Krótka przerwa.
Londyn 06.04.2007.
Mija dokładnie tydzień, kiedy to samolot linii Wizz oderwał się od płyty lotniska Katowice Pyrzowice. Siedząc dzisiaj przy komputerze, próbuję odtworzyć ten czas. Czas, który dla mnie, choć wypełniony do ostateczności, był przecież jak wspomniana w tytule krótka przerwa w świecie codziennej rzeczywistości.
Można się przed tym bronić lub nie, ale czas spędzony na Wyspach, robi swoje. Minęły już trzy lata, od kiedy to Anglia stała się ośrodkiem życiowym dla mnie i dla Bramreji. O nie, nie mam zamiaru opowiadać bzdur typu, że zapomniałem polskiego języka, czy że polska rzeczywistość jest mi obca. Nie zamierzałem i nie zamierzam udawać Anglika. Nigdy nim nie będę. Jestem Polakiem, który mieszka i pracuje w Zjednoczonym Królestwie. Opiszę dzisiaj moje obserwacje z tej właśnie perspektywy. Zacznijmy jednak od początku.
Do Polski wylatywałem w piątek 23 marca. Tragiczna pogoda, wiatr, deszcz i brak słońca. Pomyślałem sobie, no to mnie urlop czeka, czas rozwiał moje obawy, ale. No właśnie było jedno, ale. Pogoda sprawiła, że dokładnie poznałem zjawisko turbulencji. Samolot podchodząc do lądowania w Pyrzowicach, zachowywał się jak okoń nagle wyrzucony z wody, a w dodatku umieszczony żywcem na gorącej patelni. Słowem rzucało mami jak zabawką i szczerze się przyznam, różne myśli przechodziły mi przez głowę. Całe szczęście pilot zrobił swoją licencję nie za przysłowiowe kury i kaczki, lecz stając na wysokości zadania, posadził łagodnie maszynę na ziemię. Odetchnęli wszyscy!
Na lotnisku, czekali na mnie wspaniali towarzysze i mama. Co najważniejsze, kolegów było więcej niż w ubiegłym roku, a i nawet jedna śliczna koleżanka witała mnie w kraju. Było to tak cholernie miłe, że nie sposób tego opowiedzieć. Uśmiechy, uściski i okazały transparent. Może kiedyś uda mi się wam odwdzięczyć.
Dom, miejsce do którego się wraca z każdej nawet najdalszej wędrówki. Rzeczy, które zostawiłem we wrześniu, leżą na tym samym miejscu. Kot Kropek, przeciągnął się leniwie, nadstawił łebek do pogłaskania. Jak gdyby czas stanął w miejscu. Jak gdyby nic się nie zmieniło. To jednak tylko złuda, minęły trzy lata.
Umówiliśmy się, że kolejnego dnia spotykamy się na Pogorii. Urlop krótki, ale wizyta na Pogorii to świętość.
W sobotni ranek wybrałem się do Sosnowca. Wizyta u okulisty, badania i kupno okularków. Paradoks - w Sosnowcu kupiłem okulary w oprawkach Desing UK by A M Group. W chwilę po tym kolejny paradoks. Będąc w Sosnowcu tradycyjnie odwiedzam sklep z militariami Rangers. Wchodzę oglądam półki i oczom nie wierzę. Na wieszaku wisi kurtka wachtowa US Neavy, nowiutka i dokładnie mój rozmiar. Kurtkę taką przymierzałem w Anglii i miałem niesamowitą ochotę ją kupić, ale cena 190 funtów skutecznie mnie zniechęcała. To spostrzeżona w Sosnowcu, kosztowała 230 zł. Wyjąłem i kupiłem. Obecnie paradując w Londynie wzbudzam zazdrość kolegów, a i w Polsce będąc ktoś chciał mi ugryźć guziki.
Po Sosnowcu, przerzut na Pogorie, a tu standartowo. Na ośrodku wiosenne porządki. Grabienie i palenie liści. Wywożenie śmieci. Słowem, wstawanie ze snu. Żal i przykrość bierze, gdy odwiedzam nasz domek. Kiedyś tak tętniący życiem, dzisiaj smutny, pusty i uśpiony. To jednak chwilowe, ponieważ mam już realne plany, co do ponownego ożywienia działalności naszego domku.
Wierni towarzysze dopisali i razem rozpoczęliśmy nasze małe święto. Nadmienię, że miło było zobaczyć kolegów z KSW Fregata celebrujących, wbrew zakazom Ministra Gierdycha, zwyczaj topienia marzanny.
