![]()
|
||||||||||||||
---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|---|
|
A co to za wielka woda? Autor:Bezan,Londyn 28.09.2006. Kiedy w dniu 05.09.2006. pilot samolotu obsługującego linie pomiędzy Londyn Luton a Katowice Pyrzowice ogłosił, że podchodzimy do lądowania. Serce moje zabiło znacznie szybciej. Powodem zmiany ciśnienia w moim ciele, nie był bynajmniej strach o umiejętności pilota. Z lataniem już się trochę oswoiłem. Za chwilę jednak miałem zobaczyć mamę, moich wspaniałych przyjaciół i polskie lasy. Już z góry wypatrywałem zieleni, która rozpościerała się w okienku samolotu. Kto nie leciał na trasie Anglia – Polska , nie zrozumie jak wielka jest różnica pomiędzy krajobrazami tych dwóch krajów. Anglia, gdy tylko opuścimy przestrzeń nad Londynem, żegna nas płaską równiną, usianą niezliczonymi polami i farmami. Niestety w krajobrazie tym nie znajdziemy naturalnej przyrody. Wszystko, co widać jest dotknięte ręką człowieka. Dlatego zbliżając do Polski z utęsknieniem wypatruję zielonych, soczystych i naturalnych lasów, których szum i zapach pamiętam zawsze. Zapach polskiego lasu, kojarzy się z miłymi chwilami. Grzybobrania, wycieczki rowerowe, mazurskie jeziora otoczone lasem i oczywiście Święta Bożego Narodzenia. Proszę się, więc nie dziwić, że przyciskałem nos do szybki i chłonąłem zieloność. I właśnie w tym czasie, pośród zielonej połaci zobaczyłem ogromną wodę. Kiedy rok wcześniej żegnałem kraj, wody tej nie spostrzegłem. Co to za wielka woda?! Zapytałem sam siebie. Pogoria III, przemknęło mi przez głowę. Nie, nie możliwe, jakaś taka za wielka. Może to zalew w Przeczycach? Też mi jakoś to nie pasuję. I nagle olśnienie! Eureka! Ta wielka woda skąpana w popołudniowym słońcu, otoczona zielenią to oczywiście Pogoria VI. Widok zapierający dech i wbijający w dumę. Bo przecież, niezależnie od tego jak spieprzą całą sprawę politycy, to ta wielka woda i tak już tu zostanie. Mądrość w końcu zatriumfuję i żeglarze znajdą swoje miejsce na tym nowym prześlicznym akwenie. Dokładnie takie myśli wypełniały moją głowę na minutę przed lądowaniem. Silne szarpnięcie, na skrzydłach samolotu pojawiają się płaty do wytracenia prędkości. To znak, że już jesteśmy na płycie lotniska. Jeszcze tylko tradycyjne brawa dla pilota, jeszcze wizyta w punkcie granicznym, jeszcze nerwowe oczekiwanie na walizkę i wreszcie można biec w stronę drzwi oddzielających mnie od moich najbliższych. Mamę zobaczyłem od razu! Płakała, ale były to łzy radości. Obok stali wspaniali przyjaciele Duduś, Grucha i Boluś, czyli Tomek i Mateusz Gach i Tomek Gruszka. Nie sposób było ich nie spostrzec, w rękach trzymali ogromne transparenty „Mr Tomasz M. Bezan. Z opowiadania wiem, że napisy te wywoływały zaciekawienie na twarzach innych oczekujących na swoich bliskich. Szybko do samochodu, trzymam mamę za rękę, kumple dotykają mnie, jakby jeszcze nie wierząc, że jestem na prawdę. Ja jednak już powoli ochłonąłem z powitalnego szoku. Wiedziałem, że jedziemy do domu, mojego domu. Wiedziałam, że za chwilę się rozjedziemy, ale jeszcze przed tym ustalimy plan na najbliższy wyjazd na Pogorie. Po drodze „Boluś” zaskoczył mnie chwilowym postojem przy sklepie. Wrócił