedsięwzięcia było tak nieskutecznie ukrywane, że przybierało postać farsy. Podejrzewam, że gdy by nie pomoc i zainteresowanie sprawą Urzędu Miasta DG, to nawet sztorm nie zmusiłby „kolegów” z Fregaty do uczestnictwa. Moje wnioski wynikają z obserwacji. Wojtek Jamuła ( stały gość w wypowiedzianym mam właśnie campingu, czasami wręcz trudny do wygonienia) powiedział mi,dzień dobry, dopiero po przyjeździe gości z Anglii i Niemiec. To znaczy w momencie, kiedy nadzieje na całkowitą klapę konferencji upadły. Oczywiście umniejszano jak można było temu wydarzeniu. Zapominano go umieszczać w sprawozdaniach itp. Itd. Tu królował Andrzej Żak jako odpowiedzialny za medialne sprawy. Nie wiele pomagały moje interwencję i prośby do V-ce komandora Radka Stachurskiego. Jednym zdaniem! Grupa trzymająca władzę, postanowiła wykreślić nas z historii. I pewnie by im się to udało, ale! No właśnie jest pewne, ale.

Nasza praca w Polsce opierała się zawsze na głębokim zaangażowaniu w to, co robimy. Podbudowane było to zawsze ideom i przeświadczeniem ważności czynionego dzieła. W skrócie, była to robota charyzmatyczna, obłożona dodatkowo etycznym postępowanie. Takie działanie nie boi się egzaminu czasu. Efekty przynosi też niezależnie od miejsca zamieszkania. Powoli, krok po kroku odzyskaliśmy dawną kondycję działania, a nasze horyzonty myślowe i zakres możliwości działania stanowczo się powiększyły i dzisiaj sięgają dużo dalej niż brzegi Pogorii. W każdym normalnym kraju, ludzi takich by się ceniło. Wykorzystując przecież potencjał posiadanych atutów, można by wspólnie, dokonać korzystnych osiągnięć. Jednak w kraju gdzie u sterów Prawej i Sprawiedliwej władzy zasiadał człowiek pokoju Leppera, o rozsądek ciężko. Lepiej narzekać, że kasy mało i żebrać o dotację w Wodociągach, niż samemu wziąć się do zarabiania. Może to mało honorowe, ale łatwiejsze.

Decyzja o wypowiedzeniu mam domku na ośrodku Wodnik spowodowała tylko tyle, że nie muszę kłaniać się kilku osobą. To dobrze, bo nastąpi nareszcie koniec hipokryzji. Wracam do swojej roboty, a my zobaczymy się we wrześniu. Tylko tym razem jako już obcy sobie ludzie.

UWAGA!

Wypowiedzenie domku na ośrodku Wodnik, nie nastąpiło z powodu niepłacenia czynszu! Opłaty wszelkie, związane z elektrycznością, wodą i czynszem były bieżąco regulowane. Camping nr 3 wypowiedziano mam z rzekomo, pogorszenia jego stanu technicznego. Chorym na amnezje proponuję fotografie z roku 1999.

Dziękuję tym, którzy pomimo setek złośliwych komentarzy i uszczypliwych spojrzeń, pomogli naszej Mamie, ocalić trochę wspomnień z lepszych czasów. Bo przecież one były.

Tomasz Bezan Mazur.