Ten stary zwyczaj, na naszym jeziorze zapoczątkowała nieformalna grupa nosząca nazwę Banda Pszczółki Maji. Jego skuteczność jest gwarantowana i moje obawy o pogodę odpłynęły razem ze spalonymi fatałaszkami kolorowej kukły. Potem było już normalnie, czyli pogoriańsko. Piwko, inne nieco mocniejsze napitki. Kiełbaski z rusztu i opowiadania, o tym co było, co jest i o tym co będzie. Była tradycyjna jajecznica w wykonaniu Dudusia i filmy nakręcone przez Tomka. Były spacery, fotografie i chwile na keji spędzone w wiosennym słońcu. Było kapitalnie.
Od poniedziałku rozpoczęły się moje oficjalne i nieoficjalne spotkania. Okazuję się, że naszą konferencję z 17 września 2005 roku, pamięta wielu ludzi. Wielu ludzi, ku naszej ogromnej radość, widzi potrzebę rozwijania współpracy pomiędzy regionem a środowiskami polonijnymi. W tym szczególne miejsce ma YKP Londyn. Odwiedziłem bardzo wielu ludzi. Odbyłem bardzo pozytywne rozmowy w Urzędzie Miasta. Otrzymałem wspaniałe prezenty, jako dowody sympatii. Za wszystko serdecznie dziękuję i obiecuję nie zawieść pokładanych nadziei. Przepraszam wszystkich tych, z którymi czas nie pozwolił się spotkać. Jeszcze to nadrobimy.
W tym miejscu chciałbym podkreślić, że dzisiaj odbyło się spotkanie zarządu YKP Londyn, na którym przedstawiłem wyniki moich rozmów w Dąbrowie. Właśnie jesteśmy w trakcie opracowania naszego wkładu w rozwój miasta i regionu.
Wracając jednak do urlopu, to wiele się przemieszczałem. Widziałem zmiany. Coś się buduje w regionie, ludzie w autobusie mówią, że to jakaś nowa fabryka. Słyszałem o hali montażowej telewizorów. Gdzie indziej, znowu produkują lusterka do samochodów. To są obserwacje pozytywne. Pozytywnie odbieram również i Dudusia, Tomusia, Tuśkę, Magdę i Babę. Robią oni kursy prawa jazdy. Prowadzą samochody, pracują w soboty i niedziele. To napawa optymizmem. Panowie Politycy, nie spieprzcie tego, bo i oni wyjadą. Narobiliście już tyle zła, że wystarczy na kilka pokoleń.
Widziałem też i rzeczy złe. W czasie podróżowania po regionie widziałem tragicznie ubranych Polaków. Rzecz tyczy się głównie chłopców i mężczyzn, płeć piękna jest OK. Męska strona nie lubi natomiast używać w kraju nad Wisłą, mydła, wody kolońskiej i perfum. Nie ma, co wspominać, o czymś tak skomplikowanym i pracochłonnym jak pasta do butów. Z rozkoszą natomiast używają oni, piwa, wódki i win tanich, produkowanych z czegoś bliżej nieokreślonego. Powoduje to efekt, że w autobusie po prostu śmierdzi przepoconym, nie pranym nigdy ubraniem i świeżo przetrawionym alkoholem. Do tego dochodzi dość orginalne słowotwórstwo. Zdarzało się, że z rozmowy dwóch młodych chłopaków, nie wyłapałem żadnego sensu czy kontekstu. Mówili po Polsku, ale równie dobrze mogliby po Szwedzku. Istnieje jeszcze opcja, że po prostu rozmowa ta sensu żadnego nie miała, nie zależnie od umiejętności lingwistycznych słuchaczy. To tyczy się też debat prowadzonych przez czołowych polityków koalicji rządzącej. Tematem wszechczasów, niezależnie od czasów jest. A- Aborcja i B- Majtki, czytaj pornografia. Gdy to widzę i słyszę to jestem uradowany tym, że od 1989 roku załatwiliśmy sprawę korony dla Orła i do tego się już nie wraca. Reszta nie nadaje się do opisywania. Szkoda czasu na grafomanie.
Podsumowując. Urlop niesamowicie zabiegany, ale pozytywny. Udało mi się załatwić wszystkie rzeczy, które zakładałem do załatwienia i wiele innych nadprogramowo. Jestem już w Londynie i nie zasypiając podejmuję działania, które w przyszłości muszą zaowocować. Liczę na pomoc tych, co zawsze i na przeszkadzanie w robocie, przez tych, co zazwyczaj to czynią. W materiale tym wykorzystałem fotki z urlopu. Uzupełniłem też fotograficznie materiał z mojego wrześniowego pobytu w kraju. Zachęcam wszystkich do lektury i gratuluje Bramreji nowego pomysłu na stronę.
Tak będziemy trzymać.
Tomasz Bezan Mazur.