niosąc nasze ulubione piwo Warka. Pomimo wszystko wiedziałem, że urlop spędzę pod piwną gwiazdą. Autobus linia 806, dojazd do Gołonoga i szybki spacer wzdłuż torów kolejowych. Wiadukt i już widzę widok, który tak dobrze znam. Kolorowe domki i dach dawnego ośrodka DAMEL i brama ośrodka wodociągów. Jedyna zmiana to jej kolor, kiedyś zielona, obecnie pomalowana na ceglano czerwony. Napisy informują, że jestem na terenie Ośrodka Wczasowego Wodnik, Dąbrowskich Wodociągów. Inny mówi mi, że znajduje się tu klub żeglarski KSW Fregata. Ja nie potrzebuje żadnych napisów, ja jestem tu jak u siebie. W głowie wspomnienia, wspomnienia i wspomnienia. Znam tu wszystkie kąty i ludzi. Ludzie znają mnie. Czy jeszcze pamiętają? Pod domkiem czekają chłopaki Duduś i Grucha, Boluś jest w pracy przyjedzie dopiero w sobotę. Przywitałem się serdecznie ze wszystkimi tymi, którzy chcieli się przywitać. Byli i tacy, którzy z mojego powodu, chodzili okrężnymi drogami żeby się przypadkiem nie spotkać. To ich sprawa. Jednak, jeżeli czas, odległość i niejednokrotnie wyrażana z mojej strony chęć współdziałania, nie są wstanie przełamać lodowego oporu. To trudno, co robić! Z chłopakami zaczęliśmy od rundy honorowej, po pogoriańskich knajpach. Na pierwszy ogień Hutnik. Serdeczne przywitanie z Basią i Wojtkiem. Kuba leje nam piwo, doskonałe w smaku, jedyne i niepowtarzalne piwo wareckie, pite na tarasie w jedynym i niepowtarzalnym miejscu na świecie. Rozmowy i rozmowy, co u was, a co u ciebie? Obowiązkowe wspomnienia. Nie jestem w stanie zliczyć godzin spędzonych u Wojtka na tarasie i nie jestem w stanie policzyć wypitego tam wspólnie z kolegami piwa. Pewne jest jednak to, że knajpa jest jak była i piwo i widoki niezmiennie wspaniałe. Wchodzimy do „Omegi” Niestety ponownie nie możemy się napić piwa, ponieważ odbywa się tam zakładowa impreza. No fajnie, że jeszcze istnieją zakłady, które organizują jakieś integracyjne imprezy. Kolejny był osławiony „Catamaran”. Piwo najdroższe na Pogorii, barmanka niemiła i szykowali się na wesele. Szybki browarek i stwierdzenie, że nam żeglarzom najlepiej w „Hutniku” u Wojtka Walotka. W sobotę do gry przyłączył się, „Boluś”. Ponadto uruchomiliśmy dawnego Zefira, a obecnego Delfina i zaczęły się jeziorowe włóczęgi. Odwiedziłem kolegów z KSW Hutnik. Było bardzo sympatycznie. Wielu kolegów zmieniła swój stan cywilny, wielu ma już swoje dzieci. Wiele z tych dzieci pływa już na „Optymistach” po Pogorii. Niestety miałem poważne problemy, żeby rozpoznać te „nasze” przecież dzieci. Inny kolega właśnie niedługo będzie tatą, a jego żona to też nasza doskonała koleżanka. Świat mknie do przodu. Dopiero po tak długiej nieobecności widać zmiany, zmiany, zmiany. i pływanie w pięknej, prześlicznej pogodzie. Odbyliśmy kilka tradycyjnych rejsów. Czyli na plaże, cumowanie, bieg do sklepu, zakup pienistego i powrót do klubu. Słowem kapitalna niedziela, za którą wszystkim wymienionym w tekście niezwykle dziękuję. Nie wierzyłem, że taki fajny czas może się powtórzyć. Jednak los płata figle, w dwa tygodnie po tej niedzieli był inny, jeszcze lepszy wyjazd na Pogorię. Pozdrawiam wszystkich tych, co na jeziorze. Tomasz „Bezan” Mazur. |